0 2 - drugi

864 104 841
                                    

Atsumu walczył ze sobą mentalnie po raz pierwszy w całym dotychczasowym życiu, aby nie dawać z siebie stu procent. Sam nie do końca rozumiał, co było tego powodem. Dlaczego pierwszy raz pojawił się w nim cień zwątpienia, czy wygrana za wszelką cenę jest odpowiednim rozwiązaniem?

W końcu spotykał się z Sakusą na jakieś luźne mecze dostatecznie długo, aby poprawić się w grze na tyle, na ile tylko mógł. Doszedł już do momentu, kiedy zamiast usilnie trzymać się jego towarzystwa, lepiej wyszedłby na znalezieniu silniejszego przeciwnika (bo nieskromnie mówiąc, uważał, że poziomem mógł go nawet przewyższać na obecnym etapie).

Jednakże z chwilą, gdy gra zaczęła powoli nabierać tempa, a w blondyna wstąpiła jakaś irracjonalna adrenalina (a przecież to tylko zwykły niezobowiązujący mecz), nie mógł po prostu odpuścić. Coś wewnątrz niego krzyczało, że jeśli zgodnie z obietnicą zostało mu siedem wygranych, to jeden raz w tę czy we w tę, nic nie zmieni i może sobie pozwolić na pójście na całość. A on bardzo lubił iść na całość.

Starał się więc ze wszystkich sił, czerpiąc zarówno satysfakcję z każdego zdobytego przez swoją drużynę punktu, radość z każdej chwili, kiedy wysuwali się na prowadzenie, jak i złość, kiedy zostawali w tyle. W sumie nic niezwykłego. Zupełnie, jak gdyby mecz ten nie był jakimś przełomowym wydarzeniem. A może jednak był? Chuj z tym.

Grał tak, jak zwykle i czuł się tak, jak zawsze, czasami zerkając jedynie kątem oka na przeciwną stronę boiska w poszukiwaniu  czarnowłosego chłopaka. Za każdym jednak razem, kiedy chciał zobaczyć wyraz jego twarzy, ten był zbyt daleko, aby mu to umożliwić.

Zastanawiał się, czy był on zawiedziony jego postawą, która za nic w świecie nie przypominała dawania forów. Może Kiyoomi właśnie tego się po nim spodziewał i tylko testował jego silną wolę lub system wartości? Albo wartość systemu lub wolną silnię? 

Może nie powinien zbyt długo myśleć, tylko skupić się na rozgrywce. Jednak im więcej czasu mijało, tym silniejsze wrażenie odnosił, że w istocie nie był to taki zwykły mecz.

Wszelkie dygresje na ten temat nie miały już dłużej sensu (może od początku go nie miały) z chwilą, gdy piłka upadła po raz ostatni tego wieczoru i wcale nie zwiastowała jakiś spektakularnych niespodzianek. Nie to, żeby Miya od początku do tego dążył. Może trochę. Tak minimalnie.

Kto by się spodziewał, że koniec końców nie zdecyduje się na oddanie zwycięstwa, wskutek czego liczba, jakie może jeszcze odnieść, zmniejszyła się sześciu. Było to tak niesamowite zaskoczenie i w ogóle złamanie jakichkolwiek schematów, że można by pomyśleć, że życie jest symulacją (w sumie i bez tego można by tak pomyśleć).

Blondyn po zobaczeniu wyniku przetarł oczy, bardziej dla wyostrzenia wzroku niż z niedowierzania i nie zważając na chłopaków, z którymi grał, a którzy chcieli przybić mu piątkę, pobiegł w kierunku Sakusy, kiedy ten akurat zszedł z boiska.

Jego serce obijało się niemal o żebra i jebał to pies, że coś takiego jest anatomicznie niemożliwe, po prostu się obijało serce o żebra, kości o mięsień i bolało zarówno serce, jak i klatka piersiowa i całe ciało, ale był to dobry dudniący ból.

Albo niezaprzeczalnie sypiąca się psychika i umiejętność interpretacji fizycznych doznań zaczęła go już zawodzić i robić sobie podłe żarty. Jedno z dwóch lub dwa w jednym. Czas umierać.

Jedyne czego chłopak był pewien to to, że doznanie to świadczyło o cielesnym zdegenerowaniu, które w gruncie rzeczy nie jest najlepszym, co może nas w życiu spotkać i chyba nie należy do ulubionych rozrywek ludzkiego organizmu. 

Mimo wszystko, Atsumu lubił sobie wmawiać, że wycieńczenie świadczy o tym, że żyje i że dał z siebie wszystko i że ojciec byłby z niego zadowolony. To był dobry ból. Prawie przyjemny. Albo po prostu dobra opinia o złym uczuciu, a pozytywne opinie są cool, więc jest zajebiście.

Siedem ostatnich ~ SakuatsuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz