chapter 2

189 9 1
                                    

Ri wraz z Clintem znajdowali się właśnie nad celem, Clint zniżał już statek, żeby wylądowac. Przez całą drogę nie zamienili ani jednego słowa.

- Jesteś pewna? - spytał cicho Clint

- Tak - odpowiedziała lakoniczne

Znajdowali się przed bydynkiem. Wyglądał bardziej jak blaszany garaż niż budynek organizacji, ale pewnie zrobili to po to żeby nie zwracać na siebie uwagi, a w środku robili w spokoju eksperymenty. Aurora była zła, co więcej była wściekła, że Tony znowu bezmyślnie wpadł w kłopoty.
Z determinacją wyszła ze statku, szła pewnym krokiem niczym modelka po wybiegu. Podeszla do blaszanych drzwi, mocnym zamachem je otworzyła. Jej oczom ukazało się dwóch agentów Hydry, których powaliła i ogłuszyła w mgnieniu oka. W kącie związany siedział Tony.

- Zabije cie kiedyś po prostu zabije, zrobili ci cos? - podeszła do brata i zaczęła rozwiązywac line, ten tylko pokręcił głową. Po uwolnieniu Starka, usiadła przy komputerze i zgrała z niego wszystkie dane.

- Wiedziałem, że mnie uratujesz siostrzyczko.. Po chwili Ri zamachnęła się i uderzyła Tony'ego w policzek.

- Clint, zwiąż ich i zabierz do statku, proszę - wskazała na dwóch  nieprzytomnych agentów. Chwyciła brata za materiał koszulki między łopatkami i zaczęła kierować się do wyjścia. Kiedy Tony był juz na statku Ri stanęła przed blaszakiem. Wyciągnęła przed siebie szeroko ręce. Prawą wykonała kształt koła a w jej rękach pojawił się fioletowy płomień, skrzyżowała ręcę i pociągnęła je w dół. Caly budynek Hydry wybuchł.

Całą drogę nie odpowiedział na ani jedno słowo Starka, usiadła po drugiej stronie statku ignorując go. Po zaparkowaniu w siedzibie Avengersów znowu chwyciła go między łopatkami i weszła do windy, po przyjeździe do strefy mieszkalnej wypchnęła Tony'ego do salonu gdzie siedzieli wszyscy Avengersi. Na sofe rzuciła dysk z danymi i bez słowa udała sie do swojego pokoju. Przebrała się w krótkie spodenki i koszulke i usiadła na łóżku. Przykryła się kołdrą, włączyła serial i starała się uspokoić, po chwili rozległo sie pukanie. Nie miała ochoty nikogo widziec, pozostała cicho z nadzieją ze gość sobie pójdzie

- Aurora mogę? - zza drzwi uslyszała głos Kapitana

- Wejdź - westchnęła nie odrywając wzroku od ekranu. Kapitan przez chwile nieruchomo stał w progu, ale zaraz podszedł do łóżka dzieczyny i usiadł na jego krawędzi.

- Jak sie czujesz? - położył swoją dłoń na dłoni Ri, która wystawała zza kołdry

- Nie mam ochoty na rozmowę - mruknęła ledwo słyszalnie

- Dlaczego jesteś zła? - spytał z troską

- Jestem po prostu zmęczona- wtuliła sie mocniej w poduszke

- Przecież mi możesz powiedzieć - pogładził ją po plecach. Wiedział, że to pomoże sie jej rozluźnić

- Nie pozwala mi wychodzić z wieży, nawet na głupi spacer muszę wychodzić z ochroną, nie mam żadnych znajomych w moim wieku, nie wiem jak to jest wyjść i się zabawić, nigdy nie byłam w klubie, galeri czy kinie. Zamknął mnie w tej złotej klatce jak jakąś roszpunke, robi ze mnie ofiarę losu, która potrzebuje ciągle opiekunki bo potyka się o własne nogi. Tymczasem on dał sie porwać juz 4 raz w ciagu pół roku i to jego ciągle trzeba ratować bo jest pierdolonym ekscentrycznym chujem, któremu wydaje się, że cały świat leży u jego stóp. Tak wiem "Aurora pilnuj języka" to możesz sobie darować.

- Wiem, że masz racje ale musisz postawić się też w jego sytuacji. On ma tylko ciebie i kocha cie nad życie,  nie chce żeby stała ci sie krzywda.

- Steve ja rozumiem to wszystko, ale jestem dorosła - podniosła sie do pozycji siedzacej stykając sie z Kapitanem kolanami - Powiedz mu, że mam racje ciebie posłucha

- Aurora wiesz, że zawsze jestem po twojej stronie, ale gdybym był na miejscu Tony'ego zrobiłbym to samo. Też chciałbym chronić cie przed całym złem tego świata - poglaskał ją nieśmiało po policzku - Ale wiem, że nie odpuścisz.

I don't like your attitude - Steve Rogers Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz