†Część 6†

328 21 3
                                    

Podeszłam do rodziny królewskiej, która przygotowywała się do koronacji. Mamy popłynąć na skarpę, na której odbędzie się rytualny pojedynek o tron, jeżeli ktoś zechce kwestionować prawo do władzy T'Challi.
Płynęliśmy łódkami do miejsca walki. Stanęłam przy boku Shuri i królowej. Nie powiem, trochę się stresowałam. T'Challa został pozbawiony mocy Czarnej Pantery i prowadzący zaczął pytać poszczególnych plemion czy chcą dzisiaj wystawić wojownika na przeciw T'Challi. Wszyscy odpowiadali, że nie. Ale oczywiście mój kochany braciszek musiał przyjść i udowodnić, że jest lepszy. Wystawił samego siebie jako wojownika.
(Jeśli wystawił kogoś innego to mnie poprzednie bo nie mogę sobie przypomnieć)
Zaczęli walczyć. Słyszałam kibicującą T'Challi Shuri. Bałam się o nich obu. W końcu nie codziennie dwóch najważniejszych dla mnie osób walczy nad śmiertelnie wielką przepaścią. M'Baku leżał przy końcu skały trzymany przez mojego chłopaka namawiającego go do poddania się. Inaczej musiałby go zabić. Zestresowana złapałam Shuri za rękę. Spojrzała na mnie krótko i ścisnęła rękę dodając mi otuchy. Na szczęście M'Baku się poddał.
Muszę go o to opierniczyć. Idiota jeden.
Potem prowadzący zakończył walkę, i zapytał czy ktoś ma coś przeciwko władaniu T'Challi, ku zdziwieniu wszystkim, zgłosiła się Shuri, ale tylko po to żeby powiedzieć, że niewygodnie jej w gorsecie i żebyśmy już kończyli. Zaśmiałam się pod nosem. Czasem z nią nie mogę.
Chwile później faktycznie skończyliśmy. No prawie. Poszliśmy jeszcze na coś w rodzaju rytuału, w którym mój chłopak miał odzyskać moce Czarnej Pantery i ‚zobaczyć' się z kimś z zaświatów.
*time skip*
T'Challa już spał. Ja powoli wstałam z łóżka i ubrałam na nagie ciało szlafrok, który leżał na podłodze. No cóż, zgadnijcie co się przedtem stało. Ale wracając, wzięłam telefon i wyszłam na balkon, z którego widać było całą Wakande. Napisałam do Wade'a. Znowu.
Ja: hej, śpisz? Muszę z kimś pogadać :/
Wade: nie
Ja: jestem zaręczona hdbsihsgakhagshbx
Wade: okey
Wade: z tym twoim królewiczem z bajki?
Ja: właściwie to już królem, i dlatego pisze, bo jakby teraz będę królową, myślisz, że będę dobrze rządzić?
Wade: nie.
Ja: spierdalaj
Wade: gangiem potrafiłaś rządzić, królestwem też będziesz umiała
Ja: obyyyyyy
Wade: muszę kończyć, w końcu tyłki same się nie zajebią 🥳
Ja: okeeeeeeey
Odłożyłam telefon do kieszeni i wróciłam na chwile do środka. Wygrzebałem z pod moich ubrań paczkę papierosów i zapalniczkę. Z potrzebnymi rzeczami wróciłam na balkon. Zapaliłam papierosa i zaciągnęłam się dymem. Znów byłam uzależniona. A tak bardzo nie chciałam aby do tego doszło. Może gdybym nie spotkała się z Wade'm to by się nie stało? Był dla mnie jak brat, ale ewidentne miał na mnie zły wpływ.
Stałam tak aż do wschodu słońca, czyli dobre pare godzin. Chwile temu też przegrałam się w czarne spodnie dresowe i, też czarną koszulke na ramiączkach. Usłyszałam dźwięki ze środka mojego pokoju.
Pewnie to tylko T'Challa.
I tu był mój błąd. Poczułam rękę ze szmatką nasączoną w środku usypiającym zaciskającą się na moich ustach. Chwile później, po nieudanej próbie wyrwania się, zasnęłam.

Queen of Wakanda| Black Panther fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz