Rozdział 1

2.2K 56 17
                                    


Aby uniknąć niepotrzebnych pytań i nieporozumień, książka jest już wydana i nie może być opublkowana w całości. Pozdrawiam ♥️

Dziś wstaję wcześniej niż zwykle, ale to właśnie dziś mój mały królewicz idzie pierwszy raz do przedszkola, a ja do pierwszej pracy. Odsuwam rolety, a jasny świt wpada przez szyby do mojej niedużej sypialni. Otwieram okno i wdycham głęboko chłodne, wrześniowe powietrze Grenoble. Zanim obudzę Marcela idę zrobić sobie kawy, narzucam na siebie cienki, satynowy szlafrok i podchodzę do lustra, spoglądam w swoje odbicie i marszczę lekko nos, nie jest najlepiej, chyba czas do fryzjera. Zbieram włosy do góry i zaplątuje w duży kok. Zanim dojdę do kuchni otwieram drzwi pokoiku i patrzę jak mój syn słodko śpi z lekko rozchylonymi ustami. Wcale nie jest do mnie podobny, w zasadzie do swojego ojca też nie do końca, bardzo żałuję, że nigdy nie pozna swojego taty. Zamykam cicho drzwi i idę na kawkę. Zanim ekspres zmieli ziarno i zaparzy espresso wyjmuję z szafki dwa maślane rogaliki i rozsiadam się na szerokim parapecie. Patrzę na przechadzających się w dole ludzi i biorę łyk kawy, sam zapach bardzo mnie pobudza, a smak pieści moje podniebienie. Spoglądam na wiszące na ścianie czarno białe zdjęcie i staram się przypomnieć sobie mężczyznę z fotografii, niestety, minęły trzy lata, a on nadal jest dla mnie całkowicie obcy. Uśmiecha się do mnie ze zdjęcia, a ja nie umiem odwzajemnić ani radości, ani żalu, ani tęsknoty, niczego. Do dnia naszego wypadku, w którym zginął Marc, niczego nie pamiętam. Moje wspomnienia zaczynają się od wybudzenia ze śpiączki dwa miesiące po wypadku. Przy moim łóżku siedziała Catherine i ją jedyną kojarzyłam, od pierwszego spojrzenia wiedziałam, że jest dla mnie kimś bliskim i to od niej dowiedziałam się kim jestem i dlaczego niczego nie pamiętam. Miałam problem z mówieniem, ale to tylko dlatego, że nie umiałam mówić po francusku mimo, że to tu się urodziłam i tu byłam całe życie, rozumiałam trochę po angielsku i lekarze w tym języku się ze mną porozumiewali, choć ja tylko rozumiałam ten język. Mówić umiałam trochę po polsku i rosyjsku mimo, że nigdy nie uczyłam się tych języków i nie byłam w tych krajach. Wszystko się pomieszało, a żadne badania i konsultacje wybitnych specjalistów nie dawały żadnej odpowiedzi skąd mi się to wzięło i czy kiedykolwiek minie. Musiałam dać sobie radę z rehabilitacją, nauką języka i ciążą, w której byłam w dniu wypadku. Na szczęście dziecku nic się nie stało, a język po trzech latach już nie sprawia mi problemu. 
Zanim dopiję kawę słyszę krótki dzwonek, mrużę lekko oczy, bo nikogo nie spodziewam się o tej porze. Szybko idę do drzwi nie chcąc, żeby mały się obudził i otwieram. Stojący za progiem mężczyzna bez namysłu oplata mnie ciasno ramieniem, a drugą dłoń wsuwa w moje włosy, przyciska mnie do siebie i namiętnie całuje nie dając szansy na oddech. Wariat! Przyciska mnie sobą do ściany i lekko unosi, zawsze wie czego potrzebuję, oplatam go nogami i zarzucam mu ręce na szyję. Dopiero po chwili się od siebie odrywamy, choć nadal toniemy w swoich uściskach.
-Jak moja bogini, gotowa na pierwszy dzień w pracy?- patrzy na mnie z miłością i dostaje za to całusa w czubek nosa.
-Jak nigdy wcześniej- uśmiecham się i zeskakuję na podłogę – chodź na kawkę.
Hugo rozsiada się wygodnie w fotelu, a kiedy podchodzę do niego z filiżanką do przyciąga mnie do siebie i sadza na kolanach.
-Co tu robisz właściwie? - patrzę w jego śliczne, piwne oczy.
-Skończyłem dyżur i przyjechałem, myślałem, że się ucieszysz.
-A nie wyglądam na ucieszoną?
Facet marszczy lekko brwi i kręci głową na co ja siadam okrakiem na jego biodrach i zbliżam się do jego ust, pieszczę każdą wargę osobno poświęcając im po równo tyle samo uwagi, przenoszę pocałunki na szczęki, a potem kieruję się na szyję poniżej ucha, czuję jego przyspieszające tętno i coraz głośniejsze oddechy. Jego ręce zaczynają powoli pocierać moją skórę na udach i wsuwają się pod spodenki satynowej piżamki.  Kiedy dochodzi palcami do koronkowej bielizny zaczyna cicho pomrukiwać i jeszcze śmielej wchodzi głębiej. Nasze spragnione usta łączą się w głębokim, szaleńczym pocałunku, a moje ciało wije się w żelaznym uścisku męskich ramion . Mój facet, uwielbiam kiedy jest taki, kiedy nie prosi o pieszczoty tylko sam je sobie bierze, na szczęście nie zawsze jest taki, wie kiedy potrzebuję czułości oraz delikatności i daje mi to jakby znał mnie na pamięć. Czuję jak rozwiązuje mój szlafrok, a śliski materiał osuwa się ze mnie na podłogę, jego dłonie wędrują powoli na moje plecy, a ja zaczynam pojękiwać coraz bardziej podniecona. Kołyszę biodrami w rytm jego szybkich oddechów i wiem co za chwilę się stanie… 
Tupot małych stóp odrywa nas od siebie, szybko zeskakuję z kolan Hugo i kucam rozkładając ramiona, niestety mój syn ma zupełnie inne plany, z radosnym piskiem mija mnie i wdrapuje się na kolana mojego mężczyzny. Ten obraz zawsze mnie rozczula, chłopaki się tulą, a ja nie mogę się na nich napatrzeć. Hugo jest dla Marcela jak ojciec, poznaliśmy się jak jeszcze byłam w szpitalu, to on przyjął mnie na oddział przywiezioną z wypadku i od tamtej pory bardzo o mnie dba.
-To może skoro nie jestem wam potrzebna, to pójdę się ogarnąć?- wstaję z fotela i bez czekania na odpowiedź wychodzę, bo oni są tak zajęci zabawą, że i tak nie słuchali co mówiłam.
Zamykam się w sypialni i po ogarnięciu porannej toalety  podchodzę do szafy, nie mam wielu ubrań, jakoś nigdy nie lubiłam się stroić. Zastanawiam się co ubrać, to niby tylko kawiarnia, ale też muszę jakoś wyglądać. Ubieram czarne, dopasowane spodnie i białą koszulę z podwijanym rękawem. Do tego buty na niewysokim słupku i torebka. Jest ok, robię lekki makijaż, a właściwie to tylko tuszuję rzęsy i nakładam błyszczyk. Czegoś mi ciągle brakuje… wyjmuję z szuflady białą apaszkę i wiążę ją wokół koka, tak jest, o to chodziło. Wychodzę z sypialni i jest dokładnie tak jak myślałam, Marcel jest już ubrany, umyty i po śniadaniu. Uśmiecham się na widok prób samodzielnego ubrania butów i jego słodkiego głosu, że nie da rady. Kucam przy moim pyszczku i zapinam małe butki. Wychodzimy z mieszkania we trójkę z Marcelem między nami i co trzy kroki unosimy go lekko nad ziemię ciesząc się jego radosnym szczebiotem. Zatrzymujemy się przy samochodzie a ja mam jakieś opory, żeby do niego wsiąść.
-Denerwuję się trochę wiesz?- spoglądam na Hugo i ściskam mocniej jego dłoń.
-Poradzisz sobie – całuje mnie w skroń i podchodzi do drzwi auta.
-Myślę o Marcelu, pierwszy raz zostanie na tak długo beze mnie- na samo wspomnienie tak długiego rozstania łzy mi się w oczach kręcą.
-Oj mamusia nadopiekuńcza – śmieje się i przyciąga mnie do siebie – to duży facet, szybko o tobie zapomni, nie martw się.
-Myślisz?
-Jasne, poza tym ja w razie czego mogę w każdej chwili go odebrać.
-Musisz się wyspać, nie możesz być dobę na nogach, pacjenci by ci tego nie darowali – szturcham go łokciem w bok i patrzę na dołeczki w jego policzkach.
-Wziąłem na jutro wolne – mruczy mi prosto do ucha, a wibracje jego głosu czuję między nogami – mam plany na wieczór, więc nastaw się psychicznie na nieprzespaną noc – pociera dłonią moje pośladki, a ja zaciskam mięśnie krocza. Przechodnie się na nas gapią, a Hugo nie wypuszczając rączki Marcela zaczyna mnie całować, mój facet… 
Najpierw odwozimy Marcela do przedszkola, a ja już czuję szczypanie w nosie, nic nie poradzę, że do tej pory był właściwie ciągle ze mną i się o niego boję, co ja gadam boję, ja jestem przerażona. Hugo gładzi moją nogę, a ja nie mogę usiedzieć w miejscu. Na widok drzwi przedszkola przechodzi przeze mnie dreszcz, idziemy z synkiem za rękę, ale zanim się za nim cokolwiek powiedziałam to widzę jak biegnie w stronę sali, no pięknie, lepiej zniósł to ode mnie, przynajmniej obyło się bez płaczu. Odkładam do jego szafki przyniesione ubrania na zmianę i ulubionego misia na wszelki wypadek i cicho uciekam, żeby mnie nie zobaczył. 
Do pracy dojeżdżamy w kilka minut, Hugo wysiada razem ze mną i odprowadza mnie pod same drzwi.
-Wiesz, że nie musisz pracować, zarabiam wystarczająco dużo, żebyś mogła nie pracować.
-Oj, nie zaczynaj tematu – upominam go i opieram dłonie na jego klatce piersiowej – chcę coś robić, żyć między ludźmi, może to nie jest szczyt moich marzeń, ale na początek wystarczy, później zobaczymy. 
Widzę, że jest niezadowolony, ale nic nie poradzę i tak długo siedziałam w domu.
-A może ty się po prostu wstydzisz, że twoja dziewczyna będzie kelnerką?- warczę trochę chyba zbyt ostro i po sekundzie przysuwam się bliżej- przepraszam.
-Kochanie, to ja przepraszam- spogląda mi łagodnie w oczy – nie wstydzę się ciebie, mówię tylko, że jeśli robisz to z obowiązku to wiedz, że nie musisz. Zadbam o was.
Ostatnie słowa zabrzmiały dość poważnie i chyba wyczuł moją konsternację.
-Leć, zobaczymy się wieczorem, przyjadę po ciebie.
-Zaraz, a Marcel?
-Catherina się nim zajmie- uśmiecha się zalotnie i lekko rusza brwiami.
-Wszystko przewidziałeś?
-Absolutnie, tej nocy nie ma prawa nam nic popsuć- mocno mnie obejmuje i składa całusa na moich wargach.
No dobra, koniec paplania, czas brać się za robotę. Na początek dziewczyny pracujące tu dłużej pokazują mi gdzie co jest, jak obsługiwać sprzęt i kasę, gdzie jaka kawa, gdzie jakie ciasta i nie wiem sama co jeszcze. Na początku robię wszystko bardzo powoli i niezdarnie, ale z każdym kolejnym zamówieniem idzie mi lepiej, co prawda stłukłam już jedną szklankę i talerzyk, ale się nie poddaję i biorę byka za rogi. Nauczę się, najtrudniej jest mi jak ktoś dużo i szybko zamawia, bo nie nadążam pisać, a skrótów się jeszcze nie nauczyłam. Nogi już mi pewnie wlazły z pięć centymetrów w tyłek, a sam zapach kawy budzi już we mnie wstręt. Spoglądam na zegarek i oddycham z ulgą, bo za dwie godziny zamykamy, dzień jest tak intensywny, że nawet czasu nie mam pomyśleć o synu i trochę źle mi z tym, cóż, telefon nie dzwonił, więc chyba nic złego się nie wydarzyło. 
Po zamknięciu lokalu sprzątamy stoliki i myjemy podłogi, ja jeszcze nie zliczam utargu, więc zostało mi wstawienie ostatnich naczyń do wyparzarki i koniec na dziś. Jestem umordowana, a tu jeszcze romantyczna kolacja z ukochanym, usnę jak nic jeszcze przed jedzeniem, a kawy to przez najbliższy miesiąc się nie napiję. 
Kiedy wychodzę z kawiarni widzę czekającego na mnie Hugo, jest jak zwykle bardzo elegancki, ma na sobie stalowe, garniturowe spodnie i białą koszulę z podwiniętymi do łokci rękawami. 
Podchodzę bliżej i wspinam się na palce, żeby go pocałować, robi to bardzo długo i bardzo delikatnie, a kiedy się ode mnie odkleja wręcza mi śliczny bukiet kwiatów. Zanurzam nos w kolorowych płatkach i zaciągam słodki zapach.
-Dziękuję, a jaka to okazja?- pytam zalotnie.
-Musi być jakaś? Po prostu cię kocham- obejmuje mnie w talii i cmoka w usta- zapraszam panią serdecznie- otwiera drzwi samochodu i pomaga mi usiąść.
W restauracji nie ma wielu osób, bo przyznam, że na dzisiejszy wieczór Hugo wybrał dość drogi lokal. Wszystko jest tu w kolorach złota i bieli, na stołach lśnią świeczniki, a zapach kwiatów unosi się w powietrzu. Na końcu głównej sali stoi fortepian, na którym gra elegancko ubrany mężczyzna, a obok niego stoi młodziutka dziewczyna ze skrzypcami w rekach. 
Hugo najpierw odsuwa mi krzesło, a później siada naprzeciwko mnie, bez słowa patrzymy sobie w oczy, ale rozmowa nie jest nam potrzebna, wszystko i tak wiemy. W końcu Hugo wzrokiem przywołuje kelnera i dostajemy karty dań, patrzę na kolejne pozycje i dziwny niepokojący dreszcz przebiega moje ciało, jakby coś miało się wydarzyć, coś złego… niepewnie rozglądam się wokoło, ale nie dostrzegam niczego nadzwyczajnego. Znów zaczynam czytać listę polecanych dań i znów mój wzrok bezwiednie obiega salę i siedzących gości.
-Co się dzieje kochanie?- Hugo łapie moją dłoń, a ja nerwowo podskakuję.
-Nie wiem, jakieś takie dziwne przeczucie mam- marszczę brwi- zadzwonię do Marcela co?
-Jasne – uśmiecha się słodko, a ja bez namysłu wyciągam telefon.
Jeden sygnał, drugi, trzeci, czwarty… nic cisza, wiedziałam, że coś się stanie. 
-Nie odbiera – słyszę jak łamie mi się głos – Hugo, stało się coś.
-Spróbuj jeszcze raz- mówi najspokojniej jak umie, ale w jego oczach widać nerwy.
Znów przykładam telefon do ucha i liczę sygnały, pierwszy, drugi, trzeci… 
-O! Hej siostra! Stało się coś?
-Catherine! Czemu nie odpierasz? Denerwowałam się- syczę ze złością.
-Wybacz, byliśmy w łazience, bo… 
-Mamo! Były bąbelki- słyszę głos Marcela i uśmiecham się sama do siebie- mamo, a ciocia zrobiła w wannie bąbelki.
-Bąbelki? Ale fantastycznie, to teraz piżamka i spać- odpowiadam z ulgą, że wszystko w porządku.
Hugo z uśmiechem kręci głową i znów bierze do ręki kartę dań. Już spokojniejsza zamawiam pieczonego dorsza z grillowanymi warzywami, a Hugo pierś z kaczki z pieczonymi ziemniakami. 
Jedzenie jest tu wyborne, zresztą za takie ceny to co się dziwić, po kolacji dostajemy wyśmienite wino i torcik bezowy. Dam sobie głowę uciąć, że jutro będę ważyła kilogram więcej. Mimo tego, że atmosfera jest fantastyczna i świetnie nam się rozmawia to widzę, że Hugo wcale nie jest taki wesoły jak przed kolacją, jakby coś go gryzło. Otwieram usta, żeby go o to zapytać, a on w tym momencie wstaje od stolika, zamieram nie wiedząc o co chodzi, ale szybko przytomnieje kiedy klęka u moich stóp. 
-Juliette, kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem byłaś pokaleczona i nieprzytomna, ale już wtedy wiedziałem, że będziesz tylko moja. Każdego dnia walczyłem o twoje… - zawiesza głos – o wasze zdrowie i życie, bo wiedziałem, że będziecie dla mnie najważniejsi na świecie. Codziennie dziękuję Bogu, że cię uratował i pozwolił mi cieszyć się tobą każdego dnia. Nie chcę żyć bez ciebie i błagam, pozwól mi przejść z tobą przez życie. Przysięgam, że będę najlepszym ojcem dla twojego syna i marzę tylko o tym, żeby kiedyś powiedział do mnie tato.
Nie wierzę, że to się dzieje, patrzę w te najpiękniejsze oczy i nie wierzę, że to zrobił. Wyciąga do mnie dłoń z otwartym pudełeczkiem, w którym lśni przepiękny pierścionek, nie jest duży, ale jest najpiękniejszy na świecie. Widzę w oczach Hugo lęk i kiwam głową, że się zgadzam, wsuwa mi na palec pierścionek, a w restauracji rozlegają się brawa. Hugo wstaje z kolan i unosi mnie nad ziemię, jestem szczęśliwa… całuje mnie mocno i namiętnie nie zwracając uwagi na otaczających nas ludzi. Dopiero po kilku chwilach odrywamy się od siebie wciąż patrząc sobie głęboko w oczy. Nagle ktoś szarpie mnie za ramię i odwracam głowę do mężczyzny stojącego tuż za moimi plecami. 
-Boże- wzdycha i nie wypuszcza z uścisku mojego nadgarstka – niemożliwe… 
-Słucham?- próbuję się odsunąć i szarpię ręką .
-Powiedz, że to ty!- facet podnosi głos, a ja zaczynam się bać- powiedz!
-Nie wiem o co panu chodzi! Proszę mnie puścić!
-Zostaw ją co?- Hugo kładzie dłoń na ramieniu mężczyzny, a ten uderza go w twarz.
Przerażona zasłaniam usta dłonią i patrzę jak zaczynają się okładać pięściami, Hugo nie należy do najsłabszych, ale tamten bez trudu go obezwładnił i bije na oślep. Staram się ich jakoś rozdzielić, ale nie wiele mogę zrobić, po chwili przybiega ochrona i rozdziela mężczyzn. Podchodzę do narzeczonego i ocieram jego twarz z krwi.
-W porządku?- pytam z żalem, bo czuję się winna.
Nie odpowiada, mierzy się wzrokiem z tamtym facetem, który teraz patrzy na mnie z takim ogniem w oczach, że aż się go boję. Nie chcę się zastanawiać o co chodzi, wyciągam Hugo z restauracji i jedziemy prosto do jego mieszkania.

Sypiając z Katem - odmienić przeszłość [WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz