- Ne Kurama? - zapytałem
- Czego drzesz ryja młody? Mówiłem, że rany ci zagoje! - krzyknął rozwścieczony lis
- Bo mam prośbę. - powiedziałem lekko zestresowany, bo nigdy nikogo o nic nie prosiłem
- Jaką gnojku mały? Czy to jest tak ważne, żeby zaklucac mi sen?! - warknął
- Mógłbyś mnie nauczyć jakichś technik? Nie wiem taijutsu, ninjustu, genjustsu, czy senjutsu? - mówiłem znudzony głosem, ale mógłbym tak naprawdę błagać na kolanach
- A co z tego będę miał? Co ty, nędzny człowiek mi dasz? - zapytał zirytowany
- Mogę dać ci coś, co dał ci tylko mędrzec. - zacząłem mówić tajemniczym głosem
- Nikt nigdy nie da mi tego co Mędrzec 6 Ścieżek! - warknął
- Dam ci miłość i wolność, zbiorę twoje rodzeństwo i postaram się je wyposcic tak jak ciebie. Tylko muszę znać techniki pieczętowania i znać położenie biju. - odpowiedziałem spokojnym głosem
-... - chyba zabrakło mu głosu - Czemu? CZEMU CHCESZ COŚ TAKIEGO ZROBIĆ!? - zaczął krzyczeć
- Bo wiem co to znaczy być samotnym. Nie życzyłbym tego nawet Hokage. Nie w sumie mu mogę, bo nie zwracał na mnie uwagi, kiedy bylem poniżany i bity przez ludzi z Konohagakure. - zrobiłem lekką przerwę - Ty też pewnie czujesz się zamotny i poniżany przez wszystkich, którzy nazywają cię demonem, prawda aniki? - zapytałem powoli zbliżając się do jego klatki
Podszedłem bliżej i jeszcze bliżej. Od zawsze wiedziałem, że mam duże pokłady chakry, nie wspominając, że powiększyły się podczas treningu z wujkiem i Kabuto. Już postanowiłem. Uwolnię postrach Konohy, Dziewiecioogoniastego Lisiego Demona, którym tak naprawdę nie jest. Może z gatunku, ale jest troskliwy chociaż tego nie okazuje. Jest lepszy niż ludzie z Konohy. Tak jak wujaszek nie był doceniany przez innych ludzi, bo był inny. Wygląda inaczej, lubi inne rzeczy niż inni, ma inne zainteresowania, ale czy to jest powodem do naśmiewania się z kogoś? Moim zdaniem nie, mnie też taki los spotkał jak ich (Kurame i Orochimaru). To nie jest moja wina, że moi rodzice we mnie zapieczętowali anikiego. Podszedłem na tyle blisko, by dotknąć krat i odrazu ruszyłem zdjąć pieczęć. Może i jestem głupi, ale wolę być nie przytomny przez kilka dni, albo tygodni, niż odczuwać ból zadany przez ANBU. Przy okazji zrobiłem coś, czego Kurama się nie spodziewał. Hah, zaskoczyłem go. Cieszę się, że w końcu będzie mógł zaznać wolności po tych czterech latach siedzenia w klatce.
****TIME*SKIP****************
Po chyba tygodniu znów usłyszałem głos anikiego. Był chyba zapłakany? Nie jestem pewien, ale chyba tak. Teraz ultra skupienie na jego głosie iiiiiiiii. I dupa. Nie mogę się skupić, ręka mnie boli. Co jest nie tak z moją ręką? Aha, już sobie przypomniałem. To chyba leci krew po uderzeniu, jak się nie mylę z bicza. Nah, mogło być gorzej.
- Dzieciaku, nie masz pojęcia jak się o ciebie martwiłem! - w końcu usłyszałem basowy głos Kuramy
- O witaj aniki. - powiedziałem
- Ty tak na serio?! JA się o ciebie tutaj martwię, a ty wyskakuje z "O witaj aniki"... Czekaj, czy ty powiedziałeś aniki!? - o widać, że otrząsnął się
- Tak, powiedziałem aniki. Myślałem, że mogę tak mówić, bo jesteśmy podobni pod wieloma względami. Jesteśmy samotni i odrzuceni przez potwory jakimi są ludzie, którzy nas tak traktują. Ty mnie leczysz, ja cie wspieram. Dopełniamy się, chociaż jak będziesz potrzebował w przyszłości chakry do leczenia do bieżą ode mnie. - posłałem mu duży uśmiech
- Masz rację młody, masz rację. Wciąż jednego nie rozumie, dlaczego postanowiłeś mnie uwolnić, przynajmniej połowę mnie uwolniłeś. - oh już ogarnął
- Bo ci zaufałem i nie miałem jakiegoś wielkiego problemu z uwolnieniem ciebie aniki. - powiedziałem moim spokojnym głosem
