Tarapaty

122 20 15
                                    

-Trzy... dwa... jeden...-

    Potem wszystko działo się niesamowicie szybko. Hongjoong wybiegł na środek z iskrami w oczach, mocno zaciskając palce na rękojeści ostrza, a drugą dłonią powoli rozlewając alkohol. Od razu zwrócił uwagę przeciwników, którzy złapali za broń, by zaraz wbiec za nim do środka. Rozległy się odgłosy strzałów oraz krzyków, które zmieszały się ze sobą, podbudowując tylko ten przerażający zgiełk. Hwa miał ochotę przystąpić do ataku, lecz nauczył się ufać Hongjoongowi oraz jego poleceniom na tyle, żeby natychmiast otrzepać się z chęci postąpienia wbrew zamiarom. Słysząc pisk w uszach, kiedy czas na chwilę zwolnił, pozostawiając go w jakimś specyficznym poczuciu zamknięcia w próżni, wyskoczył z ukrycia, rzucając za siebie jedną zapaloną zapałkę oraz chwyciwszy najcięższą znalezioną książkę, naparł na szybę, wydobywając z ust wrzask mający również odciągnąć uwagę wroga od Joonga. Zdyszany, z rękoma porysowanymi odłamkami szkła, wyleciał na ulicę. Stało tam dwóch mężczyzn na straży, którzy byli gotowi go zabić i doskonale o tym wiedział. Musiał decydować bez zastanowienia. Wyciągnął swój pistolet, po czym wypalił dwie kule na oślep, nie będąc pewny, czy te trafią oprawców. Na szczęście rozległ się potworny jęk bólu, a ktoś zawołał nieznane imię "Sam". 

Hongjoong widział jak tamci wpadają do księgarni. Rządziła nimi złość. Dość często spotykaną zasadą wśród takich bojówek było "zero litości". Toteż Hong miał świadomość, że jeśli podwinie mu się noga, to nie będzie ratunku. Liczył na nic więcej niż towarzyszący mu łut szczęścia. Pomarańczowe, bijące piekielnym gorącem języki, wybuchły mu przed nosem, a pomieszczenie powoli zaczęło wypełniać się gęstym, duszącym dymem. W jego krwi zaczęła płynąć ta adrenalina, mówiąca, zaledwie tyle, że teraz albo wszystko albo nic. To go pobudzało. Przełknął głośno ślinę i rzucił się wzdłuż ściany, osłaniając niezdarnie swoją buzię, przed wybuchającymi w powietrze ognikami.  Ogień był palący, bolesny. Kilkakrotnie musnął jego łydki, przez co zagryzł mocno dolną wargę. Nie minęły dwie sekundy, a on upadł kolanami na bruku. Dopiero teraz do jego uszu dotarły niemiłosiernie głośne błagania o pomoc ludzi pożeranych żywcem przez bezwzględny żywioł. 

W tym samym momencie Park nachylił się nad nim i pomógł się podnieść, po czym pociągnął go za sobą. Mieli na plecach jeszcze jednego Ocalonego, który prawdopodobnie zdążył zawołać wsparcie. Wstał od zmarłego towarzysza, po czym porwał się za nimi w pościg. Pędzili ile tylko mieli sił, lecz utrudniały im poparzone nogi szarowłosego. Ten starał się zignorować straszne pieczenie. Mknący za nimi szatyn wyładował już na nich połowę magazynku i tylko cud sprawił, że za każdym razem pudłował. Jeden nabój przemknął maksymalnie dwa centymetry od skroni Seonghwy. Ciemnowłosy przyspieszył, mocno trzymając Hongjoonga za nadgarstek by ten nie pozostał w tyle. Sam również próbował strzelać, jednak nie było to takie łatwe w biegu, w dodatku okropnie trzęsły mu się ręce ze zdenerwowania. Nie wiadomo, ile jeszcze będą musieli się bronić i czy może sobie pozwolić na bezmyślne marnowanie amunicji. Skręcili w jedną z alei, starając się nie patrzeć za siebie. Dochodziły ich dźwięki butów odbijanych od betonu, które nie cichły, więc nie zwiększali dystansu. Póki co mieli przewagę, aczkolwiek nie byli na swoim polu, więc nigdy nie było wiadomo kiedy to się zmieni. 

Nagle Joong wskazał niemrawo jakieś zejście schodami do podziemi. Znajdowało się tuż przy jezdni i Hwa pierwszy raz widział coś podobnego.

- To stacja metra.- wydusił Hongjoong. Kiedy schodzili po schodach, Kim zdołał wyjąć z ich bagażu jeden koktajl Mołotowa, który podpalił i cisnął za siebie. Uderzenie... czyjś głos, a na koniec cisza. 

Oni nie zwalniali jeszcze przez jakiś czas, przepełnieni nie pozwalającą im na to niepewnością. Dopiero po kilku minutach, Hong zatrzymał się, wziął kilka głębokich wdechów, łapiąc się za kolana. Podążanie na oślep mogło wpakować ich w kolejne tarapaty. A wiedzieli już jedno, nie są w tym mieście sami. Nie było to żadnym zaskoczeniem, wcześniej wątpliwości dotyczyły tylko tego, jak groźni będą rezydenci tej aglomeracji. Przed niespełna kwadransem wyszło na jaw, że są całkiem porządnie uzbrojeni, a jedyne w czym to Hong prowadził, to zdolność trzeźwego myślenia. Wyciągnął krótkofalówkę. 

FEDORA | ATEEZ | Seongjoong!auOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz