VI

92 12 2
                                    

Connor:

Gapię się na niego w szoku, z otwartymi ustami. Właśnie uderzył człowieka! Raju, a jak to jakiś przemocowy psychopata? Siada na schodach przed wejściem, ja stoję za jego plecami. Adrenalina chyba buzuje bardziej we mnie niż w nim. On jest spokojny i jakby zrezygnowany. Coś musiało go naprawdę nieźle potargać.

- Często bijesz ludzi bez powodu? - Pytam nieśmiało, wkładając ręce do kieszeni.

- Miałem powód. - Mamrocze, nie patrząc na mnie.

- Gorszy dzień? - Wzdycham i siadam obok niego, na zimnym kamieniu. Odsuwa się.

- Nie twój interes. - Warczy i zaczynam się w sumie cieszyć, że się odsunął, bo mógłby jeszcze przypadkiem i mnie uderzyć.

- Chodź, zabiorę cię na drinka w takie jedno miejsce, które odkryła moja przyjaciółka... Podobno robią tam niezłe drinki, po których nie tracisz świadomości, ani nie rzygasz przez trzy dni. - Przewracam oczami i mam wrażenie że przez jego twarz przebiega jakby cień uśmiechu. Mam tę debilną przypadłość, że nie lubię gdy ludzie się przy mnie smucą, albo denerwują. Muszę każdego rozweselać... Było się w cyrku zatrudnić.

- To co, idziemy? - Wstaję i wyciągam do niego rękę. Przez chwilę próbuję policzyć ile on mógłby mieć lat.

- Dobra, dzieciaku. Ale ty stawiasz. - Mówi i ujmuje moją dłoń. Uścisk jest silny, a skóra ciepła... Zabiera rękę gdy tylko już stoi na własnych nogach. Uśmiecham się do siebie w duchu i ruszam razem z nim pustymi, wybrukowanymi ulicami. Jakoś mu dziwnie ufam i nawet nie przypominam sobie tego wszystkiego, co mama gadała o mordercach, gwałcicielach i sprzedaży organów. Jemu jakoś dobrze z oczu patrzy. I mu współczuję, bo coś mi każe myśleć, że ten gniew nie jest bez przyczyny. Przeczesuje ręką swoje ciemne, teraz trochę mokre od potu włosy, a ja odwracam wzrok, żeby nie było, że się gapię. Idzie z pochyloną głową, dłonie cały czas trzyma wciśnięte w kieszenie spodni. Ma ładne, szczupłe, długie nogi, a wilgotne kosmyki włosów zwijają mu się nad karkiem. Jest w tym coś niesamowicie pociągającego. Ma w sobie coś, czego nie mają chłopacy w moim wieku, którzy przed chwilą skończyli okres dojrzewania. On jest... Tak naprawdę, do bólu męski, chociaż ma smukłe ciało i jest modnie ubrany. Bije od niego inna energia, jakieś doświadczenie, życiowa mądrość, które zdają się wirować w powietrzu wokół jego ciała, jak magiczny pył wokół wróżki z bajki.

Rufus:

Jestem facetem przed czterdziestką, któremu do tej czterdziestki bliżej niż dalej. Moja matka umarła dosłownie przed chwilą. W pracy czeka na mnie tona zleceń. A ja siedzę tu z obolałą ręką i słomką do napojów w ustach, słuchając bez zainteresowania opowieści jakiegoś dziwnego turysty, który wygląda jakby mu wczoraj dopiero wyrosły stałe zęby. Co ja robię ze swoim życiem? Czy to już kryzys wieku średniego? Odmładzam się symbolicznie? Na dodatek to nie jest ekskluzywny klub. Raczej zwykły, przydrożny bar, w którym alkoholu w drinkach nie żałują, przez co mam wrażenie że chyba jak wstanę, to upadnę. Gdzie on mnie zabrał? Nie odzywam się do niego, a on cały czas coś gada.  Nie słucham.

- Hej, Rufus! - Macha mi ręką przed oczami. Nie pozwoliłem mu mówić do mnie per "ty"...

- Pójdę już. - Stwierdzam i wstaję, ale naprawdę kręci mi się w głowie i zaczynam się chwiać, więc błyskawicznie siadam z powrotem.

- Chcesz wracać? Odprowadzę cię. Czekaj, tylko zapłacę. - Podrywa się z miejsca, a ja odchylam głowę i gapię się na pojedynczą, nagą żarówkę. A jak on chciał mnie upić i zabić? Przesuwam palcami lewej ręki po obolałej, prawej dłoni, którą przed godziną przywaliłem tamtemu kolesiowi. Opuszczam głowe z powrotem, gdy wraca, po zapłaceniu obsłudze. Wstaję, a on wyciąga obie ręce, jakby chciał mnie asekurować. Teraz stoi tak blisko mnie, że czuję jego zapach. Udaje mu się wyciągnąć mnie na zewnątrz, a świeże powietrze trochę otrzeźwia. Idę mimo to niestabilnie, bo droga jest nierówna, a on jedną ręką obejmuje moje plecy, a drugą mocno ściska moją dłoń, przytrzymując mnie jak starca. Trochę mnie to drażni. Idziemy w milczeniu. Ja nawet nie mówię mu, gdzie mieszkam, bo jestem przekonany, że doskonale wie.

- To tutaj? - Pyta w końcu, a ja podnoszę wzrok i kiwam głową. To tu się rozstajemy... On niech się cieszy, że przynajmniej ma blisko. Wieczór jest ciepły a ja kołyszę się lekko w przód i tył bo jestem pijany. Potykam się, plączą mi się nogi, Connor się śmieje, że mam uważać i pyta, czy ma mi pomóc wejść do środka. Jestem teraz tak blisko niego, że gdybym chciał, to mógłbym dotknąć pieprzyka, który ma koło oka. Jestem senny, patrzę mu w oczy spod zmrużonych powiek. Tracę równowagę, uginają mi się kolana, ale on łapie mnie za ramiona. Oddycham przez nos kilka razy i całuję go po prostu, tak jak całowałem setki nieznajomych w podobne noce. Connor unosi brwi, chyba jest zdziwiony. Przyciskam usta do jego warg, wplatam palce w zmierzwione włosy. Jestem jak w transie, zwłaszcza że jestem pijany, a w takich chwilach trochę mi wszystko jedno. Odsuwam się i próbuję go pociągnąć za sobą, ale się chwieję, więc to on podprowadza mnie pod drzwi domu matki. Trochę mi głupio, że będę tu uprawiać seks, ale za bardzo nie mam wyboru. Connor się śmieje, ma w oczach jakiś inny blask, który lśni w świetle księżyca. Nie protestuje, nie odpycha mnie.

- Myślałem że za mną nie przepadasz. - Szepcze szczerze, a ja nie komentuję, skupiając się na otwarciu drzwi kluczem. W końcu wchodzę z nim do środka i jakoś dziwnie wstydzę się tego wnętrza - staromodnego i zakurzonego. Zatrzaskuje za nami drzwi, a ja opieram się plecami o ścianę, żeby przynajmniej nie upaść. Connor patrzy mi w oczy, z rozchylonymi ustami. Ma w sobie jakąś niewinność, coś dziwnie dziecięcego, co porusza we mnie jakąś inną stronę. Albo to po prostu alkohol nakłania mnie do seksu z pierwszą lepszą osobą. Jestem niecierpliwy, przyciągam to szczupłe ciało do siebie i ocieram się o niego biodrami. Wyszarpuję podkoszulek, którego rant wsunął za gumkę spodni i zdejmuję mu go przez głowę. Jego ciało jest szczupłe, opalone i drżące. Sam stoję nieruchomo, kiedy mnie rozbiera, bo mam problem z równowagą. On nie ma w tym wprawy. Jest nerwowy i nieporadny, ale to nawet urocze. Nie idziemy dalej, zostajemy tu, przy ścianie, a ja zachłannie dotykam jego ciała. Wiem, że to wszystko pewnie nie będzie trwało długo, bo ja jestem pijany, a on nie wprawiony... Kto wie. Może to nawet jego pierwszy raz. Ta myśl mnie jeszcze bardziej nakręca i całuję napiętą skórę na jego szyi, gdy odchyla głowę.  Jest przyjemnie i w tym momencie tylko to się liczy. Seks.

OD AUTORKI:

W końcu mamy kolejny i w końcu wydarzyło się to, co miało być od początku centrum tej historii i pociągnąć za sobą resztę wydarzeń, które będą miały miejsce...
Proszę mnie nie pytać, czemu rozdziały są takie krótkie, bo akurat w tym wypadku mają takie być.
Pozdrawiam was serdecznie.

Growing Up Is Giving UpOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz