Per. Naruto
Nosz kurwa mać. Wygadałem się mu. Może teraz nie sprawdzi mojej już nieistniejącej pieczęci? No nic. Od teraz muszę być czujny w dzień i w nocy. To nie tak, że przed tem nie byłem czy coś.- Ej Naruto. Możesz rozmawiać z Kyubim? - zapytał.
- Ehehehe... - zaśmiałem się, a pot spływał ze mnie litrami. - Bo jest taka sprawa.
- Jaka? Co żeś znów odwalił? - spytał podirytowany.
- Obiecaj, że nikomu nie powiesz i! - zrobiłem przerwę, a ciśnienie mi spadało. - I nie będziesz zły. Dobrze?
- Dobra przyrzekam - powiedział.
- Nie tak debilu - wyciągnąłem zwój. - Przysięgę robimy.
- Ale, że czekaj. Ty umiesz to robić? Przecież jesteś na poziomie jounina, a nie ANBU! - krzyczał.
- Emmm... Jestem tak jakby byłym ANBU Korzenia, więc no ten...
- A- aaaaa... Racja - podrapał się po karku.
- No więc ten...
*TIME*SKIP*PO*ZROBIENIU*TEGO*GÓWNA
- I teraz mogę ci powiedzieć - powiedziałem oschle.
- Czekam.
- Ja wypuściłem Kyu - powiedziałem szeptem.
- Ty co zrobiłeś?! No to po kiego ciula tu wracałeś?!
- Właśnie nie wracałem. Ten debil przybrał postać człowieka i mnie odniósł, bo se coś ubzdurał - odpowiedziałem mu dość chłodno.
- Czekaj- (dużo tych "czekaj" coś mówisz Kakasz-aut.) Czy ty mnie właśnie uświadamiasz, że rozmawiałem z Kyubim przy herbacie? - zapytał jakby mnie, ale nie mnie.
- Nie wiedziałem o herbacie, ale możliwe, że tak - znów mu odpowiedziałem.
- O ja pierdziele, a był taki miły, aż strach pomyśleć - powiedział.
- No co ty mnie powiesz? To nie pierwszy raz kiedy pierdolisz morały - dowaliłem mu sarkazmem.
- Hahaha, bardzo nieśmieszne. Kto cię nauczył takiego słownictwa cholero jedna? - spytał.
- Nie chcę nic sugerować - odpowiedziałem spokojnie.
- Ty gów- - naszą kłótnię przerwało otwieranie drzwi.
- To ja ci gadam. Tu mieszkał ten potwór! - jakiś dzieciak krzyczał do drugiego.
- Mhm... Widzę tylko jounina i jakieś dziecko w naszym wieku - odpowiedział mu oschle.
- Co- - odwrócił się w naszą stronę. - Ty faktycznie.
- Dobra, ja stąd idę - i odszedł.
- Ej Sasuke! Czekaj! - ten drugi krzyczał za... Sausage? Saguse? Sosege? Kurwa nie wiem.
- No to nieźle. Jestem wkopany - mówił sam do siebie Kakashi.
- No widzisz? Po coś zaczynał? - pytałem.
- To ty przecież zacząłeś - powiedział.
- Ale nie ja wspominałem o pieczęci - i prychnąłem.
- Dobra nie ważne. Idziemy na misję. Weź co potrzebne i idziemy.
- Mam już wszystko - powiedziałem.
- Co? Gdzie? - pytał zaskoczony.
- W nadgarstu kretynie - powiedziałem i pokazałem kilka pieczęci.
- Chodźmy już - i wyszedł, a ja za nim.
_______________________________________
Wiem, wiem. Rozdział jest cholernie krótki i przepraszam was za to moje kochane Liski. Ale ja nie mam weny, znaczy... Na Ereri/Riren jest trochę, ale tak ogólnie to nie mam. Nawet nie wiem czy ja to opowiadanie kiedykolwiek skończę. Chcę, żeby było tak do 20/30 rozdziałów, ale jak widać pewnie nie skończę. I tak, wiem że ten rozdział miał być wczoraj. Przepraszam was bardzo. <3
