- Hope? - spojrzałem na dziewczynę kiedy wchodziliśmy do urzędu. - Wyglądasz naprawdę zjawiskowo. - mruknąłem.
- Ouh. - przełknęła nerwowo ślinę. - Miło mi, że tak uważasz. - uśmiechnęła się i oplotła moje ramię swoją ręką. - Stresuję się.
- Nie masz czym, niezdaro. Jestem obok. - westchnąłem, popychając drzwi prowadzące do głębi urzędu. - Dzień dobry, byliśmy na dzisiaj umówieni.
- O tak. - odezwała się zgrabna brunetka. Zmierzyła mnie i Hope od góry do dołu po czym skrzywiła się.
- Coś nie tak? - zapytałem.
- Nie, nie. Państwo na... podpisanie intercyzy? - spojrzała z kpiną na Hope.
- Nie. - powiedziała twardo Hope. - My na ustalenie daty ślubu. - powiedziała to z miną, jakiej jeszcze na jej twarzy nie widziałem.
- W porządku. Proszę zająć miejsce. Kawy?
- Dwie czarne bez cukru. - mruknęła Hope i przeniosła swój wrogi wzrok na mnie. - Podoba ci się? - zmarszczyła brwi, kiedy dziewczyna wyszła.
-Nie tak jak ty, Hope. - powiedziałem rozbawiony. - Jesteś zazdrosna?
- Nie.
- Słońce, spójrz na mnie proszę. - uśmiechnąłem się, chwytając jej brodę w swoje palce. - Ty mi się podobasz.
- Przestań. - chwyciła moją dłoń, żeby zdjąć moją dłoń z jej twarzy. - Michael, proszę. - spojrzała w moje oczy mocno speszona.
- Dobrze, słońce. Tylko się już nie złość.
- Ale jak mogła zasugerować, że jestem z tobą dla pieniędzy? - prychnęła.
- Hope, daj spokój, oboje wiemy jak jest. - sekretarka weszła z kawami do pomieszczenia, położyła je na stole a mojej uwadze nie uszło, że rozpięła dwa guziki swojej koszuli. Prychnąłem po cichu. - Możemy już? - zapytałem, kładąc moją rękę na udzie Hope. Spojrzała na mnie spod długich rzęs, co sprawiło, że zacisnąłem dłoń mocniej, tak, że jej uda zacisnęły się. Podobało mi się, że reagowała na mój dotyk, podobała mi się, a jej uległość coraz bardziej mnie kręciła.
- Tak. Jakim terminem są państwo zainteresowani?
- Myślę, że jakimś sierpniowym. - mruknęła Hope. - Zależy mi aby jeszcze było ciepło.
- Dwudziesty pierwszy? - skinąłem głową. - Godzina?
- Pierwsza będzie odpowiednia. - powiedziałem, spoglądając na profil Hope, był lekko zaróżowiony. Odliczałem sekundy, żeby stamtąd wyjść. Była dzisiaj tak piekielnie piękna i urocza, a zarazem seksowna. - Proszę pamiętać, aby zarezerwować nam pokój zaraz po ceremonii, z tego co wiem mają państwo taką opcję. - splotłem swoje palce z palcami Hope.
- Nie organizują państwo wesela? - zapytała zszokowana.
- Organizujemy, ale chcę zjeść obiad ze swoją żoną sam na sam. To takie dziwne?
- Nie, absolutnie.
- Mogę czegoś spróbować? - zapytałem, siedząc z Hope na kanapie. Przytulaliśmy się, co było dla mnie czymś nowym w naszej relacji, zaufała mi, a przynajmniej mam taką nadzieję.
- A czego? - spojrzała mi w oczy.
Pogłaskałem jej policzek, po czym trąciłem palcami jej nos i wargę. Wciągnęła delikatnie powietrze i przymknęła powieki. Jej buzia zbliżyła się delikatnie do mojej i chwyciła moją koszule w garść.
- Mogę? - pokiwała nieznacznie głową na tak. - Okej. - wyszeptałem, wplotłem palce w jej włosy i pewnie ale też delikatnie pocałowałem jej wargi. Najpierw górną wargę, a później dolną i lekko szarpnąłem ją zębami. Cichuteńko jęknęła i chyba miała nadzieję, że przez włączony telewizor tego niedosłyszałem. Oddała pocałunek, a potem lekko się odsunęła i wtuliła się zawstydzona w moją szyję. - Zawstydzona?
- Przestań. - jej głos lekko drgnął.
- Dobrze, pojedziesz wybrać suknię z Gabrielem?
- Pojadę z mamą. Jutro jej powiem. - spojrzała mi w oczy.
- Jechać z tobą?
- Poproszę. Pójdę zmyć makijaż. - westchnęła.
- Wróć tu potem, słońce. - mruknąłem.
- Dobrze, Michael.
Ta jej uległość.
CZYTASZ
Culver City || Devil
Любовные романыMogło by się wydawać, że mury Culver City widziały już wszystko, ale z pewnością nie widziały Michaela. Broń Boże nie myśl teraz o archaniele, który powinien bronić tego miasta. Wręcz przeciwnie, chodzi o diabła, który trzymał klucze do bramy. - Gł...