Rozdział 3

670 65 13
                                    

Jutro wyjeżdżam i wracam dopiero w poniedziałek, więc rozdział publikuję już teraz. Mam nadzieję, że się Wam spodoba :D

_____________________________________

Wstrzymałam na chwilę oddech, słysząc jego słowa. Nie mogłam uwierzyć, że Michael Sherman, którego nie znosiłam, szeptał mi na ucho takie rzeczy!

— Ja... — Głos zamarł mi w gardle, kiedy przesunął usta na moją szyję, muskając ją w delikatnej pieszczocie. Westchnęłam, próbując pozbierać resztki zdrowego rozsądku, kiedy jego dłoń znalazła się na moim prawie nagim udzie.

Och Boże, jeszcze chwila, a dam mu zrobić co zechce na oczach tych wszystkich ludzi!

— Mike! Co ty, do cholery, wyprawiasz? — Cichy krzyk kobiety przywołał mnie do porządku. Położyłam dłonie na piersi Shermana, próbując go do siebie odsunąć, na co pozwolił mi bardzo niechętnie. Zmierzył mnie pociemniałym wzrokiem, a moje serce zgubiło na chwilę rytm.

Co ja najlepszego robiłam?! Nawet go nie tolerowałam!

— Sherman, do diabła, masz bratnią duszę! — syknęła nieznajoma kobieta o wściekle fioletowych włosach. Parsknęłam niekontrolowanym śmiechem, słysząc wyrzut w jej głosie; więc tak działała ta cała magia bratnich dusz? Mógł zdradzać ją do woli? Odwróciła się w moją stronę gwałtownie. — Kim ty, do diabła, jesteś?

— Kylie. — Ciche warknięcie spowodowało, że nieznajoma zamarła, blednąc. Spojrzała się na Shermana przerażona i mogłabym przysiąc, że lekko się skuliła.

Obróciłam się w stronę mężczyzny, nakładając na usta złośliwy uśmiech. Nie zamierzałam mu odpuścić, bo naprawdę okazał się jeszcze większym chamem niż myślałam.

— No cóż, panie Sherman — odezwałam się, zwracając na siebie jego uwagę. Barman postawił koło mnie drinka, rzucając niepewne spojrzenie w stronę swojego alfy. — Myślałam, że dla zmiennych bratnie dusze to świętość... widocznie bardzo się myliłam. Dziękuję za drinka.

— Siedź — warknął w moim kierunku, a biedna Kylie teraz widocznie się skuliła w sobie. Patrzyła na mężczyznę dużymi oczami wypełnionymi strachem. — Później z tobą porozmawiam, Kylie.

Uniosłam brew, widząc jak kobieta odchodzi niepewnie, rzucając mi jeszcze szybkie spojrzenie. Naprawdę tak wszystkich traktował? Z góry, jakby był panem wszelkich istot?

— Wyglądało to tak... — zaczęłam, ale szorstka dłoń zacisnęła się na moim udzie. Przełknęłam ślinę, przesuwając wzrokiem po jego ręku, która nadal spoczywała na mojej nodze. Cholera, nawet nie zauważyłam, że jej nie zabrał. — Nie zajmuję się zajętymi facetami. Niech się pan odsunie, panie Sherman.

— Kylie wybiegła za bardzo w przyszłość — warknął miękko, a stalowe oczy mu trochę pociemniały. Przekrzywiłam głowę, przyglądając mu się. — Źle zinterpretowała niektóre moje zachowania, a propozycja jest nadal aktualna.

— Ma pan bratnią duszę? — Uniosłam brodę, rzucając mu wyzywające spojrzenie. Zacisnął szczęki, a w oczach zauważyłam rozdrażnienie. Nie musiał odpowiadać, bo już wiedziałam, co za chwilę usłyszę.

— Tak, ale to nie ma teraz znaczenia — prychnął, próbując się nade mną nachylić, ale ześlizgnęłam się z hokera i stanęłam pewnie na szpilkach. Nawet mając je na sobie, musiałam zadrzeć głowę do góry, aby spojrzeć mu w twarz. — Zgódź się.

Otworzyłam usta w szoku. On naprawdę nadal mi to proponował, chociaż przyznał się, że miał bratnią duszę?

Co prawda, gdyby nie ta cała Kylie, to najpewniej bym się zgodziła na jego propozycję. Miał coś w sobie, co mnie do niego ciągnęło; przez to był bardzo niebezpieczny.

CatieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz