XVII. Lady Mothbeth

794 60 26
                                    

Adrien pewnym krokiem wszedł do piekarni i pomachał do Toma i Sabine, którzy właśnie obsługiwali klientów. Na jego widok Sabine odetchnęła z wyraźną ulgą.

- Dzięki Bogu – powiedziała. – Jest w swoim pokoju – oznajmiła, rzucając mu znaczące spojrzenie.

Blondyn zasalutował jej wesoło i czym prędzej wbiegł po schodach do mieszkania Dupain-Chengów. Chwilę później już zaglądał do pokoju Marinette.

Pomieszczenie wyglądało jak po przejściu tornada. Wszędzie walały się skrawki materiałów, kartki papieru i puszki po napojach energetycznych. Adrien skrzywił się z niesmakiem na ich widok i wszedł do pokoju, starając się przy tym nie stanąć na nic istotnego. Marinette, która siedziała przy swoim biurku, nawet nie drgnęła, kompletnie nie zdając sobie sprawy z jego obecności. Albo świadomie ją ignorując.

- Co robisz? – zapytał, ostrożnie lawirując między projektami leżącymi na ziemi.

- Pracuję – warknęła.

- Jak długo?

Nie odpowiedziała. Spojrzał więc na Tikki, która siedziała na stercie książek wyraźnie zrezygnowana.

- To będzie już jej 16 godzina – wyznała kwami.

- Kapuś – mruknęła Marinette, zawzięcie szkicując.

- Okej. – Adrien miał pewien plan. – Dość tego.

Nim zdążyła się zorientować w jego zamiarach, podniósł ją z krzesła i przerzucił sobie przez ramię tak, że wisiała głową w dół. Marinette wrzasnęła wtedy głośno i uderzyła go pięścią w plecy.

- Zwariowałeś?! Odstaw mnie na ziemię!

- Dopiero na dole – odparł, niosąc ją do salonu.

- Adrien! Puszczaj! Nie wydurniaj się!

Rozbawiona Tikki leciała za nimi, wyraźnie ciekawa, jak potoczy się dalej ta sytuacja.

- Najpierw pójdziemy na spacer, potem wrócimy na obiad – mówił, ignorując jej krzyki. – Śniadanie zjadłaś?

- Puszczaj mnie w tej chwili! Głupi, zapchlony kocur! Adrien!

- Ranisz mnie, Milady – zakpił, wychodząc z mieszkania. Tikki schowała się wtedy w jego kieszeni.

- Mam dużo pracy! Projekty! Muszę...

- Dać sobie chwilę przerwy – wpadł jej w słowo. – Przepracowujesz się. Nie musisz zaprojektować całej jesiennej kolekcji w jeden dzień.

- Jest dużo do zrobienia! – protestowała. – Adrien! – jęknęła, gdy zniósł ją do piekarni.

- Zabieram ją na spacer! – zawołał do Toma i Sabine, którzy tylko spojrzeli na nich z wyraźnym rozbawieniem i wrócili do obsługiwania klientów. Część klienteli otwarcie się śmiała.

Marinette uznała, że protesty na nic się jej zdadzą. Ukryła tylko twarz w dłoniach, poddając się losowi.

- Tylko wróćcie na obiad! – zawołał za nimi Tom.

Dopiero, gdy zamknęły się za nimi drzwi piekarni, Adrien postawił Marinette na ziemi. Spojrzała na niego wilkiem i skrzyżowała ręce na piersi. Miała na sobie różową bluzkę z krótkim rękawkiem i niebieskie szorty z haftem w różyczki. Uważał, że wygląda przeuroczo, ale nie zamierzał jej tego mówić. Uśmiechnął się tylko szeroko i wyciągnął do niej rękę.

- Idziemy? – zapytał.

- Nigdzie nie idę – odparła.

- Pójdziesz. Masz do wyboru dwie opcje: swoje nogi i moje. Druga opcja ci się nie spodobała.

Miraculous Musical: Upiór w OperzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz