Connor:
- Naprawdę to zrobiłeś? - Piszczy Audrey, a ja uciszam ją gestem, bo pewnie usłyszało ją pół dzielnicy.
- Tak... Jakoś samo wyszło, spontanicznie. - Odwracam wzrok, bo wciąż trochę głupio mi o tym mówić. Ona piszczy jak wariatka i biega po całym pokoju, a ja tylko obserwuję jej poczynania w kamerze.
- Boże, Connie stał się mężczyzną. - Szepcze, przybliżając się do kamery tak bardzo, że widzę tylko jej usta i coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że moja kumpela jest niezrównoważona.
- Jesteś głupia, już nigdy więcej ci się z niczego nie zwierzam. - Kręcę głową i krzyżuję ramiona. Audrey wraca na miejsce, a jej włosy zajmują pół kadru.
- Zobaczysz się z nim jeszcze? - Opiera podbródek na dłoni.
- Nie wiem.
- A masz do niego numer? Czy coś?
- Mieszka naprzeciwko. - Mamroczę niepewnie, a ona zasłania ręką usta, żeby nie krzyknąć.
- Serio? - Jęczy. Chcę powiedzieć jej, że opadło jej ramiączko koszulki, ale boję się odezwać, bo czuję się dziwnie stłamszony tymi pytaniami.
- No...
- Kto to jest w ogóle? W naszym wieku? Też przyjezdny, czy...
- Nie jest w naszym wieku. I pochodzi stąd, ale tu nie mieszka. - Drapię tył głowy.
- A ile ma lat?
- Trzydzieści sześć.
- Ile? - Robi wielkie oczy. Wiedziałem, że koło tej informacji nie przejdzie obojętnie. Boję się, że mnie skrytykuje, że powie, że to chore i obrzydliwe, bo jest od nas dosłownie dwa razy starszy.
- Trzydzieści sześć. - Powtarzam, już mniej pewnie, a Audrey milczy, jakby liczyła w myślach.
- To dwa razy tyle co ty! - Wykrzykuje, a ja na wszelki wypadek nakrywam kołdrą i telefon i swoją głowę
- Wiem, ale... No samo tak wyszło. - Szepczę.
- Wiesz coś w ogóle o nim?
- Wiem jak ma na imię, że pochodzi stąd...
- Zabezpieczaliście się? - Wchodzi mi w słowo, jak troskliwa mamusia, a ja wywracam oczami.
- Nie gadam z tobą. - Parskam śmiechem.
- W sumie to też jest sukces... Wyrwałeś starszego, dorosłego faceta...
- Był pijany.
- Racja. Ja bym się z tobą na trzeźwo też nie przespała. - Uśmiecha się, a ja przysięgam, że czymś bym w nią rzucił, gdyby tylko była obok. Ale i tak ją kocham. Wylądowaliśmy w jednej ławce na początku liceum, a potem ona już się nie chciała odczepić. I tak się kulamy razem.
- Jesteś okropna.
- I tak mnie kochasz. - Wzrusza ramionami i rozciąga w uśmiechu uszminkowane usta. Macham jej na pożegnanie i odkładam telefon. Wzdycham sam do siebie, bo nie wiem co mam zrobić. Podchodzę do okna i wyglądam na ulicę. Widzę dom naprzeciwko, w którym spędziłem wczorajszą noc. Zagryzam wargę. Było... Sam nie wiem. Inaczej. Mam wrażenie że naprawdę nigdy w życiu nie doświadczyłem czegoś podobnego z rówieśnikami... Z nim dotarłem do innego świata. To był nowy poziom. Przesuwam palcami po pasie moich spodni. Brakuje mi jednego guzika... Pewnie został w jego domu. Musiał odpaść, gdy szarpaliśmy się z ciuchami. Mam wrażenie, że coś się we mnie trzęsie w środku, to dziwnie podniecające... Może jest sens tam zapukać i zapytać? Zagryzam kciuk, myślę... Pewnie mnie uzna za desperata, który szuka pretekstów. Ale a sumie... Niczego nie tracę, ani nie ryzykuję, a chcę jeszcze raz zobaczyć z bliska tę twarz. Zbiegam po schodach, nim zdążę się rozmyślić, po drodze macham Marcelli, która czyta książkę za kontuarem i spoglądając w obie strony, przebiegam przez ulicę. Liczę w głowie do dziesięciu, zamykam na moment oczy i pukam.
Rufus:
Pio opowiada mi o przygotowaniach do pogrzebu, którego terminu nie może uzgodnić, bo nikt z rodziny nie ma czasu, by się pojawić. Mówię mu szczerze że ma ich pierdolić i to ich problem że nie potrafią dotrzeć na pogrzeb, ale brat chyba mnie nie słucha i powtarza tylko, że coś wymyśli. Stoję przy oknie i wyglądam na ulicę. Jest słoneczne południe, niebo jest jaśniutkim, błękitnym bezkresem. Nie umiem wyrzucić z głowy wczorajszej nocy, choć niewiele pamiętam. Boję się, że ten młody zaangażuje się za mocno, a to że mieszka naprzeciwko, tylko wszystko komplikuje. Kiedy Pio przestaje mówić, po prostu się z nim żegnam i odkładam telefon. Rano byłem na lotnisku, ale to podobno jakaś grubsza sprawa. Nie wiadomo kiedy to rozwiążą... Zastanawiam się, jak mogę inaczej stąd zwiać? Może dojadę gdzieś pociągiem i tam złapię samolot. Muszę się wyrwać i wrócić do domu, zanim moja sytuacja odwróci się całkiem do góry nogami. Stukam palcami w parapet, próbuję coś wykombinować. Na podłodze, pod kanapą coś się błyszczy. Widzę blask w świetle wakacyjnego słońca. Przechylam głowę, ale stąd i tak nic nie widzę. Powinienem iść do okulisty i przestać się oszukiwać że widzę tak dobrze, jak dziesięć lat temu. Klękam na przykurzonej, drewnianej podłodze i wyciągam rękę. W końcu udaje mi się namacać mały, zaokrąglony przedmiot. Wstaję, opierając się o mebel i unoszę znalezisko na wysokość twarzy. Guzik. Guzik z jego spodni. Dzieciak miał ten irytujący, niepraktyczny rozporek zapinany na guziki. Jeden musiał odpaść. Gapię się na niego, mimowolnie lekko uśmiecham. Chowam guzik do tylnej kieszeni spodni, jak trofeum i wypijam kolejną już dziś szklankę wody. Mam strasznego kaca, ale chyba na szczęście Pio nie zorientował się przez telefon. Kręcę się po domu, nie wiem co robić ze swoim życiem. W końcu siadam na tej samej kanapie, na której wczoraj uprawiałem seks z tym dzieciakiem. Jak on miał na imię? Cliver? Clyde? Wkopałem się. Co mi wczoraj odbiło? Najgorsze jest to, że mieszka tak blisko i wie, gdzie ja mieszkam. Nie wiem, co z tym wszystkim zrobić. Mam nadzieję że on będzie po prostu żył dalej, że się nie uczepi, ani nic z tych rzeczy. Chociaż przed wyjazdem można by to było powtórzyć. Nie było najgorzej, z tego co mi się udało zapamiętać. Tylko że takie dzieciaki mają tę głupią tendencję do przywiązywania się... Wiem, bo sam kiedyś miałem. Chociaż teraz są inne czasy, ta młodzież jest bardziej rozwiązła niż my. Dudni mi w głowie i prawie spadam na podłogę, gdy ktoś puka do drzwi. Kogo tu przyniosło?
OD AUTORKI:
Melduję tylko informacyjnie, że całość będzie miała maksymalnie 15, góra (choć wątpię) 20 rozdziałów. Więc jesteśmy bliżej niż dalej. 😉
CZYTASZ
Growing Up Is Giving Up
JugendliteraturConnor ma osiemnaście lat i po raz pierwszy, z aparatem fotograficznym i niewielkim bagażem, sam jedzie na wakacje. W tym samym czasie do miasta przyjeżdża trzydziestosześcioletni Rufus, który wraca, by pożegnać się z umierającą matką. Ich drogi krz...