Adrien pewnym krokiem wszedł do piekarni i pomachał do Toma i Sabine, którzy właśnie obsługiwali klientów. Na jego widok Sabine odetchnęła z wyraźną ulgą.
- Dzięki Bogu – powiedziała. – Jest w swoim pokoju – oznajmiła, rzucając mu znaczące spojrzenie.
Blondyn zasalutował jej wesoło i czym prędzej wbiegł po schodach do mieszkania Dupain-Chengów. Chwilę później już zaglądał do pokoju Marinette.
Pomieszczenie wyglądało jak po przejściu tornada. Wszędzie walały się skrawki materiałów, kartki papieru i puszki po napojach energetycznych. Adrien skrzywił się z niesmakiem na ich widok i wszedł do pokoju, starając się przy tym nie stanąć na nic istotnego. Marinette, która siedziała przy swoim biurku, nawet nie drgnęła, kompletnie nie zdając sobie sprawy z jego obecności. Albo świadomie ją ignorując.
- Co robisz? – zapytał, ostrożnie lawirując między projektami leżącymi na ziemi.
- Pracuję – warknęła.
- Jak długo?
Nie odpowiedziała. Spojrzał więc na Tikki, która siedziała na stercie książek wyraźnie zrezygnowana.
- To będzie już jej 16 godzina – wyznała kwami.
- Kapuś – mruknęła Marinette, zawzięcie szkicując.
- Okej. – Adrien miał pewien plan. – Dość tego.
Nim zdążyła się zorientować w jego zamiarach, podniósł ją z krzesła i przerzucił sobie przez ramię tak, że wisiała głową w dół. Marinette wrzasnęła wtedy głośno i uderzyła go pięścią w plecy.
- Zwariowałeś?! Odstaw mnie na ziemię!
- Dopiero na dole – odparł, niosąc ją do salonu.
- Adrien! Puszczaj! Nie wydurniaj się!
Rozbawiona Tikki leciała za nimi, wyraźnie ciekawa, jak potoczy się dalej ta sytuacja.
- Najpierw pójdziemy na spacer, potem wrócimy na obiad – mówił, ignorując jej krzyki. – Śniadanie zjadłaś?
- Puszczaj mnie w tej chwili! Głupi, zapchlony kocur! Adrien!
- Ranisz mnie, Milady – zakpił, wychodząc z mieszkania. Tikki schowała się wtedy w jego kieszeni.
- Mam dużo pracy! Projekty! Muszę...
- Dać sobie chwilę przerwy – wpadł jej w słowo. – Przepracowujesz się. Nie musisz zaprojektować całej jesiennej kolekcji w jeden dzień.
- Jest dużo do zrobienia! – protestowała. – Adrien! – jęknęła, gdy zniósł ją do piekarni.
- Zabieram ją na spacer! – zawołał do Toma i Sabine, którzy tylko spojrzeli na nich z wyraźnym rozbawieniem i wrócili do obsługiwania klientów. Część klienteli otwarcie się śmiała.
Marinette uznała, że protesty na nic się jej zdadzą. Ukryła tylko twarz w dłoniach, poddając się losowi.
- Tylko wróćcie na obiad! – zawołał za nimi Tom.
Dopiero, gdy zamknęły się za nimi drzwi piekarni, Adrien postawił Marinette na ziemi. Spojrzała na niego wilkiem i skrzyżowała ręce na piersi. Miała na sobie różową bluzkę z krótkim rękawkiem i niebieskie szorty z haftem w różyczki. Uważał, że wygląda przeuroczo, ale nie zamierzał jej tego mówić. Uśmiechnął się tylko szeroko i wyciągnął do niej rękę.
- Idziemy? – zapytał.
- Nigdzie nie idę – odparła.
- Pójdziesz. Masz do wyboru dwie opcje: swoje nogi i moje. Druga opcja ci się nie spodobała.
CZYTASZ
Miraculous Musical: Upiór w Operze
FanfictionW Paryżu ma mieć miejsce wielkie wydarzenie - premiera musicalu Upiór w Operze, do którego częściowo zaangażowani zostają uczniowie szkoły Françoise Dupont. Obsadzenie głównych ról nie jest takie łatwe, zwłaszcza gdy aktorzy muszą sobie radzić także...