XI

72 10 1
                                    

Connor:

Gapię się na niego z okna, robię jedno, niewyraźne zdjęcie. Krąży wokół samochodu i gada z kimś przez telefon, a ja myślę o tym, jak wiele odwagi musiałbym w sobie mieć, żeby jeszcze raz do niego podejść, a tym bardziej się odezwać. Czuję się źle przez to wszystko i mam coraz większą ochotę wracać do domu. Przez to że on mieszka naprzeciwko praktycznie boję się stąd wychodzić. Zresztą, nawet nie mam ochoty, bo i tak nieustannie o nim myślę. Pamiętam każdy szczegół z naszego pierwszego i drugiego razu. Na okrągło magluję to w głowie, jak maniak. A co jeśli naprawdę mi odbiło? Ogryzam skórkę przy paznokciu i klnę na głos, gdy gryzę się do krwi. Odwracam się od okna. To wszystko jest głupie i niewłaściwe! Miałem spędzić najlepsze wakacje mojego życia, a nie na okrągło się zadręczać. Mam ochotę wrzeszczeć na głos, ale wiem, że nie mogę tego zrobić, bo nie jestem u siebie, a oni i tak już pewnie mają mnie za wariata. Chodzę więc tylko w kółko po pomieszczeniu i próbuję się jakoś uspokoić, drapiąc nadgarstek.

Rufus:

- Otworzyli na nowo lotnisko! To najpiękniejszy dzień mojego życia! - Krzyczę do telefonu, a Pio wzdycha po drugiej stronie, jakby się wcale nie cieszył.

- Jutro o osiemnastej mam samolot. Spadam stąd. Przyjedziesz po klucze, czy jak robimy? Mogę ci wysłać pocztą, albo coś. - Jestem podekscytowany, jakbym właśnie wygrał na loterii. Jeju, w końcu wrócę do mojego mieszkania! To jeden z najlepszych dni mojego życia. I na dodatek ten gówniarz z naprzeciwka przestał się naprzykrzać. Może nawet już stąd wyjechał? Było miło, ale bez przesady. To nie jest wakacyjna miłość, ani nawet płomienny romans. Raczej przygoda. Musiałbym mocno upaść na łeb, żeby związać się z kimś w jego wieku.

- Wyślij pocztą. Adres pamiętasz? - Wzdycha znów Pio, a ja gapiąc się w podłogę drapię tył głowy.

- Przyślesz mi w wiadomości? - Pytam nieśmiało, a on rzuca że nie ma sprawy i kończy połączenie. Chyba jest mną zmęczony i pewnie irytuje go to, że cieszę się z powrotu, zamiast kołysać się w kącie z rozpaczy i żałoby po śmierci matki. Trochę mi głupio, ale nie umiem ukryć tego, jak bardzo chcę stąd w końcu uciec. Piszę z komórki maila do firmy, siadając na schodach, przed domem. Lubię tu przesiadywać bardziej niż w tym zakurzonym wnętrzu, które tylko bombarduje mnie wspomnieniami. Odchylam się do tyłu, grzejąc twarz na słońcu. Teraz już w zasadzie nie mam zmartwień.

Connor:

- Skoro on ma cię gdzieś, to ty jego też powinieneś. - Oznajmia tonem znawcy Audrey, gdy dzwonię do niej wieczorem, siedząc na prawie pustej plaży.

- Ale ja sam nie wiem czy on ma mnie gdzieś...

- Ma. Skoro nie prowokuje kontaktu, to ma. Sam zresztą mówiłeś że zatrzasnął ci drzwi przed nosem! - Wchodzi mi w słowo i unosi do ust kubek z namalowanym na środku wielkim, różowym diamentem. Wzdycham, bo chociaż myślę o tym bez przerwy, to i tak nie umiem dojść do żadnego sensownego wniosku. Jestem w dupie!

- Za trzy dni wrócisz do domu, zabiorę cię na lody i poszukamy ci jakiegoś młodszego, lepszego i bardziej dostępnego faceta w sieci. - Audrey uśmiecha się do mnie z ekranu, ale ja i tak nie jestem do końca przekonany. Po prostu nie wiem czy chcę innego, lepszego faceta. To naiwne i chore, ale serce wcale nie chce mnie słuchać.

- Hej! Mów coś do mnie, Connie!

- Nie mów tak do mnie.

- Odezwałeś się! - Woła i śmieje się perliście, a ja w uśmiechu unoszę jeden kącik ust. Nawet przyjaciółka nie poprawia mi nastroju...

- Connor, naprawdę zakochasz się jeszcze nie raz. Na świecie jest multum wartościowych facetów, a ty masz dopiero osiemnaście lat. - Dodaje, już z powagą, godną psychoterapeuty. Grzebię palcem w zimnym piasku.

- Próbowałaś kiedyś się odkochać?

- Raz, jak poleciałam na zajętego faceta i prawie odeszłam od zmysłów. - Kiwa powoli głową.

- No to wiesz jak się czuję...

- Ale jak mi przeszło, to uświadomiłam sobie, że mogę być szczęśliwa i bez tego kolesia... Ty też w końcu to ogarniesz. Teraz wydaje ci się to niemożliwe, ale dam sobie uciąć rękę, że będziesz się całować jeszcze z dziesiątkami facetów. Życie się teraz nie kończy, a trzeba eksperymentować i poszukiwać! Potraktuj to jak fajną przygodę.

- Nie umiem. - Stękam i przecieram ręką oczy.

Rufus:

- Cześć, kotku! Zabawimy się? - Słyszę zadane po hiszpańsku pytanie i odskakuję, gdy ktoś dotyka mojego ramienia. W szoku patrzę na stojącą przede mną szczupłą Latynoskę i po prostu kręcę głową. Nie wiem czy to chodzenie w nocy po mieście było najlepszym pomysłem, ale nie chciałem leżeć na starej sofie matki i gapić się w sufit... Wsuwam ręce do kieszeni szortów. Wciąż jest ciepło, mimo późnej pory, ale kąsają mnie boleśnie jakieś owady. Drapię pogryziony bark i klnę w duchu. Jutro o tej porze będę już w pięknym, czystym samolocie, w drodze do własnego, eleganckiego mieszkania. Teraz już wiem co to znaczy tęsknić po prostu za własnym łóżkiem. I tak mam szczęście, że ten dzieciak przestał się mi narzucać i pojawiać wszędzie tam gdzie ja. Ale wolałbym też żeby nikt inny mnie nie podrywał. Chcę spokoju, skoro to miał być błogi urlop, to chociaż dziś chcę pospacerować, myśląc o niebieskich migdałach. Jakaś parka całuje się w zaułku - dziewczyna ma długie blond włosy, a facet czapkę z daszkiem, włożoną tył na przód. Przestaję się gapić, bo to nieuprzejme. Nie chciałbym żeby mnie ktoś obserwował w intymnej chwili. Omijam spacerowiczów i mijając pomarańczowe drzewka, wracam do domu matki. Po ciemku próbuję trafić kluczem do zamka, gdy słyszę kroki za plecami. Odruchowo się odwracam, jednak okazuje się, że to tylko ten turysta z naprzeciwka. Nawet na mnie nie patrzy, idzie ze spuszczoną głową i oświetla sobie drogę latarką z komórki. Patrzę jak pokonuje schody, przeskakując po dwa stopnie i śmiało wchodzi do domu swoich gospodarzy. Ja sam jeszcze przez chwilę mocuję się w ciemnościach z zamkiem i kluczem, aż wreszcie z ulgą otwieram drzwi i wchodzę do chłodnego, ciemnego wnętrza. Ostatnia noc tutaj, jakoś to chyba przeboleję...

OD AUTORKI:

Tak! To już przedostatni rozdział!

Growing Up Is Giving UpOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz