Prawo Zemsty (Część 4) - Żal

1.4K 80 207
                                    

Obecnie

Ułożył przedramiona na blacie, przylgnął policzkiem do chłodnego grzbietu mechanicznej dłoni i wpatrzył się w wirujące w szklance nasiona yarumu.

Dwa miesiące. Dokładnie tyle czasu potrzebował, by wreszcie odbić Futtę i odzyskać Obi-Wana. Mógł bez wahania stwierdzić, że były to najgorsze dwa miesiące w jego życiu – może dlatego tak niewiele z nich pamiętał? Łatwiej mu było poradzić sobie ze wspomnieniami z tamtego okresu, gdy myślał o nich jak o złym śnie. Zamazane obrazy, twarze różnych osób, głosy, uczucia... Każdy dzień przypominał wyścig Bunta i to z rozpiętymi pasami, lecz gdyby zapytano Anakina o szczegóły, to nie byłby w stanie ich podać. Nie potrafiłby napisać pamiętnika z tego, co się wydarzyło.

Za to mógł wyraźnie zobaczyć niektóre sceny, gdy tylko zamknął oczy. Większość wspomnień była zamazana, lecz były pewne zdarzenia, które pamiętał aż nazbyt dobrze.

Pamiętał rozmowę z Radą Jedi i decyzję, by zataić przed zgromadzeniem Mistrzów swój karygodny plan zemsty na Futcie. Oficjalna wersja była taka, że łowca nagród zranił kilkoro żołnierzy (co w sumie było prawdą, bo podczas szarpaniny ze Skywalkerem, rzeczywiście drasnął blasterem parę osób) i uciekając przed Generałem Jedi, wpadł w ręce piratów. A w międzyczasie jego brat Getto dorwał Obi-Wana i podał swoje warunki.

To nie tak, że Anakin wybrał łatwiejszą opcję – zwyczajnie bał się, że jeśli zostanie wydalony z Zakonu, odsuną go od całej sprawy, a wtedy już za żadną cholerę nie ocali swojego Mistrza. Gdyby okoliczności były inne, wolałby powiedzieć Windu i pozostałym prawdę. Ucieszyłby się, słuchając ich wzburzonych uwag. Chciałby, żeby zjechali go z góry na dół! Czuł, że na to zasługuje.

Podobnie jak zasługiwał na każde z chłodnych spojrzeń, które przez dwa miesiące posyłał mu Cody.

Och, to też Anakin wyraźnie pamiętał! Moment, w którym poszedł do oddziału Obi-Wana, by poinformować ich, co się stało. Twarz Komandora Cody'ego jeszcze nigdy nie wyrażała tak wielkiego potępienia.

- A potem zostawił go pan na środku prerii, Sir? – chłodno dopytywał służący pod Obi-Wanem dowódca. – Tak po prostu? Samego? Odsłoniętego? Na planecie wroga?

Tak, bo byłem skończonym idiotą i zasługuję na to, by spalono mnie żywcem! – Anakin miał ochotę odpowiedzieć.

Najbardziej charakterystyczną cechą tamtych dwóch miesięcy była uległość, z jaką pozwalał innym po sobie jeździć. Chciał, by patrzyli na niego jak na dupka. Chciał, by wbijali mu szpilę za szpilą, a im bardziej bolało, tym lepiej! Chciał cierpieć. Chciał, by misja odbicia Futty była jego pokutą. Lodowate spojrzenia, ciche pretensje i słowa potępienia ściskały mu serce, ale nie były nawet w połowie tak bolesne jak jego własne wyrzuty sumienia.

Tylko jeden człowiek nie przyłączył się do zbiorowej nagonki na Skywalkera, lecz Anakin wcale mu za to nie podziękował, o nie!

Pierwszy raz w życiu wydarł się na Kanclerza Palpatine'a.

- JAK MOŻESZ W OGÓLE MÓWIĆ, ŻE TO NIE MOJA WINA?! – przypomniał sobie swój wściekły ryk w gabinecie głowy Senatu.

Z tych nerwów nawet formalności wyleciały mu z głowy i zapomniał zwrócić się do mężczyzny per „Ekscelencjo".

- Ależ, drogi chłopcze! – padła wówczas zdumiona odpowiedź przywódcy Republiki. – Nie możesz brać odpowiedzialności za nieostrożność Mistrza Kenobiego! Przecież gdyby nie...

Jasna Strona Miłości (Star Wars Obikin)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz