Rozdział 10

806 72 7
                                    

I oto następny! ♥️ Pamiętajcie, że to dzięki Wam mam taką motywację do pisania (chociaż czasami mimo wszystko jej brakuje, to wiem, że czekacie - a to dość motywacyjny kopniak 😉)
______________________

Budzę się sama w sypialni.

To naprawdę był zły pomysł. Doszłam do tego wniosku, gdy tylko usiadłam na szerokim, małżeńskim łóżku, sprawdzając przy okazji, czy druga strona była jeszcze ciepła. Musiał jakoś niedawno wstać.

Przeciągnęłam się, gdy tylko stanęłam boso na zimnych panelach. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł mi po kręgosłupie, kiedy z pełną świadomością zdałam sobie sprawę z tego, co wczoraj się zdarzyło.

Byłam taką idiotką.

— Catie? — Spojrzałam się zaskoczona w stronę zamkniętych drzwi. Nie spodziewałam się, że da mi na tyle przestrzeni, aby nie wejść do środka. — Moja kuzynka przywiozła jakieś rzeczy, w które możesz się przebrać. Są schowane w szafie. Przyjdź, jak już będziesz gotowa.

Nasłuchiwałam pewnych kroków, kiedy zaczął się oddalać. Wysłał swoją kuzynkę, aby przywiozła mi rzeczy? Naprawdę?

Podeszłam niepewnie do ogromnej, drewnianej szafy, otwierając jedno ze skrzydeł. Prawie zamruczałam, czując przyjemny męski zapach, który mnie otulił. Tak, zdecydowanie zbyt mocno reagowałam na wszystko, co było związane z tym wilkołakiem. A to nie mogło się skończyć dla mnie dobrze.

Szybko zarzuciłam na siebie jasne, poprzecierane dżinsy oraz białą koszulę, którą od razu zaczęłam ubóstwiać. Kylie miała naprawdę dobry gust oraz rękę do materiałów.

— Dziękuję — mruknęłam, wychodząc na korytarz i wpadając na Michaela. Chyba wychodził właśnie z łazienki, do której się kierowałam, by chociaż przemyć twarz. — Nie musiałeś dla mnie tego wczoraj robić.

Obserwowałam go spod rzęs, jakby bojąc się spojrzeć mu prosto w twarz ze swoją zwykłą pewnością siebie. Wczoraj widział mnie taką słabą... Już pewnie nigdy nie uda mi się odzyskać wizerunku wojowniczki w jego stalowych oczach.

Pięknych oczach, w których teraz widziałam ogrom troski.

— Powiedziałem ci już, że zawsze będziesz mogła na mnie liczyć, ptaszyno. — Przekrzywił odrobinę głowę, przyglądając mi się uważnie. Pod tym bacznym spojrzeniem nic nie mogło się ukryć, tego byłam pewna. Czułam się tak, jakby spoglądały mi prosto w duszę. — Pomoc tobie nigdy nie będzie stanowić dla mnie problemu. Zapamiętaj to, Catie.

Spuściłam wzrok, wbijając go w swoje splecione dłonie. Dlaczego nie potrafiłam mu teraz odpyskować? Dlaczego nie potrafiłam zawalczyć?

No tak, Nolan skutecznie przypomniał mi wczoraj jak szybko doprowadzić mnie do braku pewności siebie. Skąd miałam wiedzieć, że Michael też nie jest damskim bokserem?

Prawie prychnęłam na tę myśl. Zmienny nim nie był. Co do tego byłam pewna, chociaż bałam się, skąd ta pewność się wzięła.

— Spójrz na mnie — wymruczał, obejmując dłonią moją twarz. Uniosłam na niego spojrzenie, widząc w szarych oczach ciepły błysk, od którego zmiękło mi serce. — Nie musisz się bać. Obronię cię przed nim, ptaszyno. Nikt więcej cię nie skrzywdzi.

Tak pięknie to brzmiało... pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo pragnęłam usłyszeć coś takiego.

— Jeszcze parę dni temu się kłóciliśmy — zauważyłam, wywołując tym lekki uśmiech u Michaela. Boże, jaki on był przystojny. — A teraz nagle jest między nami wszystko w porządku? To tak nie funkcjonuje w normalnym świecie, Michael.

CatieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz