Chapter 18.

665 49 59
                                    

Gwiazdki i komentarze mile widziane, kochani! 🖤









-I to samo się dzieje, jak mijam jakiegoś chłopaka na korytarzu. - westchnęłam - Mam wrażenie, że wariuje, przecież nic mi się nie stało, a ja mam jakieś napady. - skończyłam opowiadał.

Okazało się, że Sebastian ma znajomości dosłownie wszędzie i pizzę przywieźli nam w zaledwie piętnaście minut, gdzie ja zawsze musiałam czekać ponad półtorej godziny.

-Wszystko z tobą w porządku. - zapewnił, lekko się podnosząc, aby oprzeć się wygodnie o ścianę. Tym samym znalazł się minimalnie bliżej mnie i nasze ramiona się stykały. Jedyny chłopak, który zwrócił na siebie moją uwagę, musiał być gejem. Życie bywało niesprawiedliwe. - Sytuacja jest świeża, więc jest ci ciężko. Nie mów, że nic się nie stało i nie masz prawa przeżywać, bo masz. Kobieto, ktoś dosłownie próbował się do ciebie dobrać. To jest poważna sprawa, niezależnie od tego jak daleko się posunął. - wzruszył lekko ramionami.

Westchnęłam i niepewnie oparłam głowę o jego ramię.

-Powiedz, że wrócę do normalności i nie będę się bała na każdym kroku, że ktoś mi coś zrobi? Zawsze byłam bardzo śmiała i jeśli nagle będę unikać dotyku to mój brat i przyjaciele się zorientują... - przełknęłam gulę w gardle. W moich oczach zaczęły się gromadzić łzy. Zawsze starałam się być silna. Chciałam być twarda. Czemu nie byłam? Co poszło nie tak?

-Hej. - poczułam ramię, które delikatnie, aczkowiek stanowczo objęło mnie w talii. Smythe przyciągnął mnie do swojego boku i mocno przytulił. - Będzie dobrze, młoda. - zaśmiałam się cicho.

-Jestem tylko dwa lata młodsza... - przypomniałam mu.

-Aż. - powtórka z rozrywki.

-Mam cię dość. - zaśmiałam się. Wbrew temu, co powiedziałam, mocniej wtuliłam się w bok szatyna, pragnąc bliskości.

-Może potrzebujesz spotkania ze specjalistą? - zapytał niepewnie. Wiedziałam, że nie zamierzał mnie urazić ani zasugerować, że coś było ze mną nie tak. Chciał mi pomóc.

-Nie potrzebuję. - odparłam po chwili namysłu - Po prostu potrzebowałam się wygadać. - odchrząknęłam - I bardzo dziękuję, że mnie wysłuchałeś. - dodałam, unosząc głowę, aby spojrzeć mu w oczy.

-Nie masz za co. Jeśli będziesz potrzebowała czegoś jeszcze, to zawsze możesz na mnie liczyć. Możesz dzwonić lub pisać w każdej chwili. - niepewnie przeniosłam dłonie na jego klatkę piersiową, aby być bliżej niego.

-Dziękuję, Smythe. - mruknęłam - Nie jesteś taki fatalny, jak mówią. - parsknął śmiechem.

-Dzięki, Anderson. To najmilsze, co dziś od ciebie usłyszałem. - zaśmiałam się cicho. Kątem oka spojrzałam na zegarek i uświadomiłam sobie, że powinnam wracać do domu. Jęknęłam, niechętnie odsuwając się od Sebastiana. - Co? - skinęłam głową na zegarek.

-Powinnam wracać do domu. Zaraz będzie północ. - zauważyłam. Przytaknął.

-Założę bluzę i cię odwiozę.

-Mogę się przejść lub...

-Mało ci wrażeń na ostatnie dni? - uniósł brew. Wzruszyłam ramionami.

-Miałam się starać funkcjonować normalnie, nie? - zaśmiałam się. Szatyn przewrócił oczami i przeciągnął bluzę przez głowę.

-Jeśli kiedykolwiek wpadniesz na genialny pomysł wracania ciemną nocą do domu... Błagam zadzwoń do mnie. Nieważne czy o czwartej nad ranem czy o pierwszej w nocy. Dzwoń. - uśmiechnęłam się pod nosem.

The Boy From Dalton | Sebastian Smythe ✔ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz