Kodeks Miłości (Część 5) - Drugi pierwszy raz

2K 67 379
                                    

W świetle latarni widać było spadające po ukosie krople deszczu – były teraz niemal tak gęste jak strumień prysznica. Nieprzyjemnie chłostały twarze dwóch Jedi, znacznie pogorszając widoczność. Choć padało od niecałej minuty, na chodniku zdążyły porobić się drobne kałuże. Anakin co chwilę w jakąś właził. Uniósł przedramię mechanicznej ręki, by osłonić oczy.

- Świątynia jest w drugą stronę – usłyszał za plecami głos Obi-Wana. – Zresztą, nie dotrzemy tam na piechotę. Powinniśmy zadzwonić po R2!

- Nie mówiłem ci tego wcześniej, ale zostawiłem komlinka w toalecie.

- Że co?!

- Niedokładnie go przypiąłem i wpadł do kibla.

Kłamał. Tak naprawdę miał komlinka w kieszeni. Po prostu musiał na szybko zmajstrować jakąś wymówkę, by wybić Obi-Wanowi z głowy powrót do Świątyni. Miał pewien plan, ale wiedział, że nie uda mu się go zrealizować, jeśli znajdą się na terenie Zakonu Jedi.

W miejscu, które samo w sobie przypominało o Kodeksie i zasadach, Kenobi w życiu nie przystanie na propozycję, którą chciał złożyć mu dawny Padawan. Oczy Anakina były pełne determinacji.

- Znam pewne miejsce niedaleko stąd – Skywalker rzucił przez ramię. – Tam przeczekamy ulewę. Gdy pogoda trochę się uspokoi, na spokojnie wezwiemy taksówkę.

- Skąd wiesz, że w ogóle jest sens czekać? To Coruscant! Równie dobrze może lać przez kilka dni.

- W barze, który wcześniej odwiedziłem, była holotelewizja. Widziałem prognozę pogody. Za godzinę będzie po deszczu!

Kolejna ściema.

- Przynajmniej puść mój nadgarstek – westchnął Kenobi. – Mogę biec sam.

Anakin niechętnie spełnił prośbę i kilka grzmotów później dotarli do budynku opatrzonego szyldem „Herbaciarnia na bogato". Obi-Wan zlustrował miejsce podejrzliwym wzrokiem.

- Myślałem, że mieliśmy dosyć tłumów? – mruknął, naciągając kaptur na głowę. – A poza tym nie jestem przekonany do przybytków opatrzonych podpisem „na bogato". Nie wiem, jak tobie, ale mnie nie zostało wiele kredytów.

Skywalker żałował, że on również nie może zakryć głowy. Po tej krótkiej przebieżce w deszczu, jego włosy kleiły się jak wodorosty.

- Jeden z Senatorów dał mi kupon zniżkowy na to miejsce. A poza tym, nie będziemy siedzieć w tłumie. To dość... wyjątkowa knajpa. Klienci dostają prywatny pokój, w którym mogą napić się herbaty.

- No proszę – Kenobiemu wyraźnie poprawił się humor. – Nie podejrzewałbym cię o bywanie w takich miejscach. Wiesz, co? Jednak czasem masz dobre pomysły! Po tym prysznicu, herbata na pewno nas rozgrzeje.

Anakin zaśmiał się nerwowo. Cóż... rzeczywiście miał nadzieję, że zaraz się rozgrzeją. I prawdą było, że mieli to zrobić przy herbacie. Tyle, że nie w taki sposób, jak zakładał jego Mistrz...

- Ciekawe, czy mają yarum? – głośno zastanawiał się Obi-Wan.

- Eee... no pewnie, że mają! – Skywalker podszedł do siedzącego w okienku Twi'leka. – Poproszę Yarum. Podwójny!

- Się zrobi, kolego! – recepcjoniście brakowało kilku zębów, ale poza tym facet był bardzo uprzejmy. – A czy...

- Moment! Mistrzu, co tak marzniesz w deszczu? Idź już do windy, zaraz cię dogonię.

Gdy Kenobi znalazł się w wystarczająco dużej odległości od okienka, Anakin pochylił się i dyskretnie szepnął:

- Z dużą łazienką. I żeby nie było tam żadnych zabawek!

Jasna Strona Miłości (Star Wars Obikin)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz