Rozdział 3

56 3 0
                                    

Culver City godzina 3:54

Hope nie umiała zmrużyć oka, zjadła to co wieczorem przyniósł jej Gabriel, umyła się i wykonała jeszcze telefon do mamy. Napisała sms'a do swojej dobrej koleżanki i naprawdę chciała zasnąć. Kręciła się z boku na bok, ale jej chęć prze-prostowania kości wzięła górę. Narzuciła na siebie za dużą bluzę i po cichu wyszła z pokoju. Przespacerowała się po całym holu, aż na samym końcu odnalazła kuchnię. Nie mogła wierzyć własnym oczom, kuchnia była piękna, ogromna. Wiedziała także, że będzie musiała wszystko posprzątać. Dziwne było to, że było w niej naprawdę czysto. Usiadła przy stole i spojrzała w stronę holu. Na chwilę zamarła widząc stojącego w drzwiach kuchni Michaela. 

- Proszę, proszę. - zacmokał. - Kogo my tu mamy. - oparł się o framugę bez koszulki, myśląc, że dziewczyna speszy się i ucieknie. 

-To tylko ja proszę pana. - powiedziała o wiele pewniej niż we wszystkich wcześniejszych rozmowach. 

- Nie śpisz? - zapytał. - Będziesz więc miała siłę, aby jutro wypełnić swoje obowiązki? - rzucił cynicznie, zbliżając się w stronę dziewczyny. Napawał się wręcz lękiem dziewczyny, coś dziwnie przyciągało go do jej osoby. Chciał oczywiście trochę się nas nią poznęcać. 

- Będę miała, po za tym kazał pan posprzątać kuchnię. - zauważyła. - Ja nie widzę tu brudu, prócz okruszków na podłodze i naczyń w zlewie. 

- Ptaszyna zrobiła nam się drapieżna. - stanął przed nią. - Uważaj, bo kot może odgryźć ci ogon. - mruknął. 

- Nie boję się pana. - stwierdziła, niestety mylnie. Michael chwycił dziewczynę za szyję i gwałtownie podniósł. Dziewczyna pisnęła. 

- Nie boisz się mnie? - przycisnął dziewczynę do ściany, jednocześnie odcinając jej lekko dostęp do tlenu. - Zobacz. - zacmokał. - Wydaje mi się, że drżysz, czyż nie? Oh, tak ty się nie boisz. Ty jesteś przerażona. - prychnął i puścił dziewczynę. - Nie zapominaj w czyim domu jesteś. 

- Nie jest tu z własnej woli, Michael. - powiedział donośnym głosem Gabriel. - To co robisz nie powoduje, że ktoś będzie miał do ciebie szacunek. - poinformował. - Hope ma tu pracować, a nie być gnębiona przez ciebie. Zostaw nas samych Hope, zaraz do ciebie zajrzę. - powiedział, spoglądając na dziewczynę. Ta szybko zwinęła się z pola widzenia mężczyzn.

- Nie zapominasz się czasem? - warknął Michael. 

- Nie zapominaj, że stoimy na równi. - skwitował spokojnie. - Dlaczego tak gnębisz tą dziewczynę? 

- Bo mam na to ochotę. - zaśmiał się. 

- Przestań, albo sam wpakuję ją w samolot i ukryje jej rodzinę przed tobą. - powiedział. 

- Myślisz, że jej nie znajdę? 

- To się z nią ożenię i nie będziesz miał wyboru, będziesz musiał zostawić ją w spokoju. - poinformował Gabriel. 

- Nie pierdol, tylko przyszykuj na jutro jakąś suknie twojej małej dziwce, wychodzimy. - zacmokał. - Będzie robić jako mięso dla wilków. 



- Hope? - wychylił się do pokoju dziewczyny. - Wszystko w porządku? - zapytał

- Nic nie jest w porządku Gabriel. - usłyszał cichy płacz. - Nie zasłużyłam na takie traktowanie, uczciwie się uczyłam, pracowałam i studiowałam. Znikąd pojawia się ten skurwysyn i rujnuje wszystko co do tej pory miałam.  

- Wiem, ale taki jest Michael. Twój brat podpisał umowę, a diabeł nie podpisuje cyrografu z kimś od tak. - wyjaśnił, siadając obok dziewczyny. - Ustawię go trochę, dobrze? 

- Dziękuję Gab. - mruknęła cicho.

- Muszę cię prosić o jedną rzecz, Hope. - powiedział poważnie Gabriel. - Musisz towarzyszyć Michaelowi na jutrzejszym spotkaniu biznesowym, dość dużym. 

- Nie może kogoś wynająć? - zapytała zmarnowana. 

- W tym problem, że już zdecydował. Nie martw się, też tam będę i jeśli będzie coś nie tak to na pewno zareaguje. - obiecał. - Zapalę światło chcę zobaczyć twoje gardło. - powiedział. Zapalił światło i jego serce omal nie wywinęło fikołka. Fioletowe sińce w kształcie palcy zdobiły jej szyję. - Zabiję go. - wyszeptał pod nosem. - Przyniosę ci trochę lodu, to jutro  będzie wyglądało jeszcze gorzej. 

- Nie trzeba, pójdę spać. Muszę jutro ogarnąć kuchnię i posprzątać dwie łazienki. Mógłbyś wyjść? - zapytała. - Chcę zadzwonić do mamy. 


- Hej mamuś. - powiedziała cicho do słuchawki walcząc z chęcią rozpłakania się. 

- Hope, moje słoneczko. Co u ciebie? Wszystko w porządku? - zapytała.

- Oj mamo chcę tak bardzo do domu, ale nie jest źle. - skłamała. - Trochę roboty. 

- Właśnie miałam do ciebie dzwonić. - powiedziała. - Przyszła twoja wypłata do mnie na konto. 

- Moment mamo, jaka wypłata? - zdziwiła się. 

- 5 tysięcy dolarów. - westchnęła. - Chcesz mi powiedzieć, że o tym nie wiedziałaś, czyli to nie od ciebie? 

- Poczekaj mamo, podaj mi proszę nadawcę tego przelewu. - przetarła twarz rękoma. 

- Gabriel Anderson. 

- Mamo, ja będę kończyć. Muszę wyjaśnić skąd wzięły się te pieniądze. - powiedziała.- Na razie ich nie wydawaj, zadzwonię jutro. Bardzo cię kocham. 

- Wróć szybko do domu skarbie, też cię kocham.



- Gabriel? - zapytała stojąc u drzwi jego sypialni. - Śpisz? 

- Nie, a coś się dzieje? - zapalił światło i poklepał miejsce na łóżku obok siebie, sam podnosząc się do siadu. 

- Dlaczego wysłałeś pieniądze mojej mamie? - zapytała. - Chcesz, żeby mój dług stał w miejscu? - mruknęła na skraju płaczu.

- Hope, to nie tak. - wyjaśnił. - Wiem, że nie macie za co opłacić rachunków za dom, wiem, że twoja mama nie ma za co kupić dobrego jedzenia i będę tobie pomagał. 

- Dlaczego to robisz? 

- Bo taka piękna i mądra dziewczyna nie powinna cierpieć. - powiedział. - Nie mogę cię stąd uwolnić, ale mogę pomóc inaczej. 

Culver City || DevilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz