Rozdział 7

34 2 0
                                    

Michael POV's


Pędziłem ulicami Miedzianego Miasta, rozmyślając o tym co wydarzyło się w moim życiu. Strata dzieciństwa, a potem także matki. Moje serce już dawno umarło a dusza też nie chciała żyć dalej. Niestety obiecałem mamie, że pozwolę aby emocje do mnie wróciły - no i tak zaczynało się dziać. 

Moja matka była cudowną kobietą, ciepłą, kochającą a do tego piękną. Nikt nie mógł jej zarzucić, że była złą matką, albo nie poświęcała mi uwagi. Wręcz przeciwnie nie wyobrażam sobie, jeśli będę miał kiedyś dzieci, że ich matka mogłaby się nimi nie zajmować. 

Zawsze na dobranoc czytała mi wiersze, śpiewała piosenki i głaskała mnie po głowie, gdy się budziłem w kuchni czekało na mnie śniadanie i ciepła herbata, a zimą kawowe kakao, które tak uwielbiałem. Szedłem do szkoły, wracałem i mama krzątała się po kuchni robiąc obiad, odrabiała ze mną lekcje a potem wracał z pracy mój ojciec. Ja wybiegałem na podwórko, a kiedy wracałem zastawałem ich na kanapie, kiedy tata czytał mamie poezje. 

Później tata nas zostawił z niewiadomych mi przyczyn, ja stałem się mężczyzną i przestałem czuć. Musiałem zając się mamą, która się załamała. Byłem jej oparciem, założyłem firmę no i wdałem się w nielegalne interesy. Mama zachorowała, a potem mnie zostawiła. Zmarła. 

- Cześć mamo. - stanąłem nad nagrobkiem. - Dawno mnie tu nie było. Dużo się u mnie działo, wiesz? - zapytałem. - Na pewno wiesz. Wiem, że na mnie patrzysz, zawsze mnie pilnujesz. - mój głos się załamał. - Przyniosłem ci kwiaty. Niebieskie. - położyłem je na płycie, uprzednio zmiatając drobne listki z jej powierzchni. - Myślisz, że to Hope mnie otwiera, czy że to przypadek? Powiedz mi, proszę. Co ja mam z nią zrobić...



- Hope? - zapukałem do jej pokoju, ale kiedy zobaczyłem że spała coś popchnęło mnie do wejścia do środka, usiadłem na pufie obok jej łóżka i spojrzałem na jej buzię. Poruszyła się nerwowo i tak jak spokojnie spała, tak teraz patrzyła na mnie swoimi dużymi oczami. - Nie chciałem cię obudzić, przepraszam. 

- Nic się nie stało. - uśmiechnęła się lekko. - Co tu robisz? Potrzebujesz czegoś? 

- Chciałem cię gdzieś zabrać, ale nie wiem czy się na to zgodzisz. - zerknąłem na jej dłoń, na którym błyszczał niebieski kamień. - Później odwiozę cię do domu, do mamy, ale odbiorę cię wieczorem. - zaproponowałem.

- Dobrze, tylko się umyję i przebiorę w czyste rzeczy, dobrze? - lekko się spięła. 

- Jasne, będę czekał na dole, powiadomię Gabriela. - speszony wyszedłem z pokoju. 

co ja w ogóle wyprawiam? 


Poprawiłem koszulę i wygładziłem fryzurę. - Wybierasz się gdzieś? - usłyszałem głos przyjaciela. 

- Wybieram. - odpowiedziałem. - Zabieram Hope na jedzenie i do parku. - westchnąłem lekko spięty. 

- Słucham? A ty na pewno dobrze się czujesz? - zaśmiał się. - W porządku, mam tylko nadzieję, że będziesz uważniej przyglądał się jej kieliszkowi i nie pozwolisz, aby ktokolwiek się do niego zbliżył. Ta dziewczyna ma dość jak na ostatni tydzień, Michael. 

- Wiem, dlatego chcę ją odstresować. - powiedziałem szczerze. - Chcę ją gdzieś zabrać, zawieść do mamy a potem odebrać. 


- Nie musisz się bać. - zaśmiałem się, kiedy już siedzieliśmy w aucie. 

- To dość ciężkie, kiedy od samego początku robiłeś wszystko, aby mnie zastraszyć. - powiedziała szczerze. - Nie rozumiem twojego postępowania Michael. - spojrzała na mnie na ułamek sekundy. 

Culver City || DevilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz