Rozdział 11

8.8K 229 716
                                    

NASTĘPNEGO DNIA.

Poniedziałek. Pieprzony dzień zamuły i myślenia o popełnienia samobójstwie. Każdy dzień w Londynie jest taki sam, szare i zachmurzone niebo, padający deszcz i zimny wiatr. Dałabym wszystko by wrócić do Hogwartu, gdzie było jednym słowem zajebiście. Jednak wszystkiego nie można mieć, prawda? Tykający zegar dźwięk, przewracania kartek ze stronę na stronę, maczania pióra w atramencie. I to było coś, co słyszałam już od kilku godzin. Głucha cisza mimo, że byłam w pracy, a za drewnianymi drzwiami, panował istny gwar. Powietrze ciurkiem, wypłynęło spomiędzy moich ust, a cisza była w miarę znośna. Do czasu.

Odłożyłam skostniałą dłonią pióro, by już po chwili móc, wyprostować swoje nogi i nadzwyczajniej odpocząć choć na chwilę od nudnej pracy. Oparłam plecy o skórzane oparcie obrotowego krzesła, wbijając wzrok w biały lekko chropowaty sufit Ministerstwa, w którym oczywiście pracuję. Nigdy nie myślałam, że w przyszłych latach będę pracować w Ministerstwie Magii. Nawet nie wiedziałam, że będę nadal używać magii, która czasami jest niezbędna.

Skórzana kurtka z ćwiekami, opinała delikatnie moje ramiona, a czarne jeansy, widniały na moich, wyprostowanych nogach. Cisza spokój, to coś czego ostatnimi czasy mam o wiele za dużo. Praca przynosi więcej skutków niż efektów. Codzienny widok mojego biura i ogólnie całego Ministerstwa, przyprawiało mi o ból głowy. Praca jest jak monotonność. Codzienna nie chęć, chodzenia do niej sprawia, że jeszcze bardziej się w niej pogrążamy niż woleć z niej zrezygnować. Ale, jak widać każde życie musi być w jakimś stopniu pojebane.

Moje oczy wywróciły się z tyłu głowy, kiedy do moich uszu, dotarł dźwięk wibracji mojego telefonu. Oczywiście, że chciałam mieć przez kilka chwil odpoczynek, ale jednak zobaczyć co się dzieję w świecie mugoli było silniejsze ode mnie. W akompaniamencie, strzelających kości, skierowałam swoje ciało do pozycji siedzącej niż wcześniej; pół-leżącej i z wielką niechęcią, chwyciłam dłonią telefon, leżący tuż obok pióra. Ze smętną twarzą, wcisnęłam przycisk startowy, aby następnie, przejechać palcem po ekranie i móc, odblokować telefon.

Mój wzrok, został, skierowany na powiadomienie; jedna nowa wiadomość. Z głośnym westchnieniem, kliknęłam w powiadomienie, które się otworzyło i, pokazało nadawcę wiadomości. Dech, zaparł mi w piersi, ręce w moment, zaczęły się pocić, a głowa, przewijała tysiąc myśli na raz. 

Noah: Spotkajmy się.

I to, spowodowało mój pieprzony zamysł przez, który to, siedziałam, jak wbita w krzesło. Ciągle, patrzyłam się w ekran, myśląc, że to jakiś pieprzony żart, który niestety nim nie był. Nie wiedziałam, co do końca, czułam. Emocje kompletnie się zmieszały tylko dlatego, że już kilka lat temu, obiecałam sobie, że kontakt mój i Noah nie przetrwa, a jak już miałoby tak być to; kontakt czysto przyjacielski. Trudno było mi uznać, czy nadal coś do niego czuję, bo z resztą to z nim chodziłam te prawie pięć lat, co zalicza się do tego, że to on zna mnie na wylot. I to on może to wszystko wykorzystać, ale wiem, że tego nie zrobi. To po prostu nie jest w jego stylu.

Zaciągnęłam lekko nosem, biorąc do płuc więcej powietrza, które, jak zwykle przez takie momenty, zatrzymuje się na minuty. Nie, wiedziałam co odpisać. Jaką dać wiadomość zwrotną. Jednak wiedziałam tylko to, że, jak Draco się dowie będę miała przesrane i to bardzo. Stres, opanował większość mojego ciała. Przełknęłam wielką gulę, rosnącą w moim gardle, a moje skostniałe palce, powoli, zaczęły trafiać w pojedyncze litery, ukazane na klawiaturze.

Maddie: Okej. Kiedy?

Po kilku może kilkunastu sekundach, dostałam odpowiedź zwrotną, która lekko, wzbudziła mój niepokój.

𝐋𝐎𝐕𝐄𝐑𝐒 • Draco Malfoy 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz