teatr lalek

216 28 9
                                    

       Długa ulica, rozszerzająca się w stronę Głównej Siedziby zalała się setkami mieszkańców, czekających z jakąś niewyjaśnioną ciekawością na słowa, które miały paść z ust Wielkiej Premier. Co roku brzmiały podobnie, a zdarzało się nawet, że po kilku latach powtarzano tą samą treść, licząc na słabą pamięć słuchaczy. Tak czy siak, nie miało znaczenia, czy kilka zwrotów zamieni się z ich synonimami, skoro w dalszym ciągu przekaz będzie identyczny. I takiego też się spodziewano. Można wręcz podejrzewać, iż dokonanie większych przeróbek w wydźwięku tej perory mogłoby wywołać niepożądane poruszenie oraz oburzenie ze strony ludu, który wykazywał swoją postawą masę sprzeczności. Jednocześnie nie brakowało mu zapału do wzdychania oraz narzekania, jednakowo sprzeciwiając się jakimkolwiek zmianom. W ich słowniku to co nowe, równało się niebezpiecznemu. Burzyło ten beznadziejny ład, który zagościł się na drogach, między budynkami, w ich domach oraz ich głowach. 

  - Dziękuję wam wszystkim, że stanęliście tu po to by wspólnie ze mną uczcić kolejny rok, w którym mogę obserwować jak wspólnie działamy dla dobra miasta. Powtarzam bowiem, że nie chodzi tu o mnie jako indywidualnego człowieka, zaś społeczność jaką tworzy każdy z nas, swoją pracą, zaangażowaniem oraz niezłomnością. Dzięki niej wyprowadziłam z klęski tych, którzy są tutaj wśród was lub pozostawili po sobie przyszłe pokolenia. Pamiętajmy, że wybory istnieją wtedy, gdy jest między czym wybierać. Czasem trzeba postawić wszystko na jedną kartę, zmienić swoje podejście, by dojrzeć dobro w tym, czemu początkowo jesteśmy nieprzychylni. Widzę tych, którzy to rozumieją i którzy wierzą, że są cegiełką w budowaniu świata od nowa, dla naszych dzieci, wnuków oraz zupełnie obcych osób, jacy będą dziękować nam za setki lat. Życzę wam miłego dnia.- uniosła prawą dłoń ku górze, po czym odwróciła się do Seonghwy, który wciąż nie przełknął sytuacji sprzed parunastu minut. Tym bardziej, że spostrzegł Hongjoonga, w pierwszym rzędzie, wpatrującego się w niego z nieukrywaną satysfakcją oraz tą swoją specyficzną aurą kogoś, kto jest w stanie prześwietlić cię na wylot. Park wszedł na podest niechętnie, po czym uśmiechnął się nienaturalnie do zebranych. Nie byli oni żadnym powodem jego radości, jednak nie miał mocy odłożyć swojej wypowiedzi na inny czas i inny nastrój. Poprawił mikrofon, przebiegł wzrokiem po linii pustych oczu (z drobnymi wyjątkami), po czym odchrząknął cicho, prostując się jak na baczność. 

- Sądzę, że wszystkie moje myśli zostały już ujęte w słowa. Takie święta jak to, pozwalają nam wszystkim spojrzeć na siebie jak jeden wielki organizm, którego każdy element jest niezbędny do prawidłowego funkcjonowania całości. Warto z osobna spojrzeć na osobę obok oraz zdać sobie sprawę, że to dzięki niej możliwe jest nasze własne istnienie. Jesteśmy od siebie zależni, bo nie znamy nikogo poza granicami Fedory, ofiarującego nam pomoc. To my jesteśmy tą pomocą i my możemy nieść ją innym. Do tego wymaga się poświęcenia, lecz jest ono uzasadnione, a jego korzyści większe niż ciężar. Nie zapominajcie o tym, wstając jutro z ciepłych łóżek.- zakończył, mimowolnie spoglądając na Kima, który prychnął z pewnym zgorszeniem, a następnie oddalił się w kierunku swojej grupy. 

       Na matkę Seonghwy, która podeszła kolejna, nikt nie zwracał już większej uwagi. Kobieta nie należała do tych prowadzących głębsze rozważania i nie zamierzała też udzielać rad czy szerzyć motywacyjnych formułek, mających przekonać zgromadzonych, mimo własnej sceptyczności, do tego, że system jest dobry. Toteż jej sentencje koncentrowały się w głównej mierze na synu, z którym nie miała żadnego kontaktu, prócz tego narzuconego przez obowiązki oraz.. dumie. Ta nie odnosiła się do niczego konkretnego. Była to duma za wszystko, a więc za nic, mówiąc krótko. 

Wooyoung opierał się o ramię Sana. Nie był wrażliwy na wysokie temperatury, jedynie odwodnienie powodowało u niego osłabienie organizmu. Aczkolwiek dzisiaj nie czuł się najlepiej i nie miał pojęcia, co stanowiło tego przyczynę. Być może stres, gdyż nie spodziewał się, że całe to zdarzenie, będzie aż tak wzniosłe. Ewentualnie ciasnota panująca między tymi, którzy ładowali się sobie nawzajem na plecy, chcąc widzieć i słyszeć więcej. Zresztą, to nieistotne gdzie leżało źródło, mdliło go niesamowicie, a ślepia zaszły mgłą. Choi dostrzegł, że coś się dzieje, a chłopak coraz mniej stabilnie utrzymuje się na nogach. Szepnął więc o tym do Mingiego oraz Joonga i chwycił szatyna pod ramię, by wyprowadzić gdzieś w ustronne miejsce. 

FEDORA | ATEEZ | Seongjoong!auOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz