__Taka mała wstawka z inicjatywy Angel, mam nadzieję że się wam spodoba.__
- Tak, jeśli to będzie konieczne to przyjadę. Też was kocham – Thomas Carter III westchnął głośno rozłączając się. Schował telefon do kieszeni szortów i rozejrzał się po zatłoczonej plaży w Miami Beach. Odetchnął głęboko ciesząc się słońcem, lekkim wiatrem znad oceanu i ukończonymi w końcu studiami prawniczymi na Harvardzie. W końcu będzie mógł odetchnąć od nauki nim zacznie pracę w jakiejś kancelarii prawniczej. Miał dwa miesiące nim wróci do normalnego zycia człowieka przed trzydziestką. Międzyczasie powinien zająć się domem jak należy. Dokupić ostatnie meble, zadzwonić do Marthy, swojej gosposi by zajęła się kuchnią i sprzątaniem. Powinien również sprowadzić do Stanów swoją czteroletnią córeczkę, Nicole.
Dziewczynka mieszkała na razie z dziadkami w Polsce. Kursowała pomiędzy domem pod Krakowem a Paryżem we Francji, gdzie mieszkała jej matka. Nie jeździła oczywiście do niej, tylko do dziadków. Sama Evangeline Saint-Andre, matka Nicole, nie interesowała się córką. Również skończyła studia na tym samym kierunku co Tom, a teraz zamierzała pożyć. Imprezy, kochankowie, alkohol. Kobieta wyraźnie nie dojrzała do dorosłego życia. I dobrze, bo jakoś sam się wzdrygał na myśl że mogła zajmować się ich córką. Nienawidziła tego dziecka. Tom to widział i starał się chronić Nell przed matką i jej nienawistnymi spojrzeniami. Nie było jej winą to że przez jej wczesne urodzenie, państwo Saint-Andre ukarało córkę za nieślubne dziecko, odcięciem jej od majątku. Na szczęście ostatnio się zreflektowali i przepisali część pieniędzy na Nicole. Otrzyma jednak pieniążki dopiero po skończeniu osiemnastu lat.
Tomowi to ne przeszkadzało. Nie chciał pieniędzy od niedoszłych teściów. Sam dawał radę, jego rodzice zajmowali się Nell jak dotąd. Niestety trochę rozpieścili wnuczkę. Nellka była nieznośna i miałą swoje awyki które ciężko będzie mu wyplenić. Będzie musiał się przyzwyczaić. Diane Cohen, jego dawna przyjaciółka z Harvardu obiecała mu pomóc w opiece. Naturalnie liczył na cos więcej. Zakochał się w niej. Matko, a kogo on nie kochał. W jego życiu było naprawdę wiele kobiet. Diane, Efvangline, Sophie…
Skrzywił się nieznacznie na wspomnienie tej ostatniej. Ja chyba kochał najbardziej. Długonoga piękność o brązowych włosach i ciemnobrązowych oczach. Oświadczył się jej nawet, a potem ona odeszła. Bez słowa łamiąc mu serce.
Już chciał opaść na piasek kiedy ktoś na niego wpadł. Spojrzał w dół widząc może pięcioletniego chłopczyka o ciemnych włoskach. Uśmiechnął się do niego. I był pewien że zna skądś malca. Tylko skąd? W ostatnim czasie nie widywał za dużo dzieci.
-Przeplaszam...- powiedział cicho chłopiec i spojrzał na mężczyznę pzestraszonym wzrokiem- Zgubiłem się..
- Nie musisz mnie przepraszać, skarbie. – znów się uśmiechnął. – Od kogo się zgubiłeś? Z kim tu jesteś? – Tom rozerzał się wokół próbując dostrzec w tłumie rozleniwionych ludzi kogos kto czegoś szuka.
-Z mamą... ale patrzyłem na wodę i nagle jej już nie było...- powiedział cicho a usta wygięły się w podkowę. Broda zaczęła mu powoli drżeć a do oczu napłynęły łzy- Boję się...
- Zaraz ją znajdziemy, nc się nie bój - lekko zmierzwił mu włosy.- Może mi powiesz jak ona wygląda, dobrze? Bo ja jej nie znam, wiesz? Kogo mam szukać?
Chłopczyk zamyślił się wycierajac łzy z policzków.
-Mama jest wysoka...i ma długie brązowe włoski i oczy. I ma na imię Sophie...Sophie Stark. A ja mam na imię Matt.- powiedział cicho, pociągając nosem.
Tom zamrugał . Sophie Stark? Wysoka brunetka o brązowych włosach? Czuł że ma jakieś deja vu. Nie,to nie możliwe że chlopiec był synkiem Sophie. TEJ Sophie.
- Och.. witaj Matt – wymamrotał. – Jestem Tom – przedstawił się, ale wzrokiem nadal szukał znajomej dziewczyny mając jakąś nadizjeę że to naprawdę ona. Że ją zobaczy. W końcu po prawie sześciulatach.
- Jest pan sam?-spytał chłopiec nieśmiało- O! I mama była ubrana w taką brudnobiałą sukienkę do kolan. Mama mówi, że to jest kremowy ale dla mnie wygląda to jak biały tylko taki lekki brudny!
- W jakim sensie sam, Matt? - zapytał wypatrując kobiet w brudnobiałych sukienkach.
-No sam na plaży- powiedział chlłopiec- Nie jest panu smutno samemu? Jak zobaczyłem, że nie ma mamy to mi się smutno i strasznie zrobiło.
- No sam jestem…a czy jest mi smutno? No trochę. Lepiej jednak tu samemu niż w domu – westchnął. – I nic się nie martw, zaraz znajdziemy mamę. Powiedz mi… tata jest tu z wami?
Pokręcił głową.
-Mama mówi, że tata sobie poszedł zanim się urodziłem- westchął smutno- Potem wspomina coś o tym, że chciałaby by ciężarówka go rozjechała ale tego nie rozumiem- mruknął zamyślony ale po chwili popatrzył na mężczyzne- Ale dziadek i babcia nie żyją. Mama mówi, że bandyta ich zastrzelił.
Tom się wzdrygnął.Przez głowę przeszło mu nawet że to on może być ojcem tego słodkiego malca. Tylko po co kłamałaby mu, że ojciec odszedł skoro to ona odeszła. I czemu nienawidziłaby jego rodziców? Zrobiliby jej coś? Pansstwo Carterowie ją przecież lubili. Dali mu nawet stary rodowy pierścień.
- Och… - wyszeptał tylko. W końcu dostrzegl śliczną kobietę opisaną przez chłopca. Tak to była jego Sophie. – Widzę ją. – powiedział do Matta. – Zaprowadzę cię, chodź.
Matt popatrzył w tym samym kierunku co mężczyzna a na jego buzi pojawił się uśmiech.
-Mama!- krzyknął radośnie i puscił się biegiem do kobiety. Sophie odetchnęła z ulgą i przytuliła do siebie chłopca.
-Nigdy. Nigdy więcej mi tak nie znikaj. Najadłam się przez ciebie większego stracha niż gdy grasz w piłkę na podwórku. - powiedziała głaskając jeszcze chłopca po włosach a potem spojrzała na mężczyznę, od którego jej syn odbiegł. Zmrużyła delikatnie oczy a przez twarz przemknął lekki grymas ale po chwilę zdobyła się na nieznaczny uśmiech.
-Dziękuje za opiekę nad moim synem- powiedziała w końcu.
- Sophie – powiedział Tom otwierając usta ze zdziwienia. – To naprawdę ty? Ja…. Musmy porozmawiać… - po raz pierwzy w życiu nie mogł nic powiedzieć przy kobiecie. Przełknął slinę. – Proszę - powtórzył.
-Nie mamy o czym rozmawiać proszę pana- powiedziała chłodno, zaciskąjąc usta w wąską linię. Matt złapał kobietę za rękę a potem popatrzył na mężczyznę a potem na mamę.
-Ten pan jest miły, mamusiu!
-To dobrze kochanie ale my się śpieszymy. Musisz coś zjeśc prawda?-uśmiechnęła się czule do chłopca i mocniej ścisnęła jego rączkę.
- Obiad? – zaproponował szybko Tom wskazując na hotel niedaleko. – Stawiam. Sophie, proszę. Błagam… - powtórzył patrząc na nią jak zbity psiak.
-Daj spokój Carter- warknęła w końcu nie mogąc się opanować.
-Ten pan ma tak samo na nazwisko jak ja?- spytał zaskoczony chłopiec.
Tom już w ogóle spojrzał na Sophie. Czyli była możliwość że Sophie miała z nim dziecko? Tego cudownego malca?
- Teraz to już na pewno nie dam spokoju – odparł poważnie. – Porozmawiamy. Obiad, deser, kolacja? Śniadanie gratis do zestawu. Zależy mi. Tęskniłem za tobą… nie wiedziałem dlaczego odeszłaś bez słowa…
-Nie będe rozmawiać przy dziecku- powiedziała chłodno- I widać jak tęskniłeś... Eve już się przechwalała z kim to była w związku. A teraz jesteś z kimś innym tak? Może z moją koleżanką, Diane? Daj spokój Tom. Nie mam czasu ani siły na żadne rozmowy z tobą.
- Nie byłem z Eve w związku! – warknął. – Spałem z nią może raz po tym jak odeszłaś! A Diane… jeszcze nic nass nie łaczy. Obiecała że mi pomoze w pewnych sprawach. I naprawdę tęskniłem. Całe sześć lat myślałem dlaczego mnie zostawiłaś. Co było ze mną nie tak?
-Nie.Przy. Dziecku.- syknęła, patrząc zatroskanym wzorkiem na zdezorientowanego chłopca.
- To wieczorem przy kolacji? Matt może zostać u mnie w domu z Marthą. Zgódź się. Nie pożałujesz –dodał z boskim uśmiechem. W myślach błagął niebiosa by się zgodziła.
-To na mnie nie działa Tom.- powiedziała chłodno a potem przykucnęła, wyjęła z torebki pięć dolarów i dała bankot Mattowi.
-Idź i sobie kup loda w tamtej budce, dobrze skarbie?- wskazała na najbliższą budkę, którą miała na widoku- Tylko się nie oddalaj i żebym miała cię na widoku- dodała gdy chłopiec wziął od niej banknot i pobiegł w stronę budki z lodami. Sophie wstała, westchnęła i zwróciła się do Tomazakładając ręce na piersiach.
-A teraz mnie posłuchaj raz na zawsze. Mówisz, że odeszłam tak? To ciekawe bo twoja matka jak się dowiedziała, że jestem w ciąży to powiedziała, że jestem dla ciebie tylko zabawką, chwilowym kaprysem , że nie uznasz dziecka i kazała mi się wynosić. I przy okazji dała mi pieniądzę na skrobankę.- ciemnobrązowe oczy na chwilę zwilgotniały pod wpływem wspomnień ale Sophie szybko otarła jedną, jedyną łzę, którą spłynęła jej po policzku- Więc się wyniosłam. Zostawiłam jej pieniądze i pierścionek. Myślałam, że wiesz. Że to ty jej kazałeś. Mówiła tak jakby w twoim imieniydodajac, ze zmarnuje ci przyszłość i studia.
Patrzył na nią w niemym szoku nie mogąc wykrztusić z siebie ani słowa. Jego matka tak potraktowała osobę którą kochał nad zycie? Jak ona śmiała w ogóle?
- Ja… Ja.. – zamrugal czując smutek. – Ja… nigdy nie byłaś dla mnie zabawką. Oświadczyłem się bo cię kochałem. Chcialem spędzić z tobareztę mojego życia, ale to wiedziałaś bo ci o tym ciągle mówiłem.. planowałem przyszłość dla nas… Dziecko by nic nie zmieniło, chciałem go… Ja… nie miałam pojęcia że ona jest na tyle zła… i wredna… by cie zmusić do odejścia oczeniajac mnie i moje uczucia do ciebie. – przełknął ślinę. – Przepraszam – dodał. – Ze ta kobieta ci to zrobiła. Naprawdę mi przykro.
Odgarnęła grzywkę z czoła i westchnęla.
-Czasu nie zmienisz- powiedziała cicho- Dobrze mi się żyje samej z Mattem, nie chce tego zmieniać. Nie chce mu wprowadzać zamieszania w życiu.
- Jeśl i jestem jego ojcem to chcę uczestniczyć w jego życiu, Sophie.To mój syn. Nie możesz mi go odebrać… Zapewnie mu przyszłość… tobie również. Niczego wam nie braknie, obiecuje. – jęknął.
-Dajemy sobie radę- warknęła- Nie potrzebujemy pieniędzy wielkich i wyniosłych Carterów. Skończyłam studia opiekujac się dzieckiem to zapewnię mu teraz byt.
- To są moje pieniądze, a ja chcę wam pomóc. Pozwól mi. Zrobie wszystko byście byli szczęśliwi…
-Mamo! Reszta!- zawołał Matt, dochodząc do nich z małym lodem na patyku- Wzięłam tego taniego ale go lubię. Za resztę możemy iść na frytki wieczorem!- oczka mu się zaświeciły na co Sophie automatycznie się zaśmiała i rozluźniła.
-To schowaj skarbie i zachowaj na te frytki.- powiedziała z czułością w głosie. Malec pokiwał głwoą, chowając pieniądze do kieszeni spodenek a potem popatrzył na Toma.
-Wie pan... to nasze pierwsze wakacje. Zwykle nie wyjeżdżamy. Tutaj jest tak fajnie! I ciepło! I nie ma samochodów wszędzie jak na Brooklynie.
Tom wygrzebał z kieszeni kilka banknotów i podał chłopcu.
- Cieszę się że ci się tu podoba. A tu masz na dużą porcje frytek i steka. Kup też mamusi dobrze? I może wystarczy na jakiś samochodzik –uśmiechnął się do niego czule. Nie wyobrażał sobie sytuacji w jakiej maiałby go więcej nie zobaczyć. Gdy będzie trzeba będzie walczył nawet w sadzie o niego, ale miał nadzieję że Sophie nie zmusi go do tego. Wojny z nią prowadzić nie chciał. W głębi siebie nadal coś do niej czuł. – A byliście już w Disnayandzie?
-Dz-dziękuje...-wyszeptał chłopiec, patrząc zdezorientowany na mamę. Kobieta tylko wywróciła oczami ale kiwnęła głową, żeby sobie wziął.
Matt uśmiechnął się i wsadził pieniążki do kieszeni spodni.
-Nie. Nie stać nas na Disneyland ale tu na plaży jest fajnie!
-A chciałbyś pojechać? – zapytał.
-Chce ale nie mamy pieniężków- powiedział, rozkładajac bezradnie rączki.
-Pojedziemy kiedyś Matti... nie dręcz pana Toma. Musimy iśc skarbie- westchnęła kobieta.
-Pan ma na imię Tom! Jak mój tatuś! Wie pan zawsze chciałem mieć tatusia...- wyrwał się mamie i przybliżył się do mężczyzny a potem zniżył głos do szeptu- Wie pan, mama jest kochana ale tata na pewno by pograł ze mną w piłkę jak tatusiowe moich kolegów. To było fajne!
- Lubisz piłkę? A wiesz że dzisiaj na stadionie jest mecz futbolu? – Tom zaśmiał się cicho. –Poszedłbyś zemną , dostaniemy miejsca VIP. Mama może iść z nami. Do Disnayworldu też cię zabiorę. Taki słodki dzieciak musi mieć ojca który mu to zapewni. Będę nim. – dodał patrząc teraz na kobietę wyzywająco.
Sophie zacisnęła usta i odgarnęła włosy do tyłu.
-Mama nie ma piniędzy na bilet VIP- odpowiedziała chłodno-Tom możemy porozmawiać potem? Sami?-wyszeptała chłodno.
- Ja mam i chętnie kupię te bilety. Matt się ucieszy, prawda, mały? – zapytał uroczo.Dopiero teraz zobaczył że zielone oczy ma po nim, tak samo jak Nell. – I tak,możemy pogadać. Kolacja, jak już proponowałem.
-Tak! Ale czemu pan chce być tautusiem?-spytał zaciekawiony- Ja lubię pana! Ale ja już miałem tatusia...
-A nie możemy teraz?-spytała unosząc brew- Bo mi zaraz to podekscytowanie dziecko rozsadzi.
- To czemu chce być twoim tatusiem wytłumaczy ci twoja mama, dobrze? – pogłaskał go po włoskach. – Kolacja, Sophie. U mnie. Wieczorem. Mattem zajmie się Martha. Teraz idziemy na mecz.
-A może mnie zapytasz o zdanie?- warknęła kobieta, przyciągajac do siebie chłopca- Nie idziemy na żaden mecz. Jasne?
- Odmówisz mu przyjemności za która i tak nie zapłacisz? Daj spokoj Sophie. Chcę dla was dobrze, nie mam złych zamiarów. – Tom uśmiechnął się delikatnie. – Matt na pewno woli isć na mecz i jechać do Disneylandu czy tam zoo niż siediec na plazy wśród tłumu i patrzeć jak się opalasz.
Kobieta już chciała coś powiedzieć kiedy chłopiec spojrzał na mężczyznę i wykrzywił lekko usta.
-Nie wolno tak mówić do mamy... ona się dobrze mną zajmuje i lubię chodzić na plażę i do zoo i nie patrzę jak się opala tylko budujemy zamki, szukamy skarbów i się kąpiemy i to też jest fajne!
Mężczyzna westchnął.
- Nie chciałem jej urazić w żaden sposób, Matt. Nie przecze że się źle bawicie ani że się tobią źle zajmuje. Tego nie powiedziałem. Widzę że jesteś dobrze wychowany… a to się szanuje. No dobrze… skoro nie chcecie iść na mecz to nie. Nic w przymusie. – włożyl okulary przeciwsłoneczne na nos. – Jeśli będziesz chciala ze mną porozmawiać wieczorem zadzwoń – wsunął jej do ręki wizytówkę. – Tylko miej na uwadze, Sophie że zrobię wszystko by ci pomoc. Jemu też. Miłego dnia….

CZYTASZ
Prequel The Scoffers
Teen FictionKażda historia ma swój początek, każdy bohater swoje wspomnienia. Aby nie zakłócać rytmu książki the Scoffers niespodziewanymi wstawkami, postanowiłam że zamieszczę je tutaj. Możecie spodziewać sie wszystkich postaci , nie wiem na ile moja wyobraźni...