Rozdział 1

152 10 1
                                    


May

Skręciłam w prawo, tak jak kazał mi głos w GPS-ie i po chwili usłyszałam.

— Jesteś na miejscu — odezwał się elektroniczny, kobiecy głos.

Wysiadłam z auta, poprawiłam okulary i uśmiechając się do siebie, pewnym krokiem ruszyłam ku wejściu. Od razu skręciłam w lewo, udając się w stronę sklepu z torebkami. Uwielbiałam tę różnorodność kolorów i fasonów. W takich momentach mogłabym porzucić wszystko i zamieszkać wraz z tymi kolorowymi cudeńkami po wieczność.

Zaraz po wejściu wpadły mi w oko dwie torebki.
Wy znajdziecie się na górnej półce. Znajdę wam idealne miejsce. — pomyślałam odbierając od sprzedawczyni dwie wielkie torby z czarnym napisem „Chanel ".

Blask słońca, który dopadł mnie po przekroczeniu szklanych drzwi, spowodował, że moja twarz rozpromieniała się, a usta uformowały się w beztroski uśmiech.

Torebki zaliczone, teraz buty. Całe moje ciało przeszyły ciarki ekscytacji. Radośnie ruszyłam przed siebie.

Ludzie otaczający mnie podobnie jak ja — byli w szale zakupowym.
Czyż nie ma równie cudownego zajęcia jak uzupełnianie swojej garderoby o nowe przedmioty? — pomyślałam, zastanawiając się jakim absurdem byłoby myślenie inaczej. Prawdę mówiąc, zakupy były dla mnie jak sport. Masz swój jasno postawiony cel, do którego dążysz. Osiągnięcie mistrzostwa w każdej sztuce jest powiązane z monotonnymi ćwiczeniami i licznymi wyrzeczeniami, przez co staniesz się bezkonkurencyjny w swojej dziedzinie. Właśnie dlatego teraz ćwiczę.

Wreszcie w oddali ujrzałam mój cel — cudowny sklep z butami.

Zaraz po przejściu przez szklane drzwi. Postanowiłam po kolei oglądnąć każdy model oraz z dokładnością wybadać, jakiego jeszcze mi brakuje. Na jednej z półek znalazłam prześliczne czarne mokasyny ze złotą klamrą Bally Janelle.
Te na sto procent — pomyślałam, wskazując w stronę butów. Ekspedientka, obserwująca każdy mój krok odwróciła się i zniknęła za czarnymi drzwiami magazynu. Stanęłam w miejscu i potarłam palcem wargę ust, zastanawiając się, gdzie mogłabym znaleźć dla nich miejsce. Tylko co zrobię z szafką, pełną szpilek w odcieniach granatu? Może kupię jeszcze jedną szafkę. O! DOBUDUJĘ PIĘTRO.

Odwróciłam się i z impetem wpadłam na jakiegoś mężczyznę.

— Bardzo przepraszam, nie chciałam... — Podniosłam głowę, aby zobaczyć na kogo wpadam. Cholera, nie potrafiłam oderwać wzroku. Jego karmelowe oczy były niczym magnez, od którego nie potrafiłam się oderwać.

— proszę pana. — dopowiedziałam bezmyślnie, wciąż spoglądając w górę.
Może i nie przepraszam? Poczułam, jak na twarzy maluje mi się uwodzicielski uśmieszek. Przygryzłam dolną wargę i oddaliłam się o kilka kroków.

Był nie do opisania.

Koło trzydziestki, wyższy ode mnie będącej nawet na szpilkach. Jego krótkie, ciemnobrązowe włosy były starannie ułożone i zaczesane do tylu. Ubrany był w bordowy garnitur i kamizelkę tego samego koloru. Jego postawną sylwetkę opinała szara koszula zapinana złotymi spinkami do mankietów w kształcie litery „M". W kieszonce garnituru znajdowała się zadziwiająco równo ułożona, biała poszetka.

Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. Uśmiechnął się lekko. Nie, tylko nie to. Sposób, w jaki się uśmiechnął, spowodował, że serca zabiło mi szybciej.

Weź się w garść. W końcu miałam weekend, trochę rozrywki mi nie zaszkodzi. Uśmiechnęłam się szeroko, wiedząc, że zabawę czas zacząć. Podeszłam do mężczyzny i otworzyłam usta. Przerwała mi ekspedientka w najmniej odpowiedniej chwili, przynosząc moją parę butów.

May Ellison a smile worth a sin [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz