1. Miami - Nathaniel

1.6K 41 11
                                    

Miami, rezydencja Sheppardów, ok godziny 8.pm

Lampy na podjeździe same się zapaliły, kiedy ciemna postać wyłoniła się ze ścieżki. Wysoki, szczupły chłopak ściągnął z głowy kaptur i spojrzał w górę na budynek swojego domu. W salonie paliło się światło, przez firanki dostrzegł chodzącego w nim człowieka ze szklanką w ręce. Przewrócił oczami. Domyślił się, że to ojciec.

Chodzenie po pokoju, zapewne z Whisky nie oznaczało dobrego humoru rodzica. Wręcz przeciwnie. Musiał być zły, wręcz wściekły. Przekazanie mu złych informacji byłoby teraz samobójstwem. Jednakże nie było innego wyjścia. Nie miał za wiele czasu, a tylko tatuś mógł mu pomóc.

Wziął głęboki oddech. W kieszeni kurtki zawibrował telefon.Niechętnie po niego sięgnął. Wcale nie uspokoił się kiedy zobaczył na wyświetlaczu numer swojego przyjaciela. Zamknął oczy opierając się o brzoskwiniową ścianę. Policzył do dziesięciu, dwudziestu, trzydziestu. Odebrał i przyłożył telefon do ucha.

- W końcu, ile można czekać. - odezwał się zniecierpliwiony głos Victora Rosenthala. - Wiem, że kieszonki twoich spodenek są ciasne, ale... Znowu odebranie zajmuje sekundę. Tobie zajęło dokładnie dwadzieścia. Twój refleks spada, Sheppard.

- Cholera... - jęknął. Wszystko wskazywało na to, że Victor jest w paskudnym humorze i nic nie przeszkodzi mu zrobić to co obiecał parę dni temu. Nathaniel pomasował palcami nasadę nosa w zdenerwowaniu. Głowa już zaczynała go boleć i nie wiedział czy to ze zmęczenia, strachu czy od upału.

- Po pierwsze dzisiaj jest impreza.U Hammersmitha. Mam nadzieję, że się tam zjawisz - Victor zrobił sie miły. Nate, miej się na baczności, miły Rosenthal to podejrzany Rosenthal.- Po drugie przyniesiesz to co mi obiecałeś.

Miał rację. Za zwykłym zaproszeniem do Briana krył się podstęp przyjaciela.

- Wiem, dostałem zaproszenie.Brian pisał do mnie, brat się wybiera więc i ja się wybiorę. Nie obiecuje jednak, że...

Usłyszał w słuchawce parę gróźb, przekleństw . W końcu Victor się uspokoił. Napady agresji przyjaciela znał na pamięć. Zwykle tylko klnął, albo kogś uderzał, albo sobie strzelał w niebo z broni na którą miał pozwolenie. Mógł jej używać tylko w sytuacjach awaryjnych, ale chyba zbyt często uznawał moment za niebezpieczny dla siebie.

- Dobra, spróbuje ale nie obiecuje, dobra? - i nim Victor zdążył zareagować Nathaniel rozłączył się i wyłączył telefon. Lepiej by nikt nie dzwonił kiedy będzie rozmawiał z ojcem.

Zabrzęczał kluczami w ręce i otworzył duże, wejściowe drzwi do rezydencji. W domu uderzył go chłód klimatyzacji. Wolał jednak to niż nieznośny upał na dworze mimo późnej pory. Przeczesał palcami włosy, przejrzał się w lustrze. Ukraińska pokojówka odebrała od niego kurtkę kiwając głową na przywitanie. Wyglądała na trochę smutną, ale Nathaniel nie miał kompletnie głowy do przejmowania sie losem zwykłej pracownicy. Miał własne kłopoty.

Zanim wszedł do rozległego salonu zahaczył o łazienkę. Przemył twarz zimną wodą by odświeżyć skórę i uspokoić się. Spojrzał w lustro nad umywalką, a dłonie zacisnął na marmurowym blacie szafki. Chciał płakać, lecz nie mógł sobie na to pozwolić. Zawsze istniała szansa że ojciec mu pomoże wyjść z tarapatów.

Parę głębokich wdechów i znowu stał w korytarzu.

- Myślałem, że już się będziesz zbierał - po schodach zbiegł Patrick, młodszy brat. Obrzucił go swoim markowym uśmiechem, na którego leciały wszystkie dziewczyny. Nate miał podobny uśmiech i działał jak u brata, tyle że Nathaniel nie należał aż do takich podrywaczy jak Paddy. Nie potrafił zaangażować się w związek, miał na koncie parę akcji na jedną noc lecz tyle mu wystarczało by poczuć się mężczyzną raz na czas.

Prequel The ScoffersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz