《12》

95 5 0
                                    

Obudziłam się, kiedy kobieta w białym ubraniu zmieniała bandaż na mojej nodze.
-Mogę chodzić już?
-Tak, to ostatni opatrunek. Dwie, trzy godziny i możesz wrócić do siły sprzed rany.
-Dziękuję.
Wyszłam z sali i poszłam tam, gdzie mnie zaprowadził nos.
I trafiłam. W drzwiach stał Faramir.
Zobaczyłam na jego ustach delikatny uśmiech. Nie miałam siły go odwzajemnić.
-Bądź silna.
Objął mnie ramieniem i puścił, bym mogła dalej iść do głębi sali.
Byli tam prawie wszyscy, jakby na mnie czekali. Gandalf, hobbici, Aragorn, Eomer, Gimli i na samym końcu stał Theodred. W końcu stracił ojca, teraz on miał być królem. Na sali znajdowała się też służba czekająca na polecenia.
Nie pokazywałam smutku. Szłam tam zła i jednocześnie gotowa do walki. Nie wiedziałam od kiedy trzymałam zaciśniętą dłoń na mieczu. Z każdym krokiem, z każdym spojrzeniem iskierki w arcyklejnocie migotały.
-Frodo i Sam potrzebują nas.
-Nie możemy im pomóc.
-Idźmy pod Czarną Bramę. Zwrócimy na siebie uwagę oka. Będą mieli łatwiejszą drogę.
Pomysł Aragorna przypadł do gustu Theodreda, którego mina złagodniała, jak to usłyszał. Wtedy jednak nagle spojrzał na mnie.
-Dajmy jej dzień.-wskazał na moją nogę
-Za godzinę mogę już biegać!-oburzenie w moim głosie definitywnie protestowało
-I tak jest nas bardzo mało, Trina. Dajmy sobie dzień, na życie.
Cisza panowała tylko momencik.
-Frodo może je bardzo szybko stracić. Straci wtedy i życie całego Śródziemia.
-Walczmy!
-Nie możemy iść!
-Dajcie dzień odpoczynku!...
... i tak zawrzała kłótnia, której nie miałam ochoty słuchać. Tak zawsze wyglądał Legolas. Przysłuchiwał się kłótniom, nie lubiąc uczestniczyć w nich. Jednak często go ciekawiły.
Tęskniłam za nim, bardzo.
Spór ucichł, gdy w drzwi sali ktoś zaczął łomotać. Tak, że klamka z naszej strony zaczęła się kołysać.
-Wpuść gości.-szepnął Theodred
W drzwiach pojawiła się królewska para. Dostojny wojownik i jego piękna żona. Oboje ubrani w bogate, podróżne stroje. A ja? W jeszcze postrzępionym, szarym kombinezonie z nogą owiniętą białym bandażem.
-Trina? Ładnie tak uciekać?-głos króla krasnoludów rozbił się o ściany
-Ciebie się nie da zmusić.-jego królowa również zwróciła się do córki-Aragorn?
-Rozalia-odpowiedział dumnie z ukłonem
-Trzytysięczne wojsko przyda wam się?

Weszli tam tak pewni siebie, że wiedziałam, co chcą zrobić. Mówili już o tym od dawna. Chcieli umrzeć z honorem. Moi rodzice.
Nie miałam siły tego komentować.
-To znaleźliście Freina?-spotkanie się zakończyło i mogliśmy swobodnie porozmawiać
-Przez cały tydzień nie mogliśmy go znaleźć. Niezły ten karczmarz. Ale Frein powiedział, że siedział tam dobrowolnie, więc karczmarz nie został ukarany.-Thorin był wręcz dumny z mojej ucieczki, ale bał się to głośno pokazywać
-I myślicie, że nie rozsadzi Ereboru na kawałeczki?
-Nie dostał Ereboru.-te słowa przez chwilę tkwiły w mojej głowie
-Jak to "nie dostał"?-w końcu przeanalizowałam wszystko i nadal nie rozumiałam niczego
-To król ustanawia prawo. Spadkobiercą i zastępcą króla Ereboru jest Kiriel.
-Kiriel? Kili byłby dumny. A co z Freinem?-nawet podobała mi się wizja syna mojego kuzyna na tronie
-Został on głównym dowódcą wojsk królestwa. To mu zawsze wychodziło. I był zadowolony z takiej sytuacji. Nigdy nie chciał przejąć Ereboru.
Rozumiałam to wszystko idealnie i nie myślałam, że to tak wszystko się może ładnie rozwiązać. Tylko... co ze mną? W końcu teraz zostałam bez nikogo i niczego. Zaczynałam się bać, że może być jeszcze gorzej.
-Nie patrz z taką smętną miną w ten stół. Wiem, co się stało. I czuję, że chociaż zwiałaś ze ślubu, to na drugim już byś się pojawiła. Ale na pocieszenie, choć pewnie marne, ale mam też informację dla ciebie. Na mocy sojuszu podpisanego z Leśnym Królestwem już jesteś żoną Legolasa. A prawo Leśnego Królestwa mówi, że jeżeli najstarszy potomek króla nie jest w stanie pełnić funkcji władcy, wtedy ten przywilej spada na jego współmałżonka. Czyli jesteś następczynią tronu Mrocznej Puszczy.
Czekaj. Tu się zadziało dużo za dużo jak na moje życie. Mam zostać królową elfów? Nie, to było niemożliwe.
-Um, daj mi to przemyśleć. Kocham cię, tato.
-Też cię kocham, Trina.

Czułam się bardzo, bardzo dziwnie z tym, że miałam zająć miejsce Legolasa. Tak naprawdę to on zniknął, a kiedy go ostatni raz widziałam, to ukradkiem starając się go unikać. Zaczynałam czuć się jak sęp. Straszny, ohydny sęp. Wolałam nie mieć już nic.
Musiałam być jednak silna.

Kolejny dzień wydawał się wyrokiem. To był koniec, nasz koniec. Nie było ani jednej opcji, że wyjdziemy z tego cało. Ale, po co? Chciałam, by Śródziemie żyło jak dawniej, nawet moim kosztem.
Choć, ten koszt w moich oczach był słabym poświęceniem. Bo moje życie nie liczyło się dla mnie. Nie umiałam znaleźć sensu. Nie potrafiłam tego zrozumieć. A udało mi się zakochać. I równie szybko to stracić.
Byliśmy świadomi ostatnich chwil. Musiałam też zaakceptować to, że moi rodzice wypełniają swoją obietnicę. Zginą razem na polu walki. Zawsze chcieli tak zginąć. I na dodatek razem, bo w końcu nie mieli innej opcji.
Każdy był ubrany w dość bogaty strój, jak na walkę. Nasz świat i tak miał spłonąć, poczujmy się tę chwilę wyjątkowo.
Dostałam konia od Theodreda. Szczerze chciał, bym chociaż przez chwilę się uśmiechała. Mimo masy obowiązków tego ranka zrobił tyle małych gestów dla mnie, że naprawdę poczułam się troszkę lepiej. Cieszyłam się, że miałam okazję poznać taką osobę.
Już jechaliśmy tam. Dech zapierał w piersiach, gdy w gasnącym świetle szarych chmur Thorin i Rozalia jaśnieli dumą i majestatem. Ja natomiast, choć na najlepszym koniu, wyglądałam jak ostatnie z nieszczęść. Cała reszta naszych niespełna pięciu tysięcy wojowników trzymała bezkresną ciszę. Przejmujący smutek wymieszany z malutkim dodatkiem dumy i zamyślenia.
Ta ziemia będzie naszym grobem. Tutaj będziemy walczyć do końca.
Rośnie we mnie powoli siła.
Ostatnia moja siła.
Podchodzimy do Czarnej Bramy - nienawidzę tego muru.
Otwiera się - zabiję, by uczcić historię Legolasa.
Odchodzimy - wyjmuję miecz.
Czekamy, a oni oblewają nas dookoła - zsiadam z konia i ciągnę za sobą miecz przez kilka kroków.
Jeszcze moment w głuchej ciszy - wiem, że nie ma odwrotu.
Moje oczy zaświeciły iskierkami szału.
Zniszczę tę armię albo ona zniszczy mnie pierwsza.
Jeszcze tylko sekunda...
Tylko chwilka...
-Dla Froda!
Aragorn rozpoczął wojnę.
Wpadłam w wir walki. Miecz, cios, pokonany. Sztylet. Atak z tyłu, jeden z lewej. Złość kotłowana w arcyklejnocie wybuchła. Mój miecz zapłonął, raniąc tylko orków. Machałam nim nadal tak płynnie i umiejętnie jak do tej pory.
Na ustach miałam jedno imię.
Legolas, wiedz, że cię kocham.
Ponad życie.
Nie zwróciłam najmniejszej uwagi na ranę na łydce - mogłam nadal walczyć, było dobrze.
Ogień przyciągał, choć wydawałoby się, że odstraszał. Zaczęli na mnie napierać. Walczyłam jeszcze bardziej zacięcie i mocniej. Emocje znalazły dla mnie kolejną porcję siły.
Mogłam zabić ich wszystkich. By na końcu zabić siebie.

Ale, nadal było ich wielu. Musiałam walczyć. Dla niego.
Nie było tam ani dnia, ani nocy. Oko obserwowało nas, śledząc najpilniej moje ruchy. Ogień przyciągał ogień. Jego światło raziło mnie, wykluczając chwilami z walki. Ściągałam dużo uwagi. Niektórzy powiedzieliby, że za dużo...

Najmniej krasnoludzka księżniczka || ᛚᛟᛏᚱOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz