Dom Hammersmithów, koło godzin 11. rano.
Leżał na materacu w nieznanej sypialni wgapiając się w spowity słońcem sufit. Paręnaście minut próbował sobie przypomnieć gdzie w ogóle jest, co robił i co pił. Uniósł nieco głowę, a widząc rozsypany na szafce biały proszek oraz dwie butelki szampana Dom Perignon westchnął. Typowy poranek Nathaniela Shepparda. Alkohol, narkotyki, oraz jakaś dziwka u boku... Spojrzał na śpiąca dziewczynę. Nicole Carter - czyli sie nie pomylił za bardzo określając ją jako pannę lekkich obyczajów.
Pustka w głowie powoli przestawała być pustką. Przypomniał sobie kłótnie z ojcem, w której wyrzucił go z domu, imprezę u Briana gdzie szukał Victora Rosenthala by powiedzieć mu, że oddanie długu zajmie mu troche więcej czasu. Tu spodziewał się rychłej śmierci z rąk przyjaciela, lecz szczęście mu sprzyjało, bo Vic wyszedł wcześniej. Jedyny dobry znak tamtego wieczoru.
Najciszej jak się da wyszedł z łóżka. Nicole wymamrotała coś przez sen powodując złośliwy uśmieszek na ustach Nathaniela. Nie był dumny z siebie, że ją zaliczył, ale też nie żałował. Nie była aż taka zła, chociaż miewał lepsze dziewczyny. Po za tym sądził, że oboje powinni zapomnieć o tym co się stało. Dla jego bezpieczeństwa.
Ubrał się w porozrzucane ciuchy i już chciał wyjść niezauważanie, kiedy zadzwoniła komórka dziewczyny. Nicole jęknęła sięgając po telefon wibrujący na szafeczce nocnej. Zmrużyła jeszcze oczy obrzucajac Nathaniela zaskoczonym spojrzeniem, po czym zerknąła na wyświetlacz. Zaklnęła.
Ups. Nate domyślił się, kto dzwonił. Victor. Odrzuciła połączenie, przeciągnęła się leniwie.
- Cześć - powiedziała jakby nigdy nic. - Już wychodzisz?
- Jest godzina jedenasta, pasowałoby - odpowiedział. Nerwowo przeczesał oklapła po nocy grzywkę. Potrzebował prysznica, kawy albo piwa, by zmniejszyć kaca. Ból niemal rozsadzał mu czaszkę. Żołądek zaczynał przewracać się z głodu dając o sobie głośno znać. Nicole znowu zaklęła pod nosem.
Tylko gdzie on pojedzie? Nie bardzo miał gdzie się zatrzymać. Gdyby jeszcze trzymał się z Brianem Hammersithem tak blisko jak Patrick, mógłby skorzystać z okazji że jego rodzicow nie ma w domu i pomieszkać z nim. Tyle że Brian był Brianem, nie interesowało go nic więcej jak własny tyłek, futbol i panienki. I dziwne, że przyjaźnił się jedynie z Patrickiem!
- Która? - jęknęła. - Jedenasta?
Kiwnął głową.
- Radzę ci się zbierać - mruknął. Podniosła się na łokciach. - Do zobaczenia... kiedyś tam - otworzył drzwi do pokoju. Zrobił dwa kroki po czym wrócił do środka. Zastal dziewczynę próbującą założyć wczorajszą sukienkę. Chwile meczyła się z tasiemką na przodzie. Zobaczywszy go uniosła brew. - Chciałem cię prosić, byś nie rozpowiadała tego co się stało... to była jedna wielka pomyłka. Oboje powinniśmy tego żałować, nie chcieliśmy tego... i...
- Ja nie żałuje - szepnęła cichutko. Podeszła do niego, a jej ręka delikatnie wsunęła się za podkoszulek.
- Ale ja tak, Carter - powiedział ostro. Cofnęła się o dwa kroki z twarzą wykrzywioną w dziwnej złości. Już nie wiedział co o niej mysleć. Rany, kochała Victora, powinna być z Victorem, a nie puszczać się z przypadkowo spotkanym facetem którego nawiasem mówiąc nie bardzo lubiła, w celu zemsty za to że on puścił się z inną. To jakiś chory absurd. Po za tym co to za zemsta jeśli chłopak się o niczym nie dowie? To jedynie ukojenie jej wewnętrznej pustki podscycone przez pobudzającą kokainę. Zaczynał naprawdę przeklinać w myslach samego siebie, że wrócił do pokoju. Mógł spokojnie iść ulicą zastanawiając się nad sensem ostatnich dni życia, a nie patrzeć w oczy wściekłej albo wręcz zasmuconej odrzuceniem dziewczynie. - Żałuje tego co między nami zaszło - powtórzył. - I ty tez powinnaś.
CZYTASZ
Prequel The Scoffers
Fiksi RemajaKażda historia ma swój początek, każdy bohater swoje wspomnienia. Aby nie zakłócać rytmu książki the Scoffers niespodziewanymi wstawkami, postanowiłam że zamieszczę je tutaj. Możecie spodziewać sie wszystkich postaci , nie wiem na ile moja wyobraźni...