0 3 - trzeci

731 96 837
                                    

Palce Atsumu przebiegały niespiesznie po nierównej powierzchni płótna, które mogło być zamalowane na wiele różnych sposobów z użyciem tysiąca (jest w ogóle tyle kolorów?) barw. Było jednak puste i czekało aż ktoś (na pewno nie on, bo jego zdolności plastyczne to coś, co istnieje tylko z nazwy) nada mu indywidualności i oryginalnego wydźwięku.

Przebiegło mu przez myśl, że kiedyś sam był jak czyste płótno, ale życiowe doświadczenia i środowisko skutecznie naznaczyły go ciemnymi pręgami i wykrzywionymi liniami, zmieniając w obraz, jakiego nigdy sam nie chciałby z własnej woli ujrzeć. 

Czy takie porównania to już poezja, czy nadal gówniane amatorskie rozkminy o tym, jak wielką nienawiścią pała do swojej egzystencji? Może po prostu znów bawi się w ulicznego-poetę-gawędziarza jak to miewa w zwyczaju, kiedy coś go trapi?

Kogo to w ogóle obchodzi — szepnął ledwo słyszalnie, zapominając, że nie jest u siebie i nie tyle ściany mają uszy, ile obserwujący każdy jego najmniejszy ruch na nieswoim terenie chłopak.

– Co tam mruczysz pod nosem? – zagadnął, przypatrując się raz jego twarzy, raz dwukolorowym kosmykom. Wyglądał jak debil, którego skrzywdził pijany samozwańczy fryzjer, dla którego podcinanie końcówek to tylko w metrach i sekatorem.

– Że nie wspominałeś nigdy, że jesteś malarzem. – Zaśmiał się.

– Bo nie jestem.

– A ta sztaluga i płótno to tak dla ozdoby tutaj? – zakpił. – Taki mikroklimat?

– Tak naprawdę, jest to pretekst, żebyś zapytał się, czy namaluję cię jak jedną z moich francuskich dziewczyn – powiedział, wykrzywiając usta w uśmiechu. Nadzwyczaj szczerym jak na niego. – Ale jesteś debilem i nie załapałeś.

– Jedną z twoich jakich co? – Spojrzał na czarnowłosego spod zmarszczonych brwi.

– Widzę, że na filmach też się nie znasz – mruknął, udając zawód, teatralnie załamując ręce.

– Oh doprawdy? A na czym jeszcze się nie znam?

– Na byciu inteligentnym człowiekiem, życiu w społeczeństwie, sztuce... – Zaczął wyliczać na palcach, irytując tym chłopaka.

– Długo jeszcze będziesz wypominać mi tę akcję?

– Długo jeszcze będziesz unikać brata, nie zaszczycając go ani jednym jebanym "przepraszam"? – odbił piłeczkę.

– Dlaczego tak cię to interesuje? – zapytał z wyrzutem i irytacją.

Sakusa westchnął przeciągle, zadając usłyszane pytanie sam sobie. Zastanawiał się, czy naprawdę nadal zamierzał się łudzić, że wcale go cała ta sytuacja nie obeszła, mimo że czuł się w pewien sposób za nią odpowiedzialny.

Chciałby zrobić coś, żeby pozbyć się tego pierdolonego poczucia odpowiedzialności za popsucie chłopaka swoim towarzystwem. Za pokazanie mu dopingu i bierne obserwowanie jak niszczy swoje ciało, dążąc do chuj wie, czego dokładnie (jakoś nigdy o tym nie wspominał).

Kiyoomi głowił się, co takiego chciał osiągnąć poprzez obietnicę zerwania tej znajomości po siedmiu wygranych. Czy deadline miał dać mu po prostu czas na zastanowienie się, czy nie zajebał się w tej relacji nieco bardziej, niż zamierzał? A może po prostu chciał sprawdzić, czy Miya nie jest tak do końca zaślepiony swoją niezdrową ambicją i jest jeszcze nadzieja, żeby się ogarnął?

Będąc szczerym, podświadomie liczył na to, że chłopak odpuści sobie to chorobliwe zaangażowanie i że widzi w nim kogoś więcej, niż tylko kolejną przeszkodę na drodze do rozwijania swoich umiejętności. Naiwne? Może. Ale może bycie naiwnym (jeśli naprawdę taki był), kiedyś mu się odpłaci czymś innym niż kolejnym dostaniem po dupie.

Siedem ostatnich ~ SakuatsuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz