Rozdział 1

777 66 10
                                    

Weszłam do kawiarni, którą pokochałam od przyjazdu do Los Angeles. Niewielka, z regałami wypełnionymi książkami i pyszną kawą bądź herbatą. Tutaj mogłam na spokojnie usiąść i rysować nowe projekty, które tylko przyszły mi do głowy.

W sumie, to sama droga do tego miejsca wystarczała, abym miała zbyt wiele pomysłów. Ulica, wzdłuż której szłam, była zapełniona najróżniejszymi osobami w oryginalnych strojach. Może ktoś uznałby je za proste, niewyróżniające się, ale każda część ubrania miała duszę. Tylko trzeba było umieć ją wydobyć.

— To, co zwykle? — Caroline uśmiechnęła się szeroko, kiedy podeszłam do kontuaru, za którym stała. Pokręciłam głową, unosząc kąciki ust.

— O dziwo, nie. — Zaśmiałam się cicho. — Chcę uczcić znalezienie nowej pracy. Może czekolada z Martini?

— A gdzie się dostałaś? — Przyjęła ode mnie odpowiedni banknot, zapisując moje zamówienie na kartce.

Poprawiłam pasek od torby na ramieniu, rozglądając się dyskretnie. Nie miałam ochoty, aby ktoś nas podsłuchiwał; chociaż nie zdradzałam żadnej tajemnicy państwowej.

— W wytwórni Blake'a. Zostanę asystentką projektantki. — Poczułam przyjemne poczucie dumy w klatce piersiowej. Doceniałam to, że zechcieli mnie tam zatrudnić. To było coś niesamowitego i od wczoraj nie mogłam przestać o tym myśleć.

Tak samo jak o tych przerażających, ale jednocześnie pociągających stalowych oczach.

— Och! To będę miała znajomą projektantkę w przyszłości! — zawołała Caroline zadowolona, podgrzewając filiżankę.

Nigdy nie byłam dobra w nawiązywaniu znajomości, ale wysoka brunetka nie miała z tym żadnych problemów. Jak pojawiłam się w kawiarni na jej zmianie już chyba trzeci raz, to podeszła i zagadała, kiedy nie było nikogo innego w lokalu. Od tamtej pory zdążyłyśmy się już wymienić numerami i nawet umówiłyśmy się na drinka. Nie znałam okolicy, a obiecała, że pokaże mi najlepsze bary w tej dzielnicy.

— Trzeba będzie to oblać — wyśpiewała, szykując dla mnie gorącą czekoladę. — Może jutro? Zbiorę ekipę i pójdziemy do The Cave. Świetny klub, który jest idealny do uczczenia takiego sukcesu, Catie!

— Myślę, że sobota jest idealna. — Uśmiechnęłam się, patrząc jak Caroline stawia na blacie wysoką szklankę z pysznie wyglądającym napojem. Złapałam łyżeczkę, aby zanurzyć ją w gorącej czekoladzie i mieszając ją z alkoholem, który był na samym dole. — Boże, jak to cudownie pachnie.

Uśmiechnęła się szeroko i przeniosła wzrok na nowego klienta, który wszedł do kawiarni. Odsunęła się ode mnie, podczas gdy ja się rozkoszowałam słodkim zapachem mlecznej czekolady z nutą czereśni i alkoholu.

Usiadłam na jednym z wysokich krzeseł, które były naszykowane dla klientów przy dość pokaźnym barze. Wsunęłam łyżeczkę do usta, aby oblizać ją z deseru. Słodko-gorzki smak był idealny, wręcz raj dla podniebienia.

— Dzień dobry, panno Turner. — Cichy pomruk tuż obok mnie spowodował, że cała się spięłam. Odłożyłam łyżeczkę na talerzyk, na którym stała moja szklanka z czekoladą i zmusiłam się do odwrócenia w stronę mężczyzny.

Stalowoszare oczy wpatrywały się we mnie z chłodem, który przyśpieszył bicie mojego serca. Ta lodowata obojętność była przerażająca i tak nienaturalna, że aż przez chwilę się zastanowiłam, czy on w ogóle żyje.

— Dzień dobry, panie Sherman — odpowiedziałam, siląc się na spokojny ton głosu. Miałam jednak wrażenie, że nieważne, jak dobrze bym udawała, to i tak potrafiłby przejrzeć całą moją duszę.

CatieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz