Connor:
Gapi się na mnie jak na nienormalnego i jakby rozważał trzaśnięcie drzwiami. Ma rozczochrane włosy, nie ogolił się, a pod oczami ma okropne cienie, przez niewyspanie. Uśmiecham się, liczę że zareaguje pozytywnie, może nawet się zaśmieje, ale nie uzna mnie za zdesperowanego debila. On nic nie mówi. Sięga do kieszeni swoich czarnych dżinsów, grzebie w niej przez moment, aż w końcu bez słowa wyciąga do mnie dłoń z moim guzikiem. Otwieram usta, ale sięgam po niego - gdy to robię, moje palce ocierają się o jego skórę. Czuję dziwaczne ciepło, rozlewające się w moim wnętrzu.
- Możemy pogadać? - Pytam, a Rufus marszczy brwi.
- O czym? - Opiera się ramieniem o framugę, zsuwa mu się ramiączko podkoszulka, a ja mam ochotę wyciągnąć rękę i to poprawić. Zamiast tego przełykam ślinę i chowam mój guzik.
- Nie wiem... Tak po prostu...
- Znajdź sobie zajęcie, dzieciaku. - Wzdycha i próbuje zamknąć drzwi, ale blokuję je nogą i gapiąc mu się w oczy, po prostu zaciskam dłoń na jego ramieniu i wpycham go do wnętrza, kompletnie nie myśląc o tym, czy widzi nas teraz z okna np Marcella. Drzwi trzaskają, a Rufus sapie, gdy całuję go w usta. Nadal chyba nie do końca od wczoraj wytrzeźwiał. Szarpię się z jego ubraniem. Nadal okropnie podnieca mnie świadomość tego, że jest ode mnie starszy. Kręci mnie ta dojrzałość i doświadczenie. Ciągnie mnie za włosy, zmusza do odchylenia głowy. Otwieram usta, drżę.
- Czego chcesz? - Szepcze. Miękną mi kolana. Chwyta mnie za podbródek, całuje, wsuwając język do ust. Zaciskam powieki, rozpływam się. Jęczę głośno i bezwstydnie, gdy jednym, mocnym gestem popycha mnie na kolana.
Rufus:
Dzieciak chyba liczy na wielki, płomienny romans, zakończony ślubem, ale to tak nie wygląda. A już zwłaszcza ja się w to nie bawię. Jest miło, przyjemnie, ale wolałbym, żeby nie zależało mu za bardzo. Okey, pochlebia mi to, że leci na mnie ktoś o połowę młodszy, ale mam na głowie większe problemy. Leżę z nim na kanapie. W zasadzie on leży na mnie, bo nie ma miejsca, a pod żadnym warunkiem nie będę uprawiać seksu w łóżku, w którym umarła moja matka. Śpi i nie wiem czy powinienem go budzić. Mimo wszystko byłoby mi żal... Wyrzucam sobie że to zrobiłem. W innym wypadku bym nawet o tym nie myślał. Ale on jest za blisko i chyba aż za bardzo tego chce. Ktoś będzie przez to cierpiał. Wbijam wzrok w sufit, na którym usiadła biedronka. Boję się że spadnie mi na twarz. Całe życie boję się owadów, nic mnie tak nie obrzydza. Odwracam twarz, bo aż się wzdrygam, gdy za długo się na nią gapię. Wstrętny robal. Dzieciak się wierci. Odsuwam się lekko, żeby pomóc mu się dobudzić, a on otwiera oczy. Oświetla go promień słońca zza okna. Podnosi się i przeczesuje palcami włosy. Przesuwam się i siadam, gapiąc się w okno, gdy on się ubiera. Nie odzywam się, bo praktycznie nigdy w takich sytuacjach się nie odzywam. Co miałbym powiedzieć? Przecież nie wyznam mu miłości! Miałbym podziękować? Odwracam powoli głowę i dopiero teraz widzę zdjęcie przedstawiające moją mamę, z którego ona teraz gapi się na mnie krytycznie. Nawet nie zwróciłem na nie wcześniej uwagi, a teraz czuję dziwny żal i mogę tylko przełknąć gulę rosnącą w gardle. Moja matka odeszła, a ja się puszczam. Jak złym jestem człowiekiem?
- Spotkamy się jeszcze? Chcesz gdzieś wyjść wieczorem? - Odzywa się Connor, a ja mrugam kilkukrotnie. Przesuwam wzrokiem od jego chudych nóg, przez splecione z przodu ręce, aż w końcu docieram do młodej, opalonej twarzy.
- Pójdziemy gdzieś? - Pyta znów, bo chyba uznaje, że nie usłyszałem. Nie wiem jak kulturalnie odmówić i nie wyjść na zarozumiałego dupka.
- Nie. Dzięki.
- Rozumiem, masz inne plany... - Nerwowo drapie tył głowy. Sam mi podpowiedział!
- Tak. Dokładnie. - Podciągam kolana pod brodę, bo uświadamiam sobie, że wciąż jestem nagi i chyba po raz pierwszy w życiu mnie to zawstydza. Powoli kiwa głową, wsuwa ręce do kieszeni spodni i kołysze się w przód i tył.
- Pójdę już... Dzięki... Dzięki za guzik. - Mówi. Wygląda na zawiedzionego, ale celem mojego życia nie jest uszczęśliwianie wszystkich. Było miło, ale to wszystko. Zwleka i z chęcią bym wstał i otworzył mu drzwi, ale jestem bez ubrania. Czuję że wpadam w błędne koło. Powinienem teraz protestować na lotnisku, muszę wrócić do domu. A zamiast tego dałem się znowu omamić temu dzieciakowi. Chyba się starzeję. Kiedy dzwoni mój telefon, on w końcu wychodzi, nic już nie mówiąc, a ja kładę się z powrotem i gdy słońce ogrzewa moje nagie ciało, odbieram połączenie od brata.
- Jak sobie radzisz, Rufus? Będziesz wracał do domu? - Pyta i mam dziwne wrażenie, że mierzi go to, że za długo tu siedzę.
- Chciałbym, ale lotnisko nadal jest nieczynne. Wierz mi, Pio. Też bym wolał być już w domu.
- Nie o to chodzi. Po prostu chciałem spytać, jak sobie radzisz. Jesteś moim bratem. Kocham cię.
- Wiem, Pio. - Rzucam. Zawsze będzie moim starszym bratem - moim bohaterem i pierwszym kumplem w życiu. Na moment zapada cisza, aż Pio znów się odzywa:
- Chcesz pomóc w wyborze trumny?
- Nie. Ufam wam.
- Martwię się o ciebie, wiesz?
- Nie musisz. Naprawdę, jest dobrze. Na tyle na ile może być w tej okropnej sytuacji. - Tłumaczę. Nie lubię gdy ludzie się nade mną użalają. Telefon piszczy, informując o drugim połączeniu. Czy naprawdę nawet na urlopie i po śmierci matki, nie mogą mi dać spokoju?
- Pio, muszę kończyć. Dzwonią z pracy. Dbajcie o siebie! - Wołam i nim ma czas odpowiedzieć, przełączam połączenie. Odbieram drugie i już wiemy że będę słuchał panicznych krzyków. Tym razem dzwoni Ava.
- Wiem, że twoja mama... Strasznie mi przykro, ale potrzebujemy cię tutaj. Nie nadążamy, klienci od nas odchodzą. Boże, wszystko nam się wali na głowę! Allan chodzi jak zombie, chyba w ogóle nie śpi i ma mord w oczach. Jesteś najlepszy z nas. Błagam cię, Rufus, wróć! - Jęczy, na jednym oddechu.
- Wysłałem wam mail. Nie mogę wrócić, bo zamknęli lotnisko. Nie ma stąd innej drogi. Nie wskoczę w pociąg, ani na statek. Muszę czekać. Wszyscy musimy. - Mówię spokojnie, powoli, profesjonalnie, jak ambitny prawnik, którym jestem. Ava pociąga nosem.
- A kiedy będziesz mógł wrócić? - Pyta, z nadzieją w głosie.
- Nie mam pojęcia. - Stękam. Mam dość tłumaczenia tego wszystkim, jakby to była moja wina. Za oknem słychać huk, jakby uderzenie o metal. Podnoszę się, odsuwając telefon od ucha i wystawiając głowę ponad oparcie kanapy, bo wciąż się nie ubrałem. Robię wielkie oczy i klnę na głos, bo widzę że ktoś rozwalił moje auto z wypożyczalni.
OD AUTORKI:
Tak, nie wiem czy stety, czy niestety, ale znów mamy seks. Bo właśnie do tego miała sprowadzać się relacja tych panów.
Nie mniej czekam na wasze opinie i do zobaczenia.
CZYTASZ
Growing Up Is Giving Up
Teen FictionConnor ma osiemnaście lat i po raz pierwszy, z aparatem fotograficznym i niewielkim bagażem, sam jedzie na wakacje. W tym samym czasie do miasta przyjeżdża trzydziestosześcioletni Rufus, który wraca, by pożegnać się z umierającą matką. Ich drogi krz...