Rozdział 9

210 25 3
                                        

Zszedł spokojnie na sam dół. Zastanawiał się, jak mógł wyglądać ten budynek, kiedy był w czasach swojej wspaniałości. O ile takie istniały. Nie zdziwiłby się, gdyby zobaczył tutaj jakiegoś szczura, czy trafił na coś gorszego. Miał nieodparte wrażenie, że któreś z drzwi otworzą się i zostanie wciągnięty do środka jednego z mieszkań, gdzie mógłby być pobity, okradziony lub, w najgorszym wypadku, zamordowany. Ludzie tutaj musieli być dziwni. Bo czy normalnym jest zignorowanie tego, że sąsiad nie wychodzi przez dobre kilkanaście dni na zewnątrz, a jeśli to robi to jest w opłakanym stanie? Nie powinni mu pomóc? Chociaż… jakby się zastanowić… on też nie był specjalnie troskliwy ostatnimi czasy.

Stanął przed drzwiami, na których widniała tabliczka: „Zarządca budynku – Danzo Shimura”. Jeśli ktoś będzie w środku, uzna to za cud. Komu chciałoby się przebywać w takim miejscu?  

Zapukał.

Początkowo nie mógł w to uwierzyć, ale ktoś faktycznie otworzył drzwi. I już miał uznać to za „cud”, kiedy zauważył, że nie jest to typowe miejsce dla zarządcy, a kolejne mieszkanie. Czego on mógł się spodziewać?

W przejściu stał starszy mężczyzna, był ubrany w szlafrok i nie wyglądał na zadowolonego. Na całym jego ciele były widoczne bandaże, nawet połowa jego twarzy była nimi zasłonięta. No tak, przecież nie mogła być to normalna osoba.

-O co chodzi? – warknął niezadowolony. Madara nie znosił takich ludzi. Najchętniej od razu uderzyłby go w twarz, ale musiał załatwić jedną rzecz i dobry kontakt z tym człowiekiem może mu pomóc.

-Witam, Madara Uchiha, – wyciągnął w jego stronę dłoń, przez lata życia w jego rodzinie został chociaż nauczony, jak postępować z ludźmi, żeby osiągnąć swój cel – mam do pana pewną sprawę, otóż…

-Nie ma wolnych mieszkań – odpowiedział krótko, już chciał zamknąć przed nim drzwi, kiedy Uchiha przytrzymał je. Naprawdę nie znosił takich ludzi.

-Chodziło mi bardziej o to, że…

-Już powiedziałem, nie ma mieszkań, proszę stąd wyjść.

W tym momencie Madara się zirytował. Nie był przecież cierpliwą osobą.  Pchnął drzwi i wszedł do środka. Stanął przed mężczyzną.

-Słuchaj. Mam sprawę – spojrzał na niego, chciał sprawdzić jego reakcje – i nie chodzi mi, kurwa, o wynajmowanie tutaj mieszkania, bo teraz tylko jakiś idiota chciałby mieszkać w takiej ruderze. Rozumiesz?

Niejaki Shimura przytaknął, przyglądał mu się bardzo uważnie, Madara nie mógł zrozumieć o co mu chodzi. Kontynuował.

-Chciałbym wymeldować stąd mojego przyjaciela, nie ma go tutaj w tym momencie z pewnych względów, jednak mam nadzieję, że nie będzie to problemem.

-Imię? Nazwisko? – wciąż nie spuszczał z niego wzroku.

-Orochimaru. Za chwilę spakuje jego rzeczy.

Przez chwile trwała cisza.

-A więc w końcu się wyprowadza, co? – ton głosu Shimury złagodniał – Mam nadzieję, że w końcu ułoży sobie życie…

Madara nie wiedział, co mógłby powiedzieć, dlatego zamilkł na kolejną chwilę. Danzo zauważył to i dodał;

-Do wieczora wszystkie jego rzeczy mają być zabrane. Nie miał żadnych zaległych opłat, więc…

Przypomniał sobie o czymś, sięgnął po kieszeni po portfel.

-Miałem pewne problemy z dostaniem się do środka mieszkania, żeby mu pomóc i musiałem trochę… uszkodzić drzwi – podał mu kilka banknotów – mam nadzieję, że ta suma pokryje koszty naprawy.

Riders || MadaOroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz