*I love the way you lie* - Eminem i Rihanna jako soundtrack.
Otworzyła białe, główne drzwi do własnej posiadłości i najciszej jak sie da próbowała dotrzeć do schodów. Usłyszawszy jednak swoje imię wołane z jadalni zaklęła cicho. Odgarnęła długie ciemne loki na plecy i zrezygnowana skręciła ku rozległemu pokojowi skąd dobiegało wołanie. Czuła zapach świezo zmielonej kawy; wydawał się dość miły oraz uspakajający dla skacowanej dziewczyny.
Teraz jednak nie potrzebowała kawy, jedynie prysznica i dawki porządnego snu. To że obudzila się obok Nathaniela i że przespała bóg wie ile czasu nie znaczy że nie jest nadal senna. Wzięła głęboki oddech domyślając się, że nikt teraz nie da jej spac, gdy zobaczą ją w takim stanie. Tatuś miał swoje urocze cechy, ale bywał ogromnie wredny gdy wracała pijana do domu. Kac nie był wtedy wytlumaczeniem. Najczęściej musiała pomagać Martcie w kuchni przy obiedze albo kolacji. Nie było to tragedią; lubiła starą gospodynię, ale kiedy miała plany bywało to uciążliwe.
Staneła w progu patrząc na istną rodzinną sielankę. Przy olbrzymim stole siedział kochany tatuś czytający najnowszy numer gazety Florida's Time popijajac przy tym filizankę czarnej kawy bez cukru; jego ulubionej. Obok niego miejsce zajmowała Diana Cohen, macocha. Wyglądała dość uroczo w nowo zrobionym blondzie pasującym do jej miodowo-niebieskiego koloru oczu. Uśmiechała się przyjaźnie w stronę Nicole.
Nellie nie odwzajemniła uśmiechu, bo najbardziej zaskoczył ją widok swojej wlasnej biologicznej matki również będącej w jadalni. Widziała ja ostatni raz może parę lat wcześniej na swoich dziesiątych urodzinach, lecz od tego czasu Evangeline Saint-Andre wcale się nie zmieniła. Lata zdawały sie ją omijać z daleka; nadal wyglądała jak dwudziestolatka ze swoją jasnoopaloną cerą, z ciemnymi, identycznymi jak Nicole lokami opadającymi na zgrabne plecy. Nie miala żadnych nadprogramowych kilogramów; uosobienie piękna i zła w jednym.
Widząc córkę jej brew uniosła się do gówy, a wąskie wargi wykrzywiły w czymś co chyba nazywała uśmiechem.
- Nicole, moja droga, może się przysiądziesz? - spytała z typowym francuskim akcentem, którego Nell tak bardzo nienawidziła. Spojrzała niepewnie w stronę Thomasa. On odłożywszy gazetę skrzywił się nieznacznie po czym słodko uśmiechnął przekazujac tym samym córce iż powinna być mila. Narazie i pozornie miła.
Przewróciła oczami wchodząc dalej. Wbiła obcas pomiędzy drewnanią podłogę.
- Co to, ktoś umarł że wszyscy są tu zebrani? - po prostu nie potrafiła wysilić się na bycie sympatyczną córeczką. Bolała ją głowa, oczy, klatka piersiowa i żołądek. Potrzebowała snu, odpoczynku a nie zjazdu rodzinnego.
Przysiadła na końcu jednego z krzeseł naprzeciwko Evangeline. Poczuła niepewne ściśnięcie dłoni ze strony macochy. Posłala jej niewerbalne podziękowanie za ten gest. Zdawała sobie sprawę jak Diana nienawidzi jej matki. I nic dziwnego; Evangeline była naprawdę suką. Ciekawe po kim Nicole to miała.
- Co tu robisz? - spytala w końcu matki. Nie dostając odpowiedzi od reszty na pierwsze pytanie stała się bardziej nerwowa. Wstała z miejsca podchodząc do mini barku w rogu pokoju. Ku zgrozie w oczach ojca nalała sobie whisky do szklanki wypiła duszkiem bez skrzywienia.
- Nicole - syknał Thomas .
- Przyjechałam cię odwiedzić, to źle? Jesteś moją córką...
- A ty pieprzoną hipokrytką, mamusiu. Nie prosiłam cię o przyjazd-niespodziankę, więc pakuj manatki i wracaj skąd przybyłaś. - odstawiła szklankę na blat. Evangeline odchrząknęła znacząco, a na twarzy pojawił się nerwowy uśmiech.

CZYTASZ
Prequel The Scoffers
Teen FictionKażda historia ma swój początek, każdy bohater swoje wspomnienia. Aby nie zakłócać rytmu książki the Scoffers niespodziewanymi wstawkami, postanowiłam że zamieszczę je tutaj. Możecie spodziewać sie wszystkich postaci , nie wiem na ile moja wyobraźni...