Rozdział 11

41 2 0
                                    


Widziałem, że atmosfera między mną a dziewczyną była coraz łagodniejsza. Pytanie czy chciałem ją psuć tym co zaraz jej pokaże. Miałem zamiar ją zabrać w miejsce gdzie dostałem pierwszą propozycję czarnej roboty. 

Jechaliśmy w przyjemnej ciszy, a cisza rzadko kiedy jest przyjemna. Oboje chyba byliśmy zmieszani tym co się działo. Pocałunek, później jej pytanie i kłótnia. Strasznie denerwował mnie jej upór, nie jestem przyzwyczajony do cackania się z dziewczynami. Kobiety zazwyczaj same wskakują mi do łóżka licząc na jakąś korzyść. Hope była zdecydowanie inny i chyba to mnie w niej pociągało najbardziej. 

- To tutaj. - mruknąłem pod nosem, wysiadając z samochodu. - To magazyn Connorsów. 

- Co magazyn Jacka Connora ma do twojego życia? - zapytała, kiedy stanęła obok mnie. Chwyciła się mnie pod ramie, jakby to miejsce napawało ją strachem. 

- Zaczynałem u niego. 

- A potem zrobiłeś mu konkurencję i go przerosłeś? A następnie stałeś się diabłem jeszcze większym niż on, żeby za piekło obrać sobie Culver City? 

- Hope. - warknąłem ostrzegawczo. - Myślałem, że zrozumiałaś, nie będę się z tobą cackał, bo nie mam tego w zwyczaju. Możemy być przyjaciółmi ale to wymaga współpracy i zrozumienia. 

- Mógłbyś właściwie konkretnie wyjaśnić mi po co ci jest małżeństwo? - stanęła na przeciw mnie, jej oczy zwęziły się i przybrała waleczną postawę. - Michael wytłumacz mi. Nie jesteś przedsiębiorcą, który potrzebuje małżeństwa, by stać się bardziej wiarygodnym. 

- W domu. - pociągnąłem Hope do samochodu, kiedy zobaczyłem, że do magazynu zaczyna zbliżać się van. Stawiała opór tak mocno, że nie byłem w stanie wpakować jej do samochodu. - Hope, do kurwy! Wsiadaj i nie denerwuj mnie bardziej. 

- Tutaj. - zacisnęła zęby i spojrzała na mnie ze złością w oczach. 

- Teraz to radzę ci wpakować to swoje małe dupsko do samochodu i nie dyskutować ze mną! - warknąłem, wpychając ją do środka i blokując drzwi. Wsiadłem z drugiej strony i zacząłem samochodem wycofywać się w las. - Nie wierzę, że po tym co powiedziałem, byłaś tak głupia, że chciałaś bliskiego spotkania z Connorsami nie mając przy sobie nawet cholernego pistoletu. 

- Głupia? Głupia to ja byłam zgadzając się na ten jebany układ, Michael. - skwitowała. 

- Co ci odpierdoliło? Hope, gdybyśmy tam zostali oboje dostalibyśmy kulkę w łeb. - syknąłem. - Chciałem z tobą po dobroci, starałem się, wygłupialiśmy się, oglądaliśmy jebaną komedie jak nastolatki, ale nagle musiałaś przestać mnie rozumieć. 

- Zrób ze mnie tą złą, jasne. - parsknęła. 

- Tu nie chodzi o robienie z ciebie tej złej, tylko o to, żebyś spojrzał na mnie z innej perspektywy. Nie rozumiesz, że moje życie nie było pełne miłości? Że mama nie robiła mi śniadania kiedy wychodziłem na lekcje, tylko modliła się, abym wrócił żywy do domu. - wysiedliśmy z samochodu i każde z nas poszło w inną stronę, widziałem tylko kontem oka, że wtuliła się z płaczem do Gabriela. 

Rano może i jej płacz by mną wzruszył, ale teraz byłem tak cholernie wściekły na tą dziewczynę, że nie miałem nawet ochoty wracać do domu gdzie pewnie usłyszałbym kazanie od brata. Usiadłem z flaszką burbonu na podwórku i mimo, że było chłodno, czerpałem przyjemność z ostrego posmaku trunki i chłodnego wiatru owiewającego moje policzki. Miałem dzisiaj jeszcze dużo roboty, której nie wypełni za mnie nikt inny. Ta mała tak bardzo wyprowadza mnie z równowagi, przy niej przestaję być czujny. Wykonałem kilka telefonów i odpuściłem jechanie gdziekolwiek w takim stanie. W tej branży trzeba było mieć zimną krwi i stalowe nerwy, a dzisiaj brakowało mi tego szczególnie. 

Wstałem z ławki dobre półtorej godziny później i dopiero wtedy zdecydowałem się ruszyć do środka. - Ani słowa. - warknąłem, gdy w drzwiach zobaczyłem Gabriela. - Gdzie Hope? - zapytałem, wieszając płaszcz na wieszaku. 

- U siebie. Co z waszym małżeństwem? - zapytał, podchodząc do mnie. Widziałem jak skrzywił się kiedy poczuł ode mnie woń alkoholu. - Hope wyglądała jakby chciała zmienić zdanie. 

- Nie obchodzi mnie już zmiana jej zdania. Rano podpisała papiery i jeśli myśli, że zrobi ze mnie w mieście debila, to niech uważa. Diabeł wrócił do domu. 


***


- Mogę? - usłyszałem przed drzwiami mojej sypialni. Najpewniej była to Hope, bo usłyszałem damski głos, a tylko jedną kobietę miałem pod dachem. 

- Wejdź, co nie masz na kim się powyżywać? - parsknąłem, podnosząc się do pozycji siedzącej. 

- Chciałam cię przeprosić, Michael. - zszokowała mnie ta informacja. Było to ostatnie czego się dzisiaj spodziewałem. - Nie słusznie cię dzisiaj oceniłam. Faktycznie się starasz, tyle, że to wcale nie zmienia tego jak się czuję. Przeżywam to co się dzieje. Zginięcie Jamesa, mama sama w domu, umowa, ślub, twoja zmiana zachowania. 

- Jestem w stanie zrozumieć, że twoje emocje też są sprzeczne. Moje też są. - poklepałem miejsce obok siebie, aby dziewczyna usiadła. - Jestem ci winien jeszcze jedne wyjaśnienia. 

- Powiesz mi po co ci to małżeństwo?

- Tak. W mafii to jak w korporacji, aby być wiarygodnym biznesmeni się żenią, w mafii aby być na tym samym poziomie w interesach, trzeba być na tym samym poziomie co w życiu. Głowy mafii zazwyczaj na żony biorą sobie dziwki, ja nie mam zamiaru zhańbić nazwiska mojej mamy. Wiem, że jesteś osobą, która jeśli już muszę, jest warta tego aby wzięła ze mną ślub. 

- Piłeś? 

- Piłem. Chcesz obejrzeć film, tak jak popołudniu? 

- Tak jak popołudniu? - spojrzała na mnie spod długich rzęs. 

- Tak jak popołudniu. - potwierdziłem, otwierając ramiona. - Chcę po prostu odpocząć. - mruknąłem, mając ją już na swoim ramieniu. 

- Ja też, nie kłóćmy się już więcej jak mamy się przyjaźnić. - zaśmiała się lekko. 

- Nie krzycz na mnie, to się zastanowię, dobrze? 



To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 18, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Culver City || DevilOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz