0 6 - szósty

708 88 1.2K
                                    

Siedząc w autobusie i słuchając jakiś mocniejszych brzmień na słuchawkach, próbował (o ironio) uspokoić rozedrgane serce i wyciszyć umysł. Nieudolnie zresztą i wcale nie przez nieadekwatną na pozór muzykę, którą, nawiasem mówiąc, była składanka z Hollywood Undead.

Chłopak napisał, że spotka się z nim za jakąś godzinę, więc nie będzie się musiał zbyt długo kręcić bez celu między uliczkami, przeglądając sklepowe witryny, udając, że te go w jakimś stopniu interesują. Z racji wczesnej pory, w okolicy nie powinno być zbyt wiele osób, co było z jednej strony dobre, z drugiej lekko komplikowało, ale jebał to pies.

Blondyn zerknął ukradkiem na nazwę przystanku i przekalkulował w głowie, kiedy powinien wysiąść. Zawsze towarzyszył mu irracjonalny lęk przed przegapieniem przystanku i za nic w świecie nie mógł się go pozbyć, więc po prostu go zaakceptował i próbował z nim żyć, ignorując fakt, że żyć nawet i bez niego by średnio potrafił.

Widząc znajome okolice, jeszcze raz upewnił się na rozpisce czy wysiada we właściwym miejscu, po czym wstał i modlił się donikąd, aby kierowca zatrzymał się i go wypuścił. Nie to, żeby bał się, że tego nie zrobi. Skądże. Kto powiedział, że ma tylko jedną autobusową schizę?

Odczuł więc ulgę, kiedy drzwi otworzyły się, a on sam postawił stopę na chodniku, nie nadeptując tym razem na linię. Szedł w kierunku baru, przed którym się umówili, nie zwracając uwagi na nieliczne osoby przechodzące obok niego. 

Nie patrzył na ludzi, łudząc się, że wtedy nie patrzą na niego, ani na jego włosy pod czapką, które były wizytówką jego pierdolonych pomysłów. Wzrok wbił w ziemię, mając nadzieję, że kostka brukowa na niego nie patrzy i nie ocenia. Nie oceniaj mnie chodniku.

– Uważaj, bo wejdziesz w słup – usłyszał obok siebie rozentuzjazmowany jak zawsze głos. Nienawidził entuzjazmu i tego głosu i właściciela też, ale lubił to, co ten mógł mu zaoferować, więc udawał że było cool. Ale nie było.

– Masz coś dla mnie? – rzucił tylko, spoglądając na swoje stopy i marzył o tym, aby chodnik go nie oceniał. A co jeśli rozstąpi się, uznając, że nie jest godny stąpania po nim?

– Cukier puder i sproszkowany magnez? – Zaśmiał się sarkastycznie, przez co Miya miał ochotę własnoręcznie go uciszyć, wsadzając mu pięść między oczy i odbierając swoją własność.

– Po prostu daj – żachnął się, spoglądając na bruneta wściekle. Był oazą spokoju. Oazą pierdolonego spokoju.

Zobaczył, że chłopak ruszył w jego kierunku, więc zrobił dokładnie to samo, w zaciśniętej dłoni ściskając uprzednio przyszykowaną złożoną gotówkę. Przybili ze sobą kulturalną piątkę, będącą tak charakterystycznym dla znajomych gestem, mimo tego, że nie pałali do siebie sympatią. Atsumu nawet w najgorszych koszmarach się z nim nie koleżankował.

Będąc tuż obok niego, na uderzenie serce dostrzegł w brązowych tęczówkach jakąś figlarną bądź złowrogą iskierkę typową dla ludzi upatrujących się na każdym kroku zabawy. Typową dla niego. Mimo wszystko chłopak wiedział, że Oikawa ma głowę na karku i stwarza jedynie pozory beztroski.

Czując w dłoni znajomy kształt tabletek, blondyn uśmiechnął się i poszedł w swoją stronę, aby złapać jakiś autobus powrotny. Na niebie widniały złowrogie chmury i wyglądało na to, że zanosi się na niemały deszcz.

Jak gdyby świat płakał przez ludzką głupotę, a jego łzy upadały z trzaskiem, chcąc oczyścić powierzchnię ziemi z wszelkiego zła. Tyle że ono było w ludziach i łzy nieba nigdy go nie zmyją.


***


Siedem ostatnich ~ SakuatsuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz