- Ile razy jeszcze mam to powtórzyć, żebyście zrozumieli? Nie zgadzam się! Nie wrócę tam! Ja i mój syn zostaniemy na Alderaanie!
Laira przemawiała lekko podniesionym głosem, ale nie w stylu histerycznej kobiety, przerażonej, że straszni Jedi przybyli, by odesłać ją z kwitkiem do domu. Brzmiała bardziej jak Senatorka – silna, niezłomna i niedająca sobie wcisnąć kitu. Teraz, kiedy opuściła Fenis, nie musiała już niczego udawać i na światło dzienne wychodziły jej liczne cechy. A także talenty, które będzie mogła wykorzystać, by zbudować sobie wspaniałe życie na planecie należącej do Republiki.
Obi-Wan nie miał najmniejszej ochoty pozbawiać jej tej możliwości. Jak mógłby kazać jej przenieść się z powrotem na Fenis? I to właśnie z Alderaana – systemu, który jak żaden inny bardzo wspierał silne kobiety. Który umożliwiał świeży start osobom z każdym rodzajem przeszłości!
Kenobi może i zaakceptował fakt, że wróci na Coruscant nieco później, ale nie zamierzał brać czynnego udziału w przekonywaniu Lairy. Z drugiej strony, nie chciał być też złośliwym Padawanem, otwarcie sprzeciwiającym się Mistrzowi, więc po prostu ukrył dłonie w rękawach płaszcza i postanowił trzymać gębę na kłódkę.
Zresztą, po co miałby się odzywać, skoro ktoś inny przemawiał w jego imieniu?
Laira praktycznie powtarzała te same argumenty, które on powiedział Qui-Gonowi kilka dni temu podczas pamiętnej dyskusji na statku. Niektóre niemal słowo w słowo! Gdyby to nie było kompletnie absurdalne, mogliby dojść do wniosku, że ich podsłuchiwała.
- Jesteście Jedi! – W pewnym momencie skrzyżowała ramiona, uniosła brew i zmierzyła Jinna wzrokiem, który aż prosił się o podpis „Mace Windu". – Sądziłam, że waszym zadaniem jest uwalnianie niewolników, a nie ściganie tych, którzy sami się uwolnili?
Obi-Wan głęboko westchnął.
Aha. Dokładnie tak, jak mówiłem. Słowo w słowo!
Nie chciało mu się kolejny raz słuchać cierpliwego tłumaczenia Qui-Gona, że „nie zamierzali jej do niczego zmuszać", więc podreptał na drugą stronę pomieszczenia i przysiadł na kanapie. Miał stąd dobry widok na skromnie urządzony salonik, a także na okno, za którym można było dostrzec mieszkańców niezbyt licznego miasteczka, przechadzających się w słońcu. Miejscowość położona była w dolinie, starannie ukryta pomiędzy słynnymi alderaańskimi górami – Qui-Gon i Obi-Wan potrzebowali dobrych kilku dni, by ją odnaleźć. Ciekawe, ile dni będą potrzebowali, by namówić Lairę do wyjazdu...
O ile w ogóle ją namówią. Jeśli miał być ze sobą szczery, to Kenobi wciąż nie potrafił zwalczyć w sobie nadziei, że jednak im się nie uda! Zamiast wsłuchiwać się w dyskusję Lairy i swojego Mistrza, patrzył na tętniące życiem, emanujące ciepłem i tolerancją miasteczko, zastanawiając się, jak wielką trzeba by mieć motywację, by chcieć stąd wyjechać.
Co jakiś czas któryś ze spacerowiczów zatrzymywał się, by popatrzeć na dziecko śpiące w kołysce przy oknie. Był to oczywiście malutki synek Lairy – urodzony, jak sama powiedziała, zaraz po przylocie na Alderaan.
Obi-Wan na ogół nie przepadał za takimi bobaskami. W przeciwieństwie do swojego ckliwego Mistrza nie czerpał nieskończonej przyjemności z gilgotania maleńkich stópek i obserwowania bezzębnego uśmiechu formułującego się na pyzatej buzi. Mimo to zaczął intensywnie wpatrywać się w tego konkretnego brzdąca.
Parę dni temu przydarzyło mu się coś niezwykłego.
Kiedy położył się spać po pamiętnej dyskusji na statku, miał sen. Ale nie taki, o jakim sobie zamarzył – o lądowaniu na Coruscant i Qui-Gonie oświadczającym, że to już koniec wszelkich przygód związanych z Fenis. Nie. Jego sen był o narodzinach i wydawał się niesamowicie realistyczny.
CZYTASZ
Jasna Strona Miłości (Star Wars Obikin)
FanfictionJak to się stało, że Anakin Skywalker wylądował w łóżku z Obi-Wanem Kenobim? Znalezienie odpowiedzi na to pytanie nie jest proste. Młody Rycerz Jedi jeszcze nie wie, że ta sama droga, która zaprowadziła go w ramiona Mistrza, pomoże mu odkryć zupełni...