„NAJGORSZE święta"

144 7 16
                                    

Wracając do domu,Tom zawieszając swój wzrok na Ophelii,potknął się i wywrócił.Jedyne co mu się stało,to,to że jego buty były całe zalane wodą z kałuży.

-Pierdole...-burknął pod nosem.

-Co znowu? Zapatrzyłeś się? Powinieneś być uważniejszy gdy idziesz!

-Haha,bardzo śmieszne-zdenerwował się,i zabrał dziewczynie swój płaszcz.

-Obraziłeś się? Z resztą...ty zawsze się obrażasz,bo nie rozumiesz czym jest żart...-posmutniała.

-Nie jestem obrażony-odchrząknął.

-Mhm...-w tak nie miłej atmosferze wrócili do domu,wchodząc do niego nawet się nie odzywając.

Gdy byli w środku,dziewczyna chciała złapać chłopaka delikatnie za nadgarstek aby sprawdzić czy nadal jest obrażony,lecz ten wyrwał swoją dłoń i szybkim krokiem udał się na górę.Ophelia posmutniała i udała się w stronę swojego pokoju,ale jednak czyjeś,silne męskie ręce oplotły jej talie...myślała,że to znów Connor próbuje jej coś zrobić...jednak to był Riddle który zaczął składać nerwowe pocałunki na jej szyi.

-Myślałaś że jestem obrażony?-mruknął...-myliłaś się skarbie...dlaczego jesteś taka zestresowana?

-Ja? Ja nie j-jestem zestresowana...-wyszeptała pod nosem bo czuła się nieswojo.

-Napewno? Mi wydaje się że jesteś...-obrócił ją cwaniackim,szybkim ruchem i spoglądając w jej oczy gładził jej policzek.

-T-Tommy...-jej oczy wypełniły łzy rozpaczy,a nogi ugięły się pod nią z stresu.

-Wszystko dobrze?-kucnął przed nią.

-J-ja się bo-ję Connor'a-wyłkała.

Tom przewrócił oczami i przytulił do siebie dziewczynę głaszcząc jej krótkie lecz lśniące,ciemne włosy.Jego koszulka miała pojedyncze mokre plamy od łez.

-Napewno NIC ci nie zrobił?-złapał jej dłonie.

-N-Nie Wie-m...ni-e pamię-tam...-dalej rozpaczliwie łkała.

-Będę miał go na oku...-wyszeptał do siebie i popatrzył w stronę pokoju kuzyna Ophelii-który dzisiaj jest dzień?

-23.12...jutro święta.

-Mhm...-Wziął dziewczynę na ręce i zaniósł do pokoju.

*

Rano,Ophelia jak zwykle obudziła się pierwsza,czuła że nie leży na poduszce,tylko na czymś twardym z dość ostrym zarysem.No oczywiście bo jakby inaczej...NAGI TORS TOMA.

-Ja pierdole znów...-burknęła pod nosem.

-No tak...znów się pierdoliliśmy i jak zwykle było mi cudownie...-mówił zaspany.

-Mi też tylko...TOMMY!-jego dłonie oplotły jej talię starannie dookoła.

-No co...przytulić nie wolno? I nie mów do mnie ToMmY,bo to obrzydliwe zdrobnienie! Czasami jest wyjątek i mi nie przeszkadza...

Wzrok dziewczyny zmierzył jej sypialnię-a gdzie jest Racuch?-zapytała sama siebie.

-Co? Jaki Racuch?

-No...moja sowa! Zostawiałam ją wczoraj w klatce...a teraz jej nie ma!

-Wyjebało ją z wrażenia,potem się znajdzie chodź spać...

-Co zrobiło?! WSTAWAJ A NIE KURWA SPAĆ IDZIESZ!-(jeb poduszką w łeb)

Z śmiechem ubrała się,rzuciła chłopakowi jego ciuchy i uciekła.

**

W południe Ophelia leżała na trawie w ogrodzie czytając książkę,było cicho i spokojnie...Czyli krótko mówiąc tak jak lubiła.Spokojny klimat zagłuszył szmer i czyjś cień nad jej ciałem.

-Tom...ja czytam,nie zasłaniaj mi światła...-zaśmiała się.

-W Grudniu? Czytasz i leżysz na trawie? Wstań bo się przeziębisz...

-Ale nie jest zimno,i nie ma śniegu!-wstała i krzyknęła.

-Twoja mama cię wołała-starał się uciec od tematu książki.

-Słyszałam...właśnie miałam iść-pocałowała go w policzek i poszła w kierunku drzwi.

-Ale książki to już nie zabrała...-powiedział do siebie.

Zabrał to co zostawiła po sobie dziewczyna i także udał się do domu,wszedł do salonu gdzie w jednym z foteli siedział Connor.

-Jak ty miałeś na imię? Tom?-zapytał chłopak nie odrywając wzroku od ekranu telewizora.

-Tak,a co cię może to interesować?-podniósł jedną brew.

-Imię jak dla Geja...masakra...co twoja matka miała w głowie cię tak nazywając?

-A twoja? Co twoja miała w głowie rodząc ciebie? Najwidoczniej NIC bo jesteś zwykłym zerem.

-Coś ty powiedział?!-ryknął Connor i podniósł się z fotela.

-To co słyszałeś...oglądaj sobie ja już pójdę-Riddle był z siebie bardzo zadowolony bo udało mu się doprowadzić kuzyna dziewczyny do krzyku i zdenerwowania.

***

Nastał wieczór,cała rodzina zasiadła do syto zastawionego stołu.W rogu pokoju stała wysoka choinka w czarno-granatowo-zielonym kolorze.Wszyscy przystąpili do dzielenia się opłatkiem...gdy nadszedł czas prezentów,każdy wziął swój i każdy miał po jednym.Wszyscy byli zadowolenia,lecz Tom najbardziej cieszył się z wszystkich bo dostał SWETER.

Po kilku minutach z kwadratową paczką,która była bez papieru ani niczego.

-Ophelia...-zaczął Connor-chciałbym cię przeprosić za swoje zachowanie i...mam dla ciebie prezent...

-Coś cie nie ufam...-wyrwała prezent z rąk kuzyna i...z jej ust wydobył się przeraźliwy krzyk rozpaczy a łzy zaczęły spływać strumieniami z jej oczu...-NIENAWIDZĘ CIĘ!-wykrzyknęła i uciekła na górę zostawiając karton w fotelu.

Tom powoli podszedł do pudełka,i sam najwidoczniej przestraszył się widoku który tam zastał...

-Czy ty jesteś normalny?!-Ryknął-ale,żeby zabić sowę swojej kuzynki i odciąć biednemu ptakowi głowę a potem dać to komuś w prezencie?!

-CO ZROBIŁEŚ CONNOR?!-Ryknął wuj.

-A-Ale ja m-myślałem Ż-że...-zaczął się jąkać.

-Stop! Nie dokańczaj tego co chciałeś powiedzieć...zawiodłem się na tobie synu...-odrzekł wuj...

-Przepraszam...-Wyjąknął.

Tom nie czekając na dalsze rozwinięcie sytuacji,pobiegł na górę do pokoju Ophelii.

-Ophelii...nie płacz...-usiadł obok zapłakanej dziewczyny i objął ją ramieniem.

Pan,nic nie czujęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz