Rozdział 8

225 25 3
                                        

Hehehe, jak zwykle słaby, ale zapraszam XD

Nie mógł wrócić do sali. Nie chciał wyjść na idiotę. Chyba, że już na niego wyszedł przez swoje niezdecydowanie.  Dlaczego on w ogóle się tak zachowywał?

Miał szczęście, bo Tsunade, Jiraiya i Hiruzen gdzieś wyszli. Może na zewnątrz? Do stołówki? Dobrze, że na nich nie wpadł.  Nie wiedziałby, co powinien powiedzieć.

Nie chciał zostawiać Orochimaru w tej sytuacji bez niczego. Oczywiście nie mógł dostarczyć jego rzeczy, chociaż zdawał sobie sprawę, że będą mu potrzebne, bo zostanie w szpitalu kilka dni. Nie miał kluczy do jego mieszkania, a także nie chciał mu się pokazywać przez kilka najbliższych dni.

Przesadził.

Ludzie z Konohy powinni się tym zająć. Miał nadzieję, że podniosą go też na duchu.

Jak on mógł być takim idiotą? Powinien był przekazać to jakoś łagodniej.

Westchnął. Czuł się beznadziejnie. Teraz  Orochimaru pewnie nie chce go znać.

Czas pokaże.

Zostawił w szpitalu trochę pieniędzy i swój numer telefonu. Powinien chociaż pokryć koszty leczenia wężookiego. Jeśli ta suma nie wystarczy – mają się z nim skontaktować.

Wyszedł i ruszył w stronę stadniny. Nie było to daleko, a wolał się przespacerować, niż tłumaczyć się przyjaciołom Orochimaru, dlaczego przekazał mu informacje o śmierci Pythona w tak okropny sposób.

Nie chciał nawet pokazywać się w stadninie, ale zostawił tam swój motor.

Kiedy szedł do swojego celu, myślał, czy to wszystko się kiedyś ułoży. Nie chciał tracić przyjaciela.

I celu.

Przywiązał się do niego.

No i musi dowiedzieć się, o co chodziło z tym więzieniem.

Odsunął to stwierdzenie od siebie. Nie powinien myśleć o takich rzeczach, nie teraz. Chociaż nie mógł zaprzeczyć, że chciał to wyjaśnić.

Sięgnął do kieszeni po słuchawki i telefon. Słuchając muzyki doszedł do stajni.

Los uśmiechnął się do niego po raz kolejny dzisiaj (nieważne jak beznadziejnie to brzmiało w tej chwili), bo na zewnątrz stadniny także nikogo nie spotkał. Mógł się w spokoju oddalić i zniknąć z ich życia na jakiś czas. Kiedy stan fizyczny i psychiczny Orochimaru się poprawi, zadzwoni do niego. Albo poczeka, aż wężooki wyjdzie ze szpitala i sam się na to zdecyduje.

I tak minął pierwszy tydzień.

Większość tego czasu Madara spędził w domu, ewentualnie jeździł nowym samochodem, musiał do niego przywyknąć, bo jego ojciec upierał się, że w następnym wyścigu pojedzie właśnie nim. W rodzinie Uchiha, wszyscy wiedzieli, że trzeba słuchać Tajimy, chociaż to irytowało Madarę. Musiał poświęcać sporo swojego czasu na treningi, oczywiście, lubił to, ale nie podobało mu się, że jego brat – Izuna – chociaż młodszy tylko o dwa lata, miał o wiele więcej wolnego czasu. 

Dodatkowo, podczas tego tygodnia, Madarę zaczęły dręczyć koszmary senne.

I minął drugi tydzień.

Wciąż nikt do niego nie dzwonił. Miał  wrażenie, że nawet jego znajomi, którzy nie są wciągnięci w to wszystko, nagle zamilkli. Koszmary ustały, ale przerodziły się w bardzo złe przeczucia i wyrzuty sumienia. Młody Uchiha przerwał swoje treningi, bo codziennie chętnie sięgał po alkohol.

Riders || MadaOroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz