0 5 - piąty

658 90 812
                                    

Z bijącym niespokojnie sercem uchylił drzwi, które lekko skrzypnęły, jak gdyby dały tym samym pozostałym domownikom szansę, na usunięcie się z jego drogi. Nigdy by nie przypuszczał, że będzie wkradać się do domu, mając szczerą nadzieję na rozpłynięcie się w powietrzu i zostanie duchem lub jakimś innym niewidzialnym bytem, aby tylko nie spotkać własnego brata.

Można by rzec, że wszystko poszło po jego myśli (no prawie, w końcu pomyślna realizacja jego planów to jakaś niepoprawna abstrakcja).

W drodze do swojej samotni na piętrze wstąpił jeszcze do kuchni po jakieś żarcie na resztę dnia, ale biorąc pod uwagę, kogo tam zastał, wolałby chyba przerzucić się na odżywianie światłem słonecznym. Suna siedział na blacie ze skrzyżowanymi nogami i robił szeroko pojęte "coś" na telefonie (lub może udawał, kiedy zdał sobie sprawę, kto w rzeczywistości wchodzi do pomieszczenia). 

Swoją postawą dawał do zrozumienia, że go nie widzi i traktował tak, jakby blondyn faktycznie był duchem, mimo tego, że ten nie przypominał sobie udanej próby dematerializacji. Zdawał się jednak lekko zdenerwowany i nieco zbyt zainteresowany tym, co widział w podświetlonym ekranie. 

Mimo zbyt obszernej czarnej bluzy z naszywkami, Atsumu dałby sobie głowę uciąć (ale to może później, bo jeszcze jest mu chyba potrzebna), że ramiona szatyna są spięte, a mięśnie naprężone w oczekiwaniu.

Widząc go, przypomniał sobie ten moment, kiedy idąc dziś do domu, zdał sobie sprawę, że chłopak był sam, kiedy chciał go zniszczyć i że jest już za późno na przeprosiny. Nadepnął na linię, mimo że nie mógł.

Zerknął na niego, nadal stojąc w progu pomieszczenia, nie będąc pewnym czy może wejść do własnej kuchni. Nie wiedział jeszcze, że było zawrócić, kiedy miał ku temu okazję.

– Nie ma go – odezwał się niespodziewanie Rintarō, nadal usilnie wlepiając oczy w ekran telefonu.

– Gdzie jest? – zapytał, czując ucisk w sercu i pustkę w głowie i pętlę zaciskającą mu się na szyi.

– Wasz ojciec był w okolicy i chciał się z nim zobaczyć – wyjaśnił tonem, jakby mówił do siebie lub w przestrzeń, lub swoich palców ściskających urządzenie. Do wszystkiego, ale nie do blondyna bezpośrednio.

– Są tutaj? – szepnął, spinając się na wzmiankę o takiej ewentualności.

– W ogrodzie – mruknął, poprawiając się nieznacznie i przeczesując swoje wiecznie roztrzepane włosy.

Miya słysząc to, podszedł do okna wychodzącego na tył budynku, ale nie był w stanie przez nie spojrzeć. Wiedział, że tam są. Zarówno brat, jak i ojciec, który kiedyś był tym prawdziwym zapracowanym, uśmiechniętym tatą i pokazał mu siatkówkę i grał z nim, kiedy wracał z pracy.

Ale prawdziwego taty już nie było, a został jedynie były hazardzista, który próbował się podnieść, mimo że był przydeptany przez życie i własne błędy jak linia na chodniku. Jak pierdolona linia na chodniku.

– Zawsze patrzysz przez zasłony? – zakpił Suna, który podniósł wzrok i przeszył nim plecy blondyna, irytując się samym jego widokiem.

– Nie mogę na niego spojrzeć.

– Osamu nie może na ciebie. – Zabolało, a Atsumu skulił się wewnętrznie na tak szczere i prawdziwe słowa wypowiedziane głośno i prosto do niego i przez chłopaka, którego złamał, mimo że ten był wtedy sam.

– Ja na siebie też – oznajmił, czując, jakby zimne palce zaciskały się na jego krtani, pozbawiając oddechu, mimo że nikogo obok niego nie było.

Siedem ostatnich ~ SakuatsuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz