Rozdział 4

805 46 15
                                    

Loguję się na stronie linii lotniczych i szybko wyszukuję swoją rezerwację, wciąż mam przed oczami przestraszone oczy Małej, a jeśli to faktycznie nie ona? Jeśli narobię sobie nadziei, a jej zniszczę życie swoją obecnością, przecież tak naprawdę nie wiem kim jest i dlaczego mnie nie zna.
-Stary, co ty odpierdalasz? - z myśli wyrywa mnie głos Aleksieja – chcesz teraz wracać? Jutro masz spotkanie z żabojadem.
-Nie przyspieszam lotu, tylko go odwołuję.
Nie odpowiada, podnoszę wzrok znad ekranu i widzę jak zaciska szczęki, kurwa, a jeśli to on jej pomógł uciec aż tutaj? Czemu nie chce mi wierzyć? Nie jeden raz powtarzał, że chciał jej pomóc, a ja jak dzieciak wierzyłem w każde jego zdradliwe słowo. Patrzę jak otwiera usta i nie wytrzymuję, zwalam ze stolika laptopa i dopadam do braciszka dociskając go sobą do oparcia kanapy.
-Zakłamany skurwielu! - prycham tuż przed jego ślicznymi oczkami i widzę jak się spina z nerwów – to wszystko twoje zagrywki nie? Chciałeś ją przede mną chronić i wywiozłeś aż tu?
-Tobie już na mózg padło – mruczy nic nie robiąc sobie z tego, że prawie na nim leżę.
-Od początku nie chciałeś, żeby ze mną była, chciałeś ją dla siebie!
-Możliwe i co?
-Ufałem ci jak bratu – patrzę na niego z żalem, bo nic innego w tym momencie nie czuję, nawet złości nie jestem w stanie z siebie wykrzesać.
-Maksim – wzdycha i powoli odrywa od siebie moje dłonie – to prawda, że nie chciałem, żeby była twoja, prawda, że podkochiwałem się w niej, zresztą czemu się dziwisz, sam dałeś się usidlić. Zgadza się, chciałem pomóc jej uciec, ale ona nigdy  nie przystała na moją propozycję, zawsze powtarzała, że jej miłość cię zmieni w człowieka, i że ona nigdy od ciebie nie ucieknie. Nie sądziłem, że posunie się do samobójstwa i uwierz mi, że gdyby jakimś cudem okazało się, że to ona to ozłociłbym tego kto pomógł jej to zorganizować. Ale to nie Mila, to jakaś piękna, drobna, ciemnooka dziewczyna łudząco podobna do Milki, ma swoje życie, narzeczonego i przyszłość przed sobą, nie burz jej tego tylko dlatego, że ty tęsknisz i masz wyrzuty sumienia – patrzę jak podchodzi do szyby i opiera się o nią ramieniem
-Muszę ją poznać, muszę ja jeszcze raz zobaczyć i …
-Brat – młody mi przerywa, choć wie, że tego nie znoszę – odpuść, nie znęcaj się nad sobą. Pomyśl co będzie jak się okaże, że to nie ona, dla mnie to będzie tylko rozczarowanie, ale ty stracisz ja drugi raz, chcesz tego? Chcesz patrzeć jak odchodzi za rękę z innym? Nie oszukujmy się, dla ciebie to ona już jest Milką, zmartwychwstała w twoim wyobrażeniu i nie dociera do ciebie ze to może nie być ona.
-Aleks, to jest ona, czuję to i wiem, że ona poczuła to samo, widziałem to w jej oczach, rozumiesz? Patrzyła na mnie jak kiedyś. Dokładnie tak jak wtedy kiedy widziałem ją pierwszy raz, nie znała mnie wtedy, nie wiedziała, że zgotuję jej piekło i tak patrzyła wczoraj. Może to chore i może będę cierpiał kolejny raz, ale muszę ją poznać, chcę dotknąć jej policzka i patrzeć jak mruży oczy, nikt na świecie nie ma takich oczu, nie pomyliłbym ich z żadnymi innymi! - zaczynam krzyczeć, a świadomość, że moja żona jest z innym doprowadza mnie powoli do obłędu – I choćbym miał zamieszkać na ulicy to będę przy niej, ona w końcu do mnie wróci, nie dziś i nie jutro, ale wróci do cholery!
Sam nie wiem co we mnie wstępuje, łapię dzielący nas szklany stolik i z hukiem rozbijam go o podłogę. Aleks łapie mnie za ramie i szarpie do siebie, a ja walę go w mordę z taką siłą, że pada na podłogę, nie wiem co mnie tak wkurwiło, ale nie umiem się powstrzymać, chcę go kopnąć, ale w ostatnim momencie zatrzymuje nogę i pomagam mu wstać..
-Odzyskam ją brat, nawet nie wiesz jak bardzo chcę jej pokazać, że umiem być człowiekiem, jeśli mnie pozna i nadal nie będzie mnie chciała to odpuszczę, dla mnie najważniejsze, że żyje.
Aleks patrzy na mnie z politowaniem i podaje mi smartfona.
-Masz, odwołaj ten lot, mój też przy okazji.
-Dzięki – wzdycham i biorę urządzenie do ręki – nie oczekuję od ciebie pomocy, wiem, że jesteś przeciwko.
-Pomogę ci, ale nadal nie wierzę, że to się uda.
-Nawet nie wiem gdzie jej szukać – opadam ciężko na fotel – co będę chodził po mieście ze zdjęciem i pyta ludzi czy ktoś ją widział? To bez sensu.
-Przestałeś myśleć, to wszystko - kręci głową i opiera łokcie o kolana – gdzie ją widziałeś co?
-Po co pytasz?
-W restauracji, dobrej restauracji.
-Aleks…
-Musieli mieć rezerwację, wystarczy tam pójść i … - zawiesza głos i pokazuje głową na leżący na komodzie portfel.
-Jedziemy – podrywam się z fotela i bezmyślnie rozglądam po apartamencie.
W taksówce się do siebie nie odzywamy, wciąż mam przed oczami widok całującej się Mili, żałuję, że nie pozwalałem jej na to ze mną, jedną noc spędziliśmy tak jak powinniśmy. Samochód się zatrzymuje, a ja dalej gapię się w szybę, cholera, boję się, dawno nie czułem takiego lęku, a co jeśli to nie ona? Szturchnięcie w ramię mnie budzi i bez słowa wysiadam z auta. Po wejściu do lokalu od razu podchodzi do nas szef sali, dokładnie ten sam, który był tu wczoraj, zapamiętał mnie bo patrzy na mnie krzywo. Biorę uspokajający oddech i staram się chłopu wytłumaczyć wczorajsze nieporozumienie i uparcie wierzę, że się jakoś dogadamy.
-Potrzebuję namiar na tych państwa, chciałbym jakoś zrekompensować im ten incydent – staram się mówić spokojnie, choć w środku daleko mi do spokoju.
-Pan żartuje – facet się oburza, a ja spinam mięśnie, przypierdolę mu zaraz – nie możemy robić takich rzeczy.
-Nie rozumie pan – warczę – chcę ich przeprosić.
-Pan też mnie nie rozumie, nie mogę – zanim skończy odwracam się i odchodzę kilka kroków, żeby mnie nie poniosło.
Kiedy wracam, Aleks po swojemu zaczyna faceta urabiać, ale bezskutecznie, straszny służbista, najchętniej obiłbym mu mordę, ale to mi w niczym nie pomoże. Wkurwiony do granic opuszczam restaurację i wdycham chłodne powietrze, to sen, z którego za chwilę coś mnie wybudzi… Jak na zawołanie słyszę za plecami szybkie kroki.
-Przepraszam – odwracam głowę i patrzę w twarz młodego chłopaka – może ja mógłbym pomóc? - pyta nieśmiało, a moje serce mało nie wybuchnie z radości.
-Kim jesteś?
-Kelnerem – opuszcza wzrok jakby się wstydził.
-Ile chcesz? - na początku kręci nieśmiało głową, a później lekko się uśmiecha.
-Pięćset.
-Co pięćset? - pytam lekko zdziwiony.
-Euro, pięćset euro.
Patrzę na niego, a po chili parskam śmiechem, co on żartuje?
Kiwam głową w stronę knajpy i chłopak prawie w podskokach znika za drzwiami od zaplecza. Opieram się o drzwi czekającej taksówki i czekam, coś mi się zdaje, że nici z interesów, bo długo go nie ma. Kiedy mam już ochotę na powrót, drzwi się otwierają i staje w nich mój kelner, rozgląda się na boki i szybko do mnie podchodzi, wciskając mi w dłoń małą, odręcznie zapisaną kartkę, szybko ją otwieram i czytam nazwisko. Nie mam pewności czy to dobre dane, ale muszę mu wierzyć. Bez słowa sięgam portfel i wyjmuję dwa tysiące euro. Facet zaskoczony cofa się o krok i kręci głową.
-Bierz, a jutro o tej samej godzinie się tu spotkamy, jeśli dane są prawdziwe dostaniesz drugie tyle.
Nie czekam na odpowiedz, nie mam na to czasu, wsiadam z Aleksem do taksówki i sprawdzam w smartfonie nazwisko z kartki, Hugo Bonnet, klikam lupkę i czekam czy coś ciekawego się wyświetli, z zainteresowaniem przeglądam informacje o jednym z najlepszych francuskich chirurgów, a w głowie już układam plan co dalej zrobić…
Wybieram numer i czekam kilka długich sygnałów, w końcu moja była blond asystentka odbiera i w milczeniu czeka co powiem.
-Wracasz do roboty.
-Jestem już w drodze na lotnisko- jej głos jest tak lekceważący, że mam ochotę przeciągnąć ją przez słuchawkę i zajebać.
-To zawróć. Za godzinę masz być u mnie, jest interes.
Odkładam telefon i znów patrzę w szybę.
-Co zamierzasz? - Aleks szturcha mnie łokciem.
-Spotkamy się z panem chirurgiem i zaproponujemy mu…
-Co?
-Nie wiem, Annika jest od tego, żeby wymyślić co! Musimy ściągnąć ich do Moskwy, tam zrobię wszystko, żeby ją odzyskać.
-A jak się nie zgodzi?
-I właśnie dlatego Annika ma to załatwić, ona zrobi to tak, że facet się zgodzi.
-A potem?
-Nie wiem – mruczę bardziej do siebie, niż do niego – nie wiem jak się zdobywa kobietę, zawsze tylko brałem co chciałem. Nie wiem co zrobić, jakim być. Nie umiem być miły, romantyczny i zakochany. Boję się, że mimo tego jak bardzo za nią tęsknię i jej pragnę, dalej będę się zachowywać jak Morozow.
-Sam mówiłeś, że noc poślubna…
-Nie byłem sobą – przerywam mu – to nie byłem ja i nie powiem, że mi było źle, było… - przerywam i przypominam sobie Milkę, jej podniecenie na sam mój widok, jak drżała przy każdym moim dotyku i pocałunku, była wszystkim czego wtedy chciałem – było inaczej, ale  nie potrafiłem tego zrobić drugi raz.
-Nie chciałeś, a nie nie potrafiłeś, to jest zasadnicza różnica. Teraz od ciebie zależy, zastanów się czy ty chcesz ją znowu mieć, czy z nią być.
-Ja pierdolę, filozof z ciebie – kręcę głową, bo nigdy nie kumałem takich różnic, ojciec i jego wychowanie mnie spaczyło – skąd mam wiedzieć co? Ale wiem jedno… masz być zawsze w pogotowiu.
-Co proszę? Mam was pilnować?
-Poniekąd, masz jej pilnować przede mną. Masz być zawsze na tyle blisko, że gdybym chciał jej coś… - zaciskam szczęki na samo wspomnienie jej oczu kiedy ją gwałciłem – to masz ją wywieźć i z nią już zostać.
Nie odpowiada, przewraca oczami jakbym mu historię o kosmitach próbował wmówić.
-Aleks, trzeciej szansy nie będzie, albo teraz, albo już nigdy. Obiecaj, że nie pozwolisz mi jej skrzywdzić – mój głos drży jakbym miał się zaraz rozpłakać.
-Obiecuję, ale tylko dlatego, że nie wierzę, że to ona.
Po przyjeździe Ann rozsiadamy się w moim apartamencie i liczę,  że foch panience odpuścił i zacznie współpracować.
-Hugo Bonnet, mówi ci to coś? - warczę i unoszę szklankę do ust.
Laska szeroko otwiera oczy i zaplata dłonie na kolanie.
-Ikona europejskiej medycyny, swoje pierwsze sukcesy odnosił w Paryżu, a pięć lat temu przeniósł się tutaj – zaczyna mówić jakby książkę czytała – genialny chirurg od przypadków beznadziejnych, w branży nazywany skalpelem Boga, jeśli on nie jest w stanie pomóc to już raczej nikt, mimo młodego wieku ma na swoim koncie kilka ciekawych odkryć medycznych, jest współtwórcą aparatu do…
-To mnie nie obchodzi – przerywam jej i widzę, że jest niezadowolona – o nim chcę coś więcej.
-Trzydzieści lat, kawaler, żadnych ciekawych smaczków z przeszłości, może dlatego, że studiował od urodzenia. A co cię tak nagle zainteresował co?
-Nie twoja sprawa. Masz go ściągnąć do Moskwy.
-Ciekawe jakim cudem – prycha, a ja zaraz nie wytrzymam.
-Jak dla mnie to nawet swoją dupą, z tym nie masz raczej problemów.
-Maksim prosisz się o kłopoty – laska podnosi się z kanapy, a ja staram się opanować.
-A ty zacznij myśleć, a nie się obrażać.
Z ulga patrzę jak otwiera laptopa i nie zwracając na nas uwagi zaczyna przeglądać strony. Każda minuta czekania mnie zabija, musi być coś co go zwabi, facet ma kasę więc na to nie poleci, a tak by było najłatwiej, chyba że fortuna, posada też odpada.
-Sympozjum – Ann się odzywa jakby czytała mi w myślach.
-Co?
-Zorganizuj sympozjum naukowe, zaproś najlepszych lekarzy ze świata i jego też.
-Na to potrzeba czasu.
-No parę miesięcy.
-Za długo – warczę i dolewam rudej do szklanki.
-Maks powiedz w czym rzecz, będę wiedziała co zrobić, tak na ślepo to co ja mogę?
Pocieram twarz i upijam łyk ze szklanki, przecież nie powiem, że chodzi o jego narzeczoną, bo na bank mi w niczym nie pomoże.
-Po prostu go sprowadź, nie wiem jak, nie wiem po co i nie obchodzi mnie za jaką kwotę.
-Spotkaj się z nim, zaproponuj współpracę z godną stawkę.
-Ma kasy jak lodu.
-Maksim, Maksim – wzdycha i parzy mi w oczy – na tym polega świat, im więcej masz tym więcej chcesz… zaproponuj mu taki szmal, którego nikt nie przepuści, stać cię chyba.
-Umów mnie z nim – staję przy szybie wychodzącej na miasto i wciąż nie mogę pozbyć się z głowy wrażenia, że coś jest nie tak.
Popadam w paranoję i już wszyscy są dla mnie podejrzani, Aleks pierwszy, Ann druga, gdyby ojciec żył to byłby pewnie trzeci, a zaraz za nim Wiera. To choroba psychiczna, ale jest na nią jedno lekarstwo, albo Mila, albo śmierć, dłużej nie potrafię tego ciągnąć.
Po wyjściu wszystkich siadam na kanapie z laptopem i włączam album z naszą ślubną sesją, rzadko do niej zaglądałem, bo bardzo mnie bolała, dziś robię to z przyjemnością i nadzieją, że kiedyś otworzę go razem z Milką. Powiększam zdjęcie, na którym składamy sobie przysięgę, ja wyglądam jak kretyn, za to Mila jest tu tak szczęśliwa jakiej nigdy jej nie widziałem, to był przełomowy dzień w naszym życiu, dla niej był początkiem tragedii, dla mnie końcem mnie samego. Następna fotografia jest dla mnie jeszcze smutniejsza, tańczymy przytuleni i przypominam sobie co wtedy myślałem, jak bardzo jej nienawidziłem za to, że się zgodziła, gdzieś w środku było mi przy niej dobrze, cieszył mnie jej widok, ale świadomość, że jest żoną mnie odrzucała, patrzę na nasze splecione palce i na lśniącą obrączkę Małej, była nią zachwycona, a ja? Unoszę dłoń, na której błyszczy krążek z białego złota i zainteresowaniem się mu przyglądam, nigdy jej nie zdjąłem, nie potrafiłem tego zrobić. Tęsknię za nią, a wyrzuty sumienia mnie powoli pokonują, Ukojenie do tej pory dawała mi wóda i prochy, tylko po tym mogłem spać, a kac następnego dnia pozwalał mi nie myśleć wciąż o jednym.
Sięgam z kieszeni portfel i wyciągam woreczek z białym proszkiem, dawno nie brałem i sam nie wiem czy chcę to zrobić. Odstawiam laptopa i wysypuję towar na szklany stolik, w pełnym skupieniu układam idealnie równą ścieżkę i zagryzam wargę na samą myśl jaką ulgę mi to przyniesie. Pochylam się nad blatem i zaciskam dziurkę nosa, kątem oka widzę Milę patrzącą na mnie ze zdjęcia, wiem, że gdyby tu była, to nie pozwoliłaby mi tego zrobić, a ja bym ją za to solidnie ukarał. Na samo wspomnienie jej zapłakanych oczu zaciskam zęby i jednym ruchem zgarniam proszek ze stolika.

Sypiając z Katem - odmienić przeszłość [WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz