Rozdział 6

250 24 5
                                    

Oparł się zszokowany o ścianę.

Nie żyje?

Jeszcze jakiś czas temu miał się dobrze, przecież nic nie wskazywało na taki obrót spraw.

Nie… to nie jest możliwe.

Miał przed sobą karierę w świecie jeździectwa. Był przecież stworzony do skoków.

To tylko sen.

Przecież tyle osób go lubiło. Nie mógł po prostu odejść.

Obudź się.

-On o tym wie? –zapytał po chwili słabym głosem.

-Był nieprzytomny kiedy go zabrano do szpitala – odpowiedziała Tsunade, wokół panowała teraz bardzo nieprzyjemna atmosfera.

-Możemy tam pojechać? Po drodze wytłumaczylibyście mi wszystko…

Pracownicy stadniny wymienili się spojrzeniami.

-Lepiej żebyśmy z tym zaczekali… - Jiraiya mówi powoli i wyraźnie. Denerwowało to Madarę. Chciał jak najszybciej zobaczyć swojego przyjaciela. Miał nadzieję, że nic poważnego mu się nie stało.

-Dlaczego? – jeśli oni go nie zabiorą to sam pojedzie. Co jeśli to wszystko było jego winą?

-Kiedy się obudzi, będzie w szoku. Dajmy mu chwilę odpoczynku… - powiedział spokojnie Jiraiya.

-Zresztą pojechanie do niego teraz byłoby nierozsądne – wtrącił się Hiruzen – ktoś z nas mógłby spowodować wypadek…

-Weźmy taksówkę – on musiał go zobaczyć. Przeprosić. Pocieszyć. Uspokoić. Porozmawiać z nim. Musieli wyjaśnić sobie kilka spraw.

-Naprawdę jesteś takim egoistą? – pierwszy raz usłyszał, że Jiraiya podniósł głos – Co ci zmieni to, że zobaczysz go w tak beznadziejnym stanie w jakim jest teraz? Myślisz, że on poczuje się lepiej, kiedy jego przyjaciel, którego bardzo szanuje, zobaczy go po wypadku?

Słuchał go, ale wciąż uważał, że powinien do niego pojechać jak najszybciej. Towarzystwo drugiej osoby powinno go przecież podnieść na duchu.

-...a pierwszą rzeczą o jaką zapyta, kiedy go odwiedzisz będzie stan Pythona, co mu wtedy powiesz? Że ma się świetnie i czeka na niego w stajni? Bo chyba nie będziesz go dobijał w szpitalnym łóżku?

-I tak w końcu się dowie – również podniósł głos – a co jeśli doszło do jakichś obrażeń wewnętrznych i teraz umiera?

Zapanowała dziwna cisza, nikt nie chciał nawet myśleć, że Orochimaru mógłby zginąć.

-Madaro… - zaczęła Tsunade – jesteś dorosłą i rozsądną osobą, wytrzymaj chociaż pół godziny. Wszystko ci wyjaśnimy i pojedziemy do niego, może być?

Wiedział, że jeśli się na to nie zgodzi to i tak nie dostanie się do bladoskórego. Nie wiedział gdzie jest. Oni mu tego nie powiedzą. Nie wiedział czy był teraz zmartwiony, ciekawy, przerażony… ale czuł się źle. To było pewne.

-Zgoda – powiedział tylko, mimo wszystko chciał się dowiedzieć co właściwie się stało...

Ruszył za Jiraiyą i Tsunade do siodlarni, tam mogli porozmawiać na osobności. Ta dwójka, z tego co wiedział, znała Orochimaru od jego czasów gimnazjum, chociaż przyjaciółmi zostali dopiero kiedy spotkali się w tej stadninie. Teraz domyślał się, że doszło między nimi do rozłąki kiedy wężooki poszedł do więzienia. Chociaż Uchiha wciąż nie wiedział jakiego przestępstwa dopuścił się jego przyjaciel.

Riders || MadaOroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz