VIII. Walc wśród gwiazd

766 63 16
                                    

Adrien krążył w kółko po swoim hotelowym pokoju. Raz po raz zerkał na balkon, ale ciągle jeszcze ze sobą walczył. Wiedział, że tylko minuty dzielą go od przemiany i wycieczki do swojego ulubionego miejsca na ziemi. To, co wydarzyło się między nim a Marinette na próbie... Zdawał sobie sprawę z tego, że ją kocha, ale nigdy wcześniej nie czuł aż tak bolesnego przyciągania. Dosłownie skręcał się z bólu na myśl, że trzymał ją tak blisko w ramionach, a nie mógł nic zrobić.

- Wydeptałeś już ścieżkę na tym dywanie. Usiądź – polecił mu Plagg, który obserwował go bacznie ze swojego miejsca na oparciu fotela.

Jakby go nie usłyszał.

- Dobra – westchnął kwami. – Przemieniaj się. Przyda ci się lekka przebieżka.

- Pójdę do niej – szepnął tylko.

- Jeśli tego ci właśnie potrzeba.

- Nie powinienem.

- Olej to, dzieciaku. Ciągle tylko mówisz, czego ci nie wolno i czego nie powinieneś robić. Dziś zrób po prostu to, co chcesz.

- Ostatnio dajesz same mądre rady, Plagg. – Adrien uśmiechnął się blado.

- Zawsze daję tylko takie – prychnął kwami.

Dziesięć minut później Adrien, w formie Kota, siedział na dachu, z którego idealnie było widać park i kamienny posąg, który Theo stworzył dla niego i Biedronki.

Biedronka.

Nadal coś do niej czuł. Pielęgnował w sobie tę miłość wystarczająco długo, dlatego nie zniknęła, gdy obudziło się w nim uczucie do Marinette. Czuł się rozdarty, a jednocześnie wiedział, że już dawno powinien sobie odpuścić bezsensowne wzdychanie do partnerki. Tylko... Czy był na to gotów? Zwłaszcza teraz, gdy związek z Marinette i tak był skazany na porażkę przez Lilę? Dlaczego miał tracić obie?

- Jestem egoistą – wyszeptał, wpatrując się w kamienne oblicze Biedronki.

KOT:

Powoli przemija każdy dzień,

cicha noc sunie jak cień.

Mrok spłynął już lecz ja nie zaznam snu,

nim usłyszę cię...

Zeskoczył na ziemię i stanął przed posągiem. Lekko dotknął kamiennego policzka Biedronki, wyobrażając sobie, że stoi przed nim naprawdę.

KOT:

Tygodnie, miesiące tyle lat

Czekam, aż zjawisz się w drzwiach.

I jak w półśnie odliczam dzień za dniem,

aż usłyszę znów twój śpiew.

Spotykam cię we śnie i znów przeklinam los,

Sen znikł, a w ramionach trzymam zimną noc...

Odwrócił się od posągu i spojrzał na rozgwieżdżone niebo, jakby mogło mu wskazać właściwą drogę.

KOT:

I w wieczność się zmienia każdy rok,

serce wciąż ściska ten ból.

Rozdarta w pół dusza nie zgoi się,

aż usłyszę znów twój śpiew.

Przeniósł wzrok na widoczne zza drzew domy. Jego serce rwało się w nieokreślonym kierunku, a on dziś pozwalał mu decydować.

Miraculous Musical: Upiór w OperzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz