„Amortencja"

113 12 47
                                    

Był sobie 10 Grudnia,Tom po zostaniu prefektem nie mógł się odpędzić od fanek.Cóż najwidoczniej jego urok osobisty zwabiły każdego,kto go napotkał po drodze.Ophelia robiła się zazdrosna i nie chciała odchodzić od niego na krok,mogła wręcz zabić wzrokiem każdą dziewczynę która na niego spojrzy,tak samo jak on chłopaka który przejdzie obok niej.Krótko mówiąc...oboje byli o siebie zazdrośni.Jednak pewnego dnia to się zmieniło...

*

Tom pewnego dnia chodził sobie korytarzem,czuł się dosyć dziwnie,wydawało mu się jakby był pod wpływem czegoś...na przykład Amortencji.Doszło wreszcie do tego że zemdlał i obudził się w skrzydle szpitalnym.Interesujące było to że gdy się obudził,nad jego łóżkiem-a raczej nad łóżkiem w skrzydle szpitalnym-siedziała dziewczyna o długich czarnych włosach i zielonych oczach.Tom znał tą dziewczynę...była to Sonia Evans z 5 roku,dziewczyna trzymała w swojej ręce jego dłoń gładząc kciukiem jego skórę.On uścisnął jej dłoń,przez to że był pod wpływem amortencji wydawało mu się że to właśnie tą,dziewczynę kocha i jest z nią od początku.

-Oh Tom,jak się czujesz kochanie?-spytała cieniutkim głosem dziewczyna,on wtedy spojrzał na jej szatę.Była z Hufflepuff'u.
-Już lepiej...co się stało?-w tej chwili do skrzydła wbiegła Ophelia,zamurowało ją to że przy łóżku jej chłopaka siedzi inna dziewczyna i do tego trzymała go za rękę.-Kochanie? Kim jest ta dziewczyna?-wskazał palcem na Ophelie.
-Ona? Ona jest jedną z twoich podrywaczek.-Dziewczyna uśmiechnęła się podle w stronę Krukonki.
-Aha...-zasnął.

Wtedy dziewczyna wstała,i podeszła do Ophelii patrząc jej prosto w oczy.

-Co mu zrobiłaś,walony borsuku?!-zakpiła Ophelia.
-Ja? Nic,najwidoczniej cię już nie kocha.-Uśmiechnęła się podle do Ophelii i wyszła.

Ophelia była smutna,wiedziała że Sonia musiała coś zrobić Tomowi,sam z siebie by jej nie zostawił ani nie zdradził.Usiadła na taborecie przy jego łóżku wpatrując się w jego twarz,wyglądała niewinnie...a jednak,mógł skrzywdzić i to boleśnie...Zobaczyła że Tom otwiera oczy,szybka drzemka chyba mu się przydała.Jego brązowe oczy zmierzyły chłodnym wzrokiem Ophelie siedzącą przy łóżku.

-Możesz stąd iść? Chcę odpocząć...-ziewnął.
-T-Tom...ale ja cię kocham...
-A ja ciebie nie,dowidzenia tam są drzwi.-wskazał palcem na wyjście.
-Ty podła świnio...-Powiedziała z łzami w oczach i szybkim krokiem uciekła z sali.

Idąc sobie korytarzem wpatrywała się w podłogę,poczuła że ktoś idzie obok niej był to Rosier.Zauważył,że po policzkach dziewczyny spływają łzy więc przystanął na chwilę i złapał ją delikatnie za nadgarstek.

-Ophelia,stój.-odrzekł poważnie.
-Po co...tylko ty i Mulciber mi zostaliście...
-Co się stało? Czemu płaczesz?-położył swoje ręce na jej ramionach.
-T-Tom...on mnie nie kocha...on w-woli jakąś...puchonkę.
-Tom? Przecież on kocha tylko ciebie...to nie możliwe.
-Najwidoczniej możliwe...tylko tu jest problem...JA GO NADAL KOCHAM.
-A amortencja? Nie pomyślałaś o tym?
-No nie...narazie nie chcę go widzieć...
-Porozmawiam z nim,a teraz nie płacz.-objął ją czule.-Chcesz się przejść?
-M-Mhm...

Evan (Rosier) złapał ją za rękę i poszli na spacer po Hogwarcie.Było im miło w swoim towarzystwie.Po skończonym spacerze Rosier odprowadził dziewczynę do dormitorium i poszedł szukać Toma.Owszem...znalazł go i to nie samego,tylko w towarzystwie starszej (chodzi tu o Sonię bo ona ma jeszcze młodszą siostrę,a konkretnie tą dziewczynkę z rozdziału wcześniej) Evans.Szybkim krokiem podszedł do nich i łapiąc chłopaka za tył szaty odciągnął go od Soni.A ją zmierzył zabójczym spojrzeniem.

-Stary,co ty odwalasz co?
-O co ci chodzi Rosier?
-O co mi chodzi?! Obudź się Riddle! Evans podała ci amortencję!-Uderzył Toma z całej siły w twarz.
-Evan? Co się stało? Gdzie jest Ophelia? Co ja robie na korytarzu?
-Dopiero teraz się obudziłeś?! Zdradziłeś ją!
-C-Co?! Jak z kim?!
-Sonia Evans,5 rok,Hufflepuff.Mówi ci to coś?
-O kurwa...-powiedział wystraszonym głosem-gdzie jest Ophelia?!
-W swoim dormitorium,płacze przez ciebie i nie chce cię znać.Krótko mówiąc...zerwała z tobą.
-Co...nie...to niemożliwe...j-ja nie chciałem....-usiadł pod ścianą i się załamał.
-Trudno...musisz z nią pogadać.
-Muszę...i to natychmiast....
-Rosier?-powiedział cichy głos zza zakrętu.-Co ty tu robisz? I to jeszcze z nim...-zmierzyła wzrokiem Toma.
-O-Ophelia...porozmawiajmy....-Tom wstał i podszedł do dziewczyny.
-Nie dotykaj mnie oblechu.-odsunęła się.
-J-ja nie chciałem...kochanie proszę...
-Nie dotykaj mnie,ani nie odzywaj się do mnie.-warknęła.
-Porozmawiajmy chociaż,proszę...
-Skoro tak ci zależy,to chodź.

Tom poszedł za Ophelią,szli wolno nie odzywając się do siebie.Weszli do biblioteki i usiedli na krzesłach.

-O czym chciałeś porozmawiać?
-Chciałem przeprosić,za siebie.
-Mhm...to wszystko?
-Nie...mam jeszcze do ciebie pytanie...
-Jakie? A z resztą...mów szybko bo nie mam czasu.
-Ophelia...czy ty mnie nadal...kochasz?-popatrzył się na nią oczami pełnymi łez.
-Tom-wstała-tak,nadal cię kocham...ale muszę sobie wszystko przemyśleć...dajmy sobie narazie spokój,dobrze?
-A-ale...nie zrywasz ze mną...prawda?
-Nie-uśmiechnęła się.

Ophelia wstała i wyszła z biblioteki,udała się w kierunku dormitorium,nie ukrywała tego,że gdy opuściła bibliotekę jej uśmiech zniknął,i pojawiły się łzy.Zaczęła płakać dlatego,że  chciała przebaczyć Tomowi ale nie mogła,skrzywdził jej serce już drugi raz.Czuła jakby rozpadała się od środka,popadła w depresję ale udawała że wszystko jest dobrze.

**

Minęły 2 tygodnie,Ophelia nadal nie odzywała się do Toma,nie spojrzała na niego ani razu od tamtej rozmowy.Owszem kochała go ale nie potrafiła mu przebaczyć,wierzyła że kiedyś to się zmieni.

~~~

Witajcie dzieci w kolejnej części! Jutro lub po jutrze pojawi się kolejny rozdział.Pomysł na tą część dała PffyUwU

Pan,nic nie czujęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz