Rozdział 9

676 72 12
                                    

Bonusowy rozdział i na dodatek jeden z moich ulubionych <3 Dajcie znać, co o nim sądzicie!

___________________________

Nie wierzę, że to zrobiłam.

Przekroczyłam próg The Cave, nawet już specjalnie się nie dziwiąc, że ochroniarz nie sprawdził mojego dowodu. Pewnie doskonale wiedział kim byłam, mimo że w tym klubie pokazałam się dopiero któryś raz.

A dawno mnie tu nie było. Oczywiście, nie unikałam tego miejsca ze względu na pewnego mężczyznę.

Na pewno nie ze względu na niego. Chyba, że tylko trochę.

Usiadłam przy barze, rozglądając się uważnie, aby nie przegapić w tłumie znajomych rysów.

— Witam. — Arthur uśmiechnął się do mnie, wycierając jedną ze szklanek. Nie było dużego tłumu, chociaż i tak większy niż się spodziewałam w środku tygodnia. — Co ci podać? Szukasz alfy?

— Nie — odpowiedziałam szybko, za szybko. Arthur tego nie skomentował w żaden sposób, tylko pokiwał powoli głową ze zrozumieniem. — Czy mógłbyś mi podać coś dobrego, ale bez alkoholu? Muszę być trzeźwa.

— Zapowiada się ciężka noc? — Uśmiechnął się szeroko, ale jego wzrok pozostawał czujny. Nie miałam innego wyjścia niż tylko pokiwać głową, rozglądając się dyskretnie po pomieszczeniu. Specjalnie poszłam za bar, aby mieć na oku wejście na salę. — Może zadzwonię po Mike'a? Dotrzyma ci towarzystwa. Wyglądasz jakbyś tego potrzebowała.

Naprawdę było aż tak po mnie to widać? Nie mogłam prosić tego faceta o pomoc, gdy nie chciałam mieć z nimi nic wspólnego! A jednak znalazłam się akurat w tym barze, jakbym wiedziała, że bez problemu obejmie mnie protekcją.

Zresztą... sam mi to zaproponował.

— Nie chcę mu przeszkadzać. — Uśmiechnęłam się słabo i zdrętwiałam, widząc znajomą, jasną czuprynę w tłumie. Arthur odwrócił się z ciekawością, podążając za moim wzrokiem. — Na pewno ma coś innego do roboty. Jest środa, godzina dwudziesta. Może ma jakieś spotkanie.

Prawie zawyłam z ulgi, gdy okazało się, że to nie Nolan.

— Śmierdzisz strachem. Widać, że uciekasz. — Przełknęłam ślinę, obserwując jak Arthur nalewa mi jakiegoś soku ze szklanej butelki. Postawił przede mną szklankę. — Napij się, ja zadzwonię do Michaela.

Skinęłam głową, nawet nie chcąc się kłócić. Może takiego wyjście było najrozsądniejsze? W końcu uciekłam tutaj, podświadomie wiedząc, że w tym miejscu mogłam się czuć bezpiecznie.

Patrzyłam jak Arthur podchodzi do drugiego barmana i wskazuje na mnie, tłumacząc mu coś, a potem wychodzi, pewnie na zaplecze. Wzięłam łyk soku z mango, nadal się rozglądając wokół siebie. Jedyna osobą, którą tutaj kojarzyłam gdzieś poszła i zostałam sama. Widocznie to też nie był dobry pomysł tutaj przychodzić, a dopiero teraz sobie uświadomiłam.

— Hej, Catherino. — Odwróciłam się gwałtownie w kierunku Nolana, który ze spokojem zajął miejsce obok mnie. Wyglądał na wyluzowanego, co wywoływało u mnie palpitacje. — Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się ciebie w takim miejscu, ale cóż zrobić. Widocznie jak raz zasmakowałaś takiego życia, to już tak zostanie, prawda, kochanie?

— Nie powinieneś tutaj przychodzić. — Serce obijało mi się o żebra tak mocno, że zaraz je połamie. A przynajmniej takie miałam wrażenie.

Wyciągnął dłoń, kładąc ją na mojej. Sparaliżowało mnie i bałam się ruszyć, tępo wpatrując się w miejsce, w których nasza skóra się stykała. Czułam do niego obrzydzenie, którego nie potrafiłam w tej chwili wyrazić.

CatieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz