Prolog

691 75 7
                                    

Serdecznie Was zapraszam na prolog i czekam na Wasze opinie <3 Mam nadzieję, że Catie Wam trochę umili dzień powrotu do szkoły.

1 rozdział pojawi się w sobotę :D
_________________________

Usiadłam na miękkim fotelu w gabinecie na ostatnim piętrze najwyższego budynku, w jakim kiedykolwiek byłam. Czułam jak pociły mi się dłonie, które trzymałam potulnie na udach, wpatrując się w mężczyznę przede mną. Siedział po drugiej stronie biurka, stukając palcami o blat, patrząc na mnie z ciekawością.

Naprawdę nie sądziłam, że jeśli złożę CV na asystentkę projektantki, niby mało ważną pozycję, to podczas rozmowy kwalifikacyjnej stanę oko w oko z Williamem Blake'iem.

Przełknęłam nerwowo ślinę, czując się coraz bardziej skrępowana. A wszystko przez to, że czekaliśmy na jego żonę, która chciała być obecna przy rozmowie.

— Przedstaw się jeszcze raz, proszę — powiedział od razu, kiedy tylko usłyszałam zamykające się za mną drzwi. Wzięłam głębszy wdech, starając się uspokoić rozszalałe serce.

— Nazywam się Catherina Turner — odpowiedziałam, kątem oka widząc śliczną szatynkę w czarnej garsonce. Przysunęła sobie krzesło, aby usiąść obok mężczyzny, który posłał jej ciepły uśmiech. Przynajmniej teraz wyglądał bardziej ludzko, a nie jak ten znany, wiecznie poważny biznesmen. — Mam dwadzieścia pięć lat, mieszkam w LA od niecałych trzech miesięcy. Wcześniej pracowałam w Las Vegas jako hostessa w jednym z hoteli.

— Masz jakieś doświadczenie w branży? Może gdzieś pracowałaś jako asystentka? — Pani Blake miała bardzo miły dla ucha głos. Spojrzałam na nią i poczułam jak nerwy trochę odpuszczają. Emanowała nadludzkim spokojem i łagodnością, a jej mąż, niestety, wzbudzał we mnie ogromny niepokój i stres.

Mogło to być spowodowane też tym, że go podziwiałam. Stworzył całą wytwórnię od podstaw w ciągu dziesięciu lat i zyskał międzynarodową sławę. Jakby było mało, to jeszcze wyglądał jak model z najnowszego czasopisma modowego.

— Tak, pracowałam dwa lata jako asystentka menadżera w kawiarni i kierownika w sklepie odzieżowym. — Skinęłam głową, obserwując jak uśmiecha się ciepło. Kobieta miała śnieżnobiałe zęby, a ich kolor jeszcze bardziej wydobywała przez bordową szminkę.

Cholera, życie było naprawdę niesprawiedliwe.

— Dlaczego chcesz pracować u nas? — William Blake uniósł ciemną brew, przez co znów spojrzałam mu prosto w twarz. Piwne oczy wpatrywały się we mnie z uwagą, ale i swojego rodzaju zaciekawieniem, którego nie rozumiałam. Byłam najbardziej pospolitym człowiekiem, jakiego można spotkać na swojej drodze.

— Od dziecka interesowałam się filmografią i chciałam pracować przy produkcji filmów oraz seriali. — Zamyśliłam się. Mówiłam prawdę; od zawsze marzyłam o pracy w wytwórni, a teraz miałam taką okazję. — Jak zobaczyłam ogłoszenie, że poszukują państwo kogoś na stanowisko asystentki w dziale charakteryzacji, to uznałam, że będzie to idealne miejsce na początek.

Mężczyzna skinął powoli głową, cały czas nie spuszczając ze mnie wzroku. Starałam się ze wszystkich sił powstrzymać przed chęcią ucieczki z tego miejsca. Nie wiem, czy kiedykolwiek tak bardzo się bałam na rozmowie kwalifikacyjnej.

— Rozumiem. — Lekko uniesione kąciki ust nie wróżyły niczego dobrego, jeśli uśmiech nie docierał do oczu. Na pewno nie dostanę tej pracy, czułam to w kościach.

Drzwi do gabinetu otworzyły się gwałtownie, na co państwo Blake wstali. Wstrzymałam oddech, zauważając groźny wyraz, w którym wykrzywiła się twarz Williama. Dorothy położyła mu dłoń na ramieniu, kiedy napiął mięśnie, a w pomieszczeniu rozniósł się warkot.

— Dlaczego wpadasz tu bez zapowiedzi, Sherman? — syknął William, okrążając powoli biurko. Przygryzłam dolną wargę, czując się coraz gorzej.

Ja kontra dwa albo trzy wilkołaki. Z moim poczuciem siły i wartości mogłabym im od razu powiedzieć, aby mnie zeżarli, jeśli będą wyrażać taką chęć.

— William, przyjacielu. — Ciepły baryton spowodował, że po moim kręgosłupie przebiegł przyjemny dreszcz. Dawno nie słyszałam takiej głębi głosu; był niesamowity. — Muszę z tobą porozmawiać na osobności.

— Kończę rozmowę kwalifikacyjną — mruknął Blake, a Dorothy posłała mi delikatny uśmiech. Starałam się odpowiedzieć jej tym samym, ale czułam, że jestem blada jak ściana, a usta wykrzywiłam w jakimś grymasie.

— Świetnie — prychnął ten cały Sherman, robiąc parę kroków do przodu, aż zauważyłam skraj garnituru.

Uniosłam wzrok, widząc wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę. Jego profil był obiecujący; ciemne, rozwichrzone włosy, ostre kości jarzmowe, dwudniowy zarost.

Wyglądał jak jeden z moich mokrych snów, do których nigdy bym się głośno nie przyznała.

— Panno Turner. — William ponownie zwrócił na mnie moją uwagę, posyłając zirytowane spojrzenie drugiemu mężczyźnie. — Czy chciałaby pani coś jeszcze dodać?

— Chyba powiedziałam wszystko. — Poczułam na sobie spojrzenie całej trójki. Moje serce zatrzepotało pod wpływem nagłego stresu. Nie znosiłam być w centrum uwagi, chociaż czasami musiałam. Jednak nigdy nie wzbudzało we mnie to tyle zdenerwowania!

Wstałam, chociaż nie zrobiło to dużej różnicy. Czułam się jak krasnoludek, bo nie mogłam szaleć ze swoimi pięcioma stopami i trzema calami przy dwóch osobach, które osiągały pod sześć i pół stopy.

Odwróciłam się wprost do Williama. Nie wiem, co mnie podkusiło, aby szybko spojrzeć na mężczyznę, który tu wpadł niezapowiedzianie. Srebrzyste oczy wpatrywały się we mnie z lodowatą obojętnością, a moje serce na chwilę zgubiło swój rytm.

Cholera, on wyglądał jeszcze lepiej niż myślałam.

— Od kiedy może pani zacząć? — Cichy, lekko rozbawiony głos Williama Blake'a przywrócił mnie do rzeczywistości. Uśmiechnęłam się delikatnie, czując coraz większe skrępowanie. Tamten facet nie powinien wlepiać we mnie tego cholernie zimnego spojrzenia.

— A od kiedy mogę? — Dorothy Blake podeszła bliżej, pokazując zęby w szerokim uśmiechu. Na szczęście, jej obecność była uspokajająca.

— Od poniedziałku. Moja żona wyśle ci grafik na maila, którego podałaś w CV. — Skinęłam głową, ściskając dłoń, którą kobieta wysunęła w moją stronę. To samo zrobiłam z Williamem i koniec końców musiałam się odwrócić do mężczyzny... najbardziej przerażającej osoby w tym pomieszczeniu.

— Witamy na pokładzie. — William posłał mi uśmiech, na który odpowiedziałam. Czułam się coraz mocniej osaczona, mając wrażenie, że szarooki z każdą kolejną chwilą się do mnie zbliżał.

— Dziękuję i do widzenia — szepnęłam, uciekając jak najszybciej z gabinetu. Byłam pewna, że nie tylko ja poczułam te iskry podczas muśnięcia mężczyzny. Skóra na dłoni paliła mnie lekko, jakby tęskno za dotykiem nieznajomego.

Naprawdę byłam nienormalna.

CatieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz