Rozdział 3

239 24 5
                                    

Obudził się później niż zwykle. Zdał sobie sprawę z tego, że musi się pośpieszyć z przygotowaniem na spotkanie z Orochimaru dopiero, kiedy zobaczył na krześle pozostawioną wcześniej torbę z zakupiona dla niego koszulką. To przez nią doszło między nimi do sprzeczki. Chciał mu ją wręczyć. Na przeprosiny.

Zastanawiało go, co zrobi kiedy bladoskóry odmówi przyjęcia ubrania. Obiecał mu przecież, że nie będzie go do niczego zmuszał. Ale namawianie to przecież nie to samo, prawda?

Widząc, która jest godzina zebrał się szybko chociaż było to dla niego trudne.  Dzień był ciepły i najchętniej zostałoby się w domu i leżało, leżało, leżało…

Ale Madara nie mógł się teraz wycofać. Nie mógł się poddać przez swoje lenistwo. Już wyznaczył sobie za cel poznanie Orochimaru. Jego historii, emocji, nazwiska… musiał tego dokonać. Rezygnacja oznaczałaby porażkę, a Uchiha nigdy jej nie ponoszą.

W końcu wyszedł ze swojego domu, który  był ogromny. Wciąż mieszkał z rodzicami, gdyż zapewniali mu wszystko – od jedzenia i paliwa do wszystkich jego pojazdów aż po służbę. Madara nie czuł jeszcze potrzeby znalezienia pracy, czy chociaż studiowania. Był pewny, że do końca życia będzie utrzymywał się z tego co robiła jego rodzina od zawsze, czyli z wyścigów – samochodowych bądź motorowych.

Doszedł do wniosku, że woli podjechać na umówione miejsce spotkania motorem. Było tak upalnie, że nie chciał zgrzać się w aucie. Ubrał kask i ruszył przed siebie z dużą prędkością.

Mimo pośpiechu spóźnił się kilka minut. Spojrzał na Orochimaru, który tym razem zadbał o to, żeby się nie spóźnić. Nie wyglądał na złego. Wydawało się, iż jest wyrozumiałą osobą.

-Wybacz za spóźnienie – podbiegł do bladoskórego.

-Już miałem sobie iść – mruknął. Wydawało się, jakby znowu skrył się w jakiejś skorupie przez którą nie okazywał żadnych uczuć oprócz obojętności i gniewu.

-Naprawdę przepraszam – zaśmiał się i przejechał ręką po włosach układając  je. Przez ten pośpiech zapomniał chociaż trochę je poprawić. Miał nadzieję, iż nie widać, że jego włosy są bardziej poczochrane niż zwykle – było tak gorąco, że zaspałem.

-Tłumacz się, tłumacz – westchnął – i tak na jedno wychodzi. Ale zgodzę się z tym, że jest upalnie. Gdzie chcesz iść?

-Ty wybierz, moje decyzje chyba przynoszą tylko konflikty – ponownie się zaśmiał. Przypomniał sobie o prezencie dla Orochimaru. Na szczęście go nie zapomniał. Szybko odwrócił się do swojego pojazdu i wyjął z jego wnętrza małą torbę – tak w ogóle to mam coś dla ciebie…

-Proszę? – młody jeździec nie ukrywał zdziwienia – Za co?

-Nieźle cię wkurzyłem ostatnim razem, nie? To na przeprosiny.

Chłopak spojrzał na niego jak na wariata, który na siłę próbuję utrzymywać relacje międzyludzkie  w dobrym stanie.

-Żartujesz, tak? To strasznie dziwne z twojej strony.

-Ale chociaż zobacz co to jest – westchnął zrezygnowany. Ale z niego niewdzięcznik – musiałem wprowadzić kilka poprawek, ale powinno ci się spodobać.

Minęła krótka chwila zanim Orochimaru zrozumiał co powinien zrobić. Niepewnie sięgnął do wnętrza torby i powolnym ruchem wyjął prezent na światło dzienne.

-Podoba się? – zaczął Madara, kiedy bladoskóry przyglądał się ubraniu.

-Eh – westchnął – nie trzeba było. Zresztą pewnie i tak jej nie ubiorę, bo nie mam zamiaru odsłaniać ramion.

Riders || MadaOroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz