C O O K I N G

345 37 9
                                    

Heej, wybaczcie, że teraz rozdziały pojawiają się rzadziej, ale mam trochę mniej czasu... 

***

Rano wyszłam na spacer, ponieważ pogoda nie mogła dać się prosić. Słońce świeciło i chociaż wiał lekki wiatr, w powietrzu unosił się zapach wiosny.

Miniona zima była dla mnie trudna, dlatego cieszyłam się na nową porę roku. Liczyłam na to, że wraz z zimą odejdą moje problemy.

O tym, jak bardzo się myliłam, przekonałam się już tego popołudnia.

Kupując kawę w jednej z kawiarni przy głównej handlowej ulicy, natknęłam się na Draco. Spędziłam z nim przyjemny czas, spacerując. W jednej ręce trzymałam kawę, a drugą pchałam spacerówkę, w której ze swoim ulubionym misiem, siedziała Delilah.

Mi i Draconowi nie potrzeba było wiele, zawsze znajdowaliśmy wspólne tematy do rozmów. Byliśmy blisko w sposób, o jakim zawsze marzyłam, chociaż nasza relacja pozostawiała jeszcze wiele do życzenia, szczególnie z mojej strony.

Draco zaoferował się, że pomoże mi zanieść zakupy do domu, a kiedy już się w nim znalazł i okazało się, że Elazara nie ma, zaproponowałam, by został na obiad. Śmiałam się, mówiąc, że moje umiejętności kulinarne zaskakująco poprawiły się od czasów szkoły, a on stwierdził, że w takim razie koniecznie musi się przekonać.

Deli zasnęła, jak zawsze koło drugiej popołudniu, a ja zabrałam się za gotowanie. Dracon na początku tylko mi się przyglądał, ale w pewnym momencie wstał od stołu, przy którym siedział z kubkiem herbaty. Podszedł do mnie i chwycił mnie za biodra. Czułam jego klatkę piersiową na swoich plecach. Na chwilę wstrzymałam oddech, czując cudowny zapach Malfoya, ogarniającego mnie z każdej strony. Mężczyzna pochylił się, by odgarnąć moje włosy z karku i złożyć na nim długi, delikatny pocałunek. Wciąż trzymał mnie blisko, przez co moje serce dostawało prawdziwych palpitacji.

Sposób, w jaki działał na mnie ten facet, był nie do opisania.

— Kocham cię — szepnął mi na ucho.

Nie mogąc się powstrzymać, odsunęłam wszystkie rzeczy z blatu na bok, odwróciłam się przodem do blondyna i pozwoliłam mu unieść się i posadzić. Oparłam łokcie o jego ramiona, pochylając się do jego twarzy z krzywym uśmiechem. Zetknęłam ze sobą czubki naszych nosów oraz nasze czoła i przez chwilę po prostu patrzyłam w jego stalowoszare oczy z przeświadczeniem, że w żadne oczy nie mogłabym wpatrywać się z tak wybuchową mieszanką uczuć – miłości, pożądania, radości, wzruszenia.

— Kocham cię bardziej — wyznałam cichutko, po czym musnęłam policzek Draco, pokryty dwudniowym zarostem. — Tak bardzo, że z tej miłości mogę zwariować.

Dłonie mężczyzny przesuwały się po moich udach w górę i w dół, pieszcząc delikatnie moją skórę poprzez materiał dżinsów.

— Ty też doprowadzasz mnie do szaleństwa — wyznał, po czym zębami skubnął płatek mojego ucha. — Zawsze tak było, od kiedy tylko pierwszy raz wpadłaś mi w oko.

Uśmiechnęłam się sentymentalnie. Wtedy życie nie było prostsze, ale nasza relacja już tak. Wtedy tylko ze sobą sypialiśmy. Wiele cierpienia kosztowało mnie przyznanie przed sobą, a tym bardziej przed nim, że go kocham, ale ostatecznie nie żałowałam.

— No proszę — odezwał się trzeci głos w kuchni, który sprawił, że moje serce prawie się zatrzymało, a Draco natychmiast się cofnął. — Macie szczęście, że to tylko ja.

Spojrzałam na Lazarusa, który, jak gdyby nigdy nic, zaczął parzyć sobie kawę i chwilę zajęło mi zrozumienie tego, co się właśnie stało.

Nie mogłam uwierzyć w to, jaka głupia się okazałam. Gdyby to Elazar wszedł do środka zamiast mojego przyjaciela... mogłam tylko wyobrażać sobie, jakby zareagował. Byłam pewna, że polałaby się krew, a akurat tego za wszelką cenę chciałam uniknąć.

— Powinienem sobie pójść? — zapytał Malfoy, odchrząknąwszy znacząco.

— Nie ma takiej potrzeby — opowiedział Laz, rozkładając Proroka Codziennego. Nawet na nas nie patrzył. — El jest w pracy do wieczora, raczej szybko nie wróci.

— Mhm, jasne — wymamrotał Draco. — Słuchaj, Lazarusie, to nie...

— Daj spokój — przerwał mu mój przyjaciel. Łaskawie raczył zerknąć na nas znad gazety. — Znam cię wiele lat, a Rosemary znam jeszcze lepiej. Myślisz, że nie domyśliłem się, że się spotykacie? — Jego przemądrzała mina wyjątkowo nawet mi nie przeszkadzała. — Nie patrz tak, Draco. Nie jestem idiotą. Przez dwa lata w Hogwarcie patrzyłem, jak moja najlepsza przyjaciółka zakochuje się w tobie, jak wpada w to uczucie po uszy. Miałem okazję być świadkiem również tego, jak ty zmieniłeś dla niej siebie i swoje ideały, bo również to poczułeś. Wasza relacja rozkwitała na moich oczach. A potem, kiedy zaginąłeś, przez trzy lata, dzień w dzień, musiałem znosić cierpienie jednej z najbliższych mi osób. Nie było takiego dnia, żeby Rose nie płakała. Trzy lata to chyba wystarczający czas, żeby o kimś zapomnieć, nie sądzisz? Otóż, nie, Draco, nie dla niej. I naprawdę sądzisz, że mając to wszystko przed oczami, byłbym na tyle głupi, by uwierzyć, że wy dwoje teraz tylko się przyjaźnicie? Musiałbym być kretynem, a przypominam, że należałem do Ravenclawu.

Po przemowie, jaką uraczył nas Lazarus, żadne z nas nie miało już nic do powiedzenia. Ja wpatrywałam się w swoje kolana, a Malfoy milczał, ściskając moją dłoń w swojej.

— Poza tym, Rosemary już jakiś czas temu przyznała się przede mną do tego, co was łączy — skwitował, po czym wrócił do lektury czasopisma.

Spojrzeliśmy po sobie z Draco. Uśmiechnęłam się niezręcznie, zeskakując z blatu. Czułam rumieńce na moich policzkach, ale blondynowi chyba one nie przeszkadzały. Spokojnie ucałował moje czoło, po czym sięgnął po swoją różdżkę i rzucił proste zaklęcie na warzywa, by pokroiły się same.

✔ Obliviate | D.M. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz