B O R N

274 33 16
                                    

Moje słońca, to już ostatni rozdział, ale przed nami jeszcze epilog, także nie rozklejam się za bardzo, jednak już czuję nostalgię... Dajcie koniecznie znać, jak jest u Was. Buźka!

***

— Bardziej po lewej.

Poprawiłam zdjęcie w ramce, przywieszone na ścianie, po czym odsunęłam się, by spojrzeć na nie z perspektywy mojego przyjaciela.

— Faktycznie, lepiej — zgodziłam się, przyglądając się jego rodzinnej fotografii.

Musiałam przyznać, że bardzo pasowali do siebie z Luną, a ich synek rósł jak na drożdżach i byłam pewna, że kiedyś będzie nieziemsko przystojnym mężczyzną. Cóż, mając geny Lazarusa, chyba nie mogło być inaczej.

— Rick w końcu zasnął — odezwała się Luna, wchodząc do pokoju, w którym siedziałam z jej mężem. — Rose, idziemy?

— Tak — zgodnie pokiwałam głową, po czym dopiłam herbatę, jaką zrobił mi Laz i podniosłam się z sofy, na której przed chwilą przysiadłam.

Objęłam przyjaciela na pożegnanie.

— Bawcie się dobrze, moje dziewczęta.

— Szarmancki jak zwykle – prychnęłam, mierzwiąc mu włosy.

— Jak zwykle — mruknęła Luna, wywracając przy tym oczami, ale na jej ustach gościł uśmiech.

Nie skomentowałam tego. Kto jak kto, ale ja doskonale znałam Lazarusa Midwaya. Był moim najlepszym przyjacielem od prawie dziesięciu lat. Nie było rzeczy, której bym o nim nie wiedziała.

Wyszłam z Luną z mieszkania na słoneczną ulicę Londynu. Październikowa pogoda była w tym roku zadziwiająco letnia, jakby jesień nie chciała przyjść. Nie narzekałam, chociaż w upalne dni bywało mi ciężko z ogromnym brzuchem, w którym rosła mała Renee. Draco zakochał się w tym imieniu i nie chciał słyszeć żadnej innej opcji. Mnie to imię też się podobało, dlatego nie kłóciłam się z nim.

— Co tam? — zapytałam, żeby zacząć rozmowę, chociaż Luna z natury nie należała do rozmownych.

— Laz nie chciał poruszać z tobą tego tematu i prosił, żebym zrobiła to za niego — zaczęła, zaciekawiając mnie. — Ale chciał, żebyś wiedziała, że Elazar znalazł sobie kogoś. To mugolska dziewczyna, poznał ją na wyjeździe służbowym i podobno jest w niej zakochany bez pamięci. Kiedy odwiedził nas ostatnio, mówił tylko o niej.

— Cieszę się — powiedziałam całkiem szczerze. El był świetnym facetem i zasługiwał na kogoś, kto będzie darzył go silnym uczuciem, bo zdecydowanie było za co go kochać. — Życzę im dużo szczęścia. Możesz mu to przekazać.

Przez chwilę słuchałam o nowym związku mojego byłego chłopaka, ale nie miałam nic przeciwko temu. Czasami zastanawiałam się, co u niego słychać i bywało mi przykro, że już nie mamy kontaktu, ale gdybym jeszcze raz miała dokonać wyboru, niczego bym nie zmieniła. Nie zamieniłabym Draco na nikogo ani nic innego.

Luna otworzyła przede mną drzwi kawiarni, w której byłyśmy umówione z Pansy i Nalią. Dziewczyny siedziały już przy jednym ze stolików, więc podeszłyśmy do nich. Złożyłyśmy zamówienie, a kiedy tylko kelnerka przyniosła nam po ciastku i filiżance kawy, zaczęłyśmy naszą comiesięczną pogadankę. Stało się to pewnym rodzajem tradycji.

Tym razem Luna opowiedziała nam o pierwszym gaworzeniu Rodericka, o awansie Lazarusa (o którym wiedziałam wcześniej, ponieważ Laz bywał u mnie częściej, niż widywałam się z jego żoną) oraz o odwiedzinach jej ojca, które zawsze ciężko znosiła, bo, pomimo że bardzo go kochała, zdawała sobie sprawę, jak ciężka jest jego osoba.

Nalia pochwaliła się, że w końcu wybrali z Blaisem termin wesela, czego serdecznie im pogratulowałyśmy. Poprosiła Pansy na świadkową, a nas na druhny, dodała jednak, że zaproszenia jeszcze nie są gotowe. Mówiła o wyborze sali, sukienki i tortu. My wszystkie, które miałyśmy swoje śluby za sobą, mogłyśmy dać jej pełno rad, a ona chętnie z nich korzystała.

Pansy opowiadała nam o ostatniej podróży do Ameryki, jaką odbyła z Teodorem. Powiedziała też, że spóźnia jej się okres i cholernie boi się, że może być w ciąży, bo z Theo sami jeszcze czują się dziećmi, a dzieci nie powinny mieć dzieci. Podzieliła się też z nami najgorętszymi plotkami ze świata magii i życia naszych dawnych znajomych, ponieważ ona żyła tym o wiele intensywniej, niż my, mające rodzinne obowiązki na głowie.

Pansy powiedziała, że Hermiona Granger rozwiodła się ze swoim mężem, Ronem Weasleyem i zamieszkała z jego starszym bratem, Fredem. Podobno mieli ze sobą romans jeszcze w szkole. Oliver Wood ostatecznie poślubił Cho Chang, a ja skrzywiłam się na wspomnienie tej Krukonki, bezczelnej suki, która zdradziła mojego przyjaciela. Harry'emu i Ginny urodziło się drugie dziecko, a Neville, który kiedyś miał się ku Lunie, został nauczycielem w Hogwarcie i spełnia się tam, twierdząc, że nie potrzebuje nikogo do szczęścia. A, no i od kiedy Hermiona mieszka z Fredem, była dziewczyna Freda, spotyka się z jego bratem bliźniakiem, Geogrem. Na rocznicę śmierci ich starszego brata, Percyego, ma odbyć się jakieś większe spotkanie w domu Rona.

— Jestem ciekawa, jak to będzie wyglądać, w końcu brat odbił mu żonę — odezwałam się, podejmując temat.

— Może być ciekawie — mruknęła Pansy, uśmiechając się krzywo. - Powinnyśmy się tam wprosić, dziewczęta.

— Słyszałam, że ten Ron spotkał się kilka razy z Lavender Brown, chyba byli kiedyś razem, nie? Myślicie, że to prawda, że stara miłość nie rdzewieje? — zagadnęła Nalia.

— Kto ich tam wie — odpowiedziałam. — Może coś w tym być.

— Na pewno. Popatrz na Rose, wróciła do Dracona po latach — podjęła Luna. — Pierwszą miłość pamięta się do końca życia.

Rozmawiałyśmy jeszcze przez chwilę o tym, jak dużo zmieniło się od czasów Hogwaru i właśnie wypowiadałam się na temat tego, że widzę moją małą Delilah w Gryffindorze, kiedy poczułam skurcze. Urawałam wypowiedź gwałtownie, chwyciłam się stołu i zaczerpnęłam powietrza.

— Co się dzieje? — Pansy poderwała się z miejsca i podbiegła do mnie, by chwycić mnie za rękę.

— Rodzę — wyrzuciłam z siebie na jednym tchu.

— Masz termin za miesiąc... — zaczęła niepewnie Nalia.

— A słyszałaś o czymś takim, jak wcześniaki? — warknęła w panice Pansy. — Luna, dzwoń po karetkę, Nalia, daj znać Draconowi. A ty, Rose, oddychaj.

— Staram się — jęknęłam, zamykając oczy, czując, jak odchodzą mi wody. — Kurwa, szybciej, baby, błagam.

W ten właśnie sposób urodziłam o miesiąc za wcześnie, ledwo zdążyłam do szpitala, ale wszystko potem poszło dobrze. Draco zjawił się w sali porodowej, kiedy darłam się w niebogłosy i prawie tam zemdlał, Lazarus, który również przyjechał, zostawiwszy syna pod opieką Pansy i Theo (średnio odpowiedzialne), przynosił mojemu mężowi wodę i uspokajać go, powtarzając, że wszystko jest pod kontrolą. Nalia i Blaise zajmowali się Delilah, ale wieczorem przyjechali z nią do nas, tłumacząc, że moje maleństwo za wszelką cenę chciało zobaczyć swoją młodszą siostrzyczkę.

Dracon praktycznie nie wypuszczał Renee z rąk, ciągle tulił ją do siebie i kołysał ją w ramionach, przyglądając jej się ze łzami w oczach. Ja za to pozwoliłam Deli leżeć ze mną w łóżku i głaskałam jej jasne włoski, zastanawiając się, jak bardzo podobne do siebie będą moje dziewczynki.

— Mamusiu? — wymamrotała Delilah, zasypiając mi na kolanach.

— Tak, kochanie?

— Kocham moją siostrzyczkę.

Uśmiechnęłam się, słysząc to. Moje serce nie mogło już bić spokojniej, a ja nie mogłam być szczęśliwsza, niż w tamtym momencie, widząc całą swoją kochającą się rodzinę i prawie wszystkich najlepszych przyjaciół przy moim boku.

**
Ku wyjaśnieniu, to tutaj Percy zginął zamiast Freda w bitwie o Howart, buzi.

✔ Obliviate | D.M. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz