3. Americano

989 69 0
                                    

Na drugi dzień po pobycie w barze, Jungkook zadzwonił do Yogiego, by poinformować, że nie będzie go w pracy. Czuł się fatalnie, nie wiedział tylko, czy to przez nadmierną ilość alkoholu (choć nie mógł go wypić aż tyle, ponieważ wszystko pamiętał), czy przez emocjonalny dołek, w który wpadł.

Leżał więc na ogromnym łóżku pośród rozkopanej pościeli, w swoim pustym apartamencie w centrum miasta i wsłuchiwał się w ciszę. Na to piętro nie dochodziły nawet odgłosy wiecznie głośnego i zakorkowanego Seulu, w którym życie toczyło się szalonym tempem. W związku z tym brunet wpatrywał się w sufit, w całkowitej ciszy, nie mając chęci chociażby wstać po tabletkę na ból głowy. w końcu nie był on aż tak uciążliwy, jak ten w sercu.

Można by się pokusić o stwierdzenie, że Jungkook się nad sobą użalał. I być może było w tym trochę prawdy. Jednak każdy człowiek ma takie momenty w życiu, kiedy zdaje sobie sprawę z własnego nieszczęścia i nie będąc już w stanie po raz kolejny wyprzeć tych uczuć, poddaje się im w zupełności. Jungkook, na co dzień radosny i pełen energii, pozwolił sobie na chwilę słabości. Pozwolił smutkowi i pustce wziąć nad nim kontrolę, wskutek czego wstał i udał się w stronę barku. Raz na jakiś czas przecież można, prawda?

Taehyung i Jimin po raz kolejny spędzali czas po wykładach w Coffee Cloud. Jimin był w trakcie opowiadania historii o tym, że pewna pani profesor ponoć umawia się z jednym ze studentów ostatniego roku, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że wcale nie jest słuchany. Taehyung głowę zwróconą miał w stronę pozostałej części kawiarni i biegał wzrokiem po ludziach. Park spojrzał na niego wymownie (czego tamten oczywiście nie zobaczył) i jak to miał w zwyczaju, szturchnął go w ramię.

— Nawet nie próbuj się wymigać od powiedzenia mi, co właśnie robisz — blondyn założył ręce na piersi i spojrzał na przyjaciela spod przydługiej grzywki.

— Ja… — Tae zastanowił się, czy jest w stanie w super szybkim tempie wymyślić jakiś wiarygodny powód. Wyszło na to, że nie.

— Szukasz go, prawda? — Kim już otwierał usta, by coś powiedzieć, jednak Jimin nie dał mu dojść do słowa. — Dobrze wiesz o kim mówię. Hej, jesteśmy przyjaciółmi, tak? Możesz mi powiedzieć o wszystkim.

Szarowłosy westchnął. Wcale nie miał problemu ze zwierzaniem się Jiminowi. Ufał mu, ale sam nie wiedział, dlaczego tak właściwie rozglądał się za tym konkretnym kelnerem.

— Nie wiem, Jimin. To znaczy, tak, masz rację, szukałem go, ale… nie wiem czemu. Po prostu lubię na niego patrzeć, zwłaszcza jak się uśmiecha i porozmawiać, nawet, jeśli mówię tylko co chcę zamówić.

Jimin uśmiechnął się, widząc jednego z kelnerów, idącego w ich stronę. Gdy tamten podszedł do ich stolika, od razu zapytał:

— Cześć, widziałeś może tego młodego kelnera? Brunet, dosyć wysoki, króliczy uśmiech? — Taehyung słysząc słowa swojego przyjaciela, zakrył twarz dłońmi ze wstydu. Cały Jimin - bezpośredni, zero skrupułów. Jakby miał zapytać losową kobietę na środku ulicy, czy ma może tampony do pożyczenia, też zrobiłby to bez wahania. Potem tylko uśmiecha się uroczo i wszyscy mu wybaczają.

— Umm… Jungkook? Dzisiaj wziął sobie wolne, więc nie ma go w pracy — brązowowłosy mężczyzna był nieco zdziwiony nietypowym pytaniem, ale postanowił się nad tym długo nie zastanawiać. — Mogę zebrać zamówienie?

— Tak, poproszę americano — powiedział Taehyung, zanim Park zdążyłby pociągnąć temat.

Taehyung przekraczając próg swojego domu, usłyszał z salonu krzyki swoich rodziców. Padło parę ostrych słów, więc nie witając się, po cichu zdjął buty i starając się nie zwrócić na siebie uwagi, pobiegł do własnego pokoju. Zamknął za sobą drzwi i odetchnął. Nie lubił jak jego rodzice się kłócili. Nie robili tego za często, przynajmniej nie jak był w domu, ale jak już zaczynali, to prawdopodobnie wiedzieli o tym wszyscy sąsiedzi.

Tae, mimo że studiował, nadal mieszkał z rodzicami, ponieważ było to wygodne. Nie musiał martwić się o rachunki, czy zakupy spożywcze, bo tym zajmowali się dorośli. Jego rodzice naprawdę go kochali, przejmowali się jego nauką, ale także pozwalali spotykać się ze znajomymi. Dawali mu przestrzeń, której potrzebował, ale również interesowali się życiem swojego syna. Szarowłosy był bardzo dobrym uczniem od małego, więc nie sprawiał im dużo kłopotów. W zamian, już jako dwunastolatek mógł bez pytania spędzić trzy dni u przyjaciela, nie musząc bać się o późniejszą awanturę w domu. Taehyung był bardzo wdzięczny za takich rodziców. Wychowali go na odpowiedzialnego i mądrego człowieka, jednocześnie nie zabraniając przyjemności, pokazali, że one też są dla ludzi. Student był świadom, że nie każdy tak trafił, dlatego starał się często okazywać rodzicom swoja miłość.

Przez to, że był wychowany w atmosferze wzajemnej miłości i czułości, bardzo źle znosił wszelkie kłótnie pomiędzy rodzicielami. Zamykał się wówczas w swoich czterech ścianach i próbował zająć czymś innym. Często wychodził w tym czasie na spacer, by nie słuchać krzyków, które raniły jego serce. Wiedział jednak, że nie powinien robić rodzicom wyrzutów, ponieważ zawsze dochodzili do porozumienia i przepraszali się za swoją złość. Różnice zdań między ludźmi są naturalne, nawet w małżeństwie. Nie ma dwóch osób, które miałyby zawsze takie same poglądy. I kiedy dochodzi do starcia dwóch odmiennych opinii, rodzą się kłótnie, które potem prowadzą do kompromisu oraz rozwiązania problemu.

Taehyung biegł po rozległej łące, ozdobionej kolorowymi kwiatami. Wokół niego latały duże, błyszczące motyle, a w tle było słychać śpiew ptaków i cykanie świerszczy. Gonił wyjątkowo ślicznego, czerwonego motyla, śmiejąc się przy tym radośnie. co jakiś czas podskakiwał, będąc tuż tuż za owadem, jednak temu za każdym razem udawało się umknąć.

W pewnym momencie Tae potknął się i przewrócił. Odruchowo zamknął oczy, lecz gdy je otworzył, sceneria się zmieniła. Znajdował się na polanie pośrodku lasu. Nie było na niej żadnych kwiatów, tylko wysuszona trawa. Było ciemno, nawet księżyc nie dawał światła, ponieważ niebo pokryte było gęstymi, czarnymi chmurami.

Chłopak usłyszał za sobą wyraźny szelest. Przestraszony, poderwał się do góry i rzucił biegiem przed siebie. Nagle ogarnął go nieopisany strach, serce przyspieszyło swoją pracę, łzy mimowolnie cisnęły się do oczu. Poczuł jak coś chwyta go za kostkę. Runął na ziemię, której okazało się tam nie być. Spadał.

Kiedy już widział dno przepaści, już wiedział, że za chwilę upadnie i rozbije się, zacisnął mocno oczy.

Żadne uderzenie jednak nie nastąpiło i gdy nabrał gwałtowny oddech i otworzył oczy, zdał sobie sprawę z tego, że znajduje się we własnym pokoju, w swoim łóżku i nic mu nie grozi.

— To tylko sen — mruknął sam do siebie.

Przez resztę nocy bał się zasnąć, dlatego jego ciało na siłę zabrało go do krainy Morfeusza dopiero koło piątej nad ranem.

Coffee Cloud • Taekook • AsexualOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz