ROZDZIAŁ 36

167 8 1
                                    

*Draco*

Wparowałem do pokoju zatrzaskując za sobą drzwi tak głośno, że prawdopodobnie było to słychać na całym piętrze. Jednak to nie było moje zmartwienie, bo wszyscy byli w Sali ciesząc się ze swoimi bliskimi. Tylko ja byłem sam, nie wiedząc co ze sobą zrobić.

Moje serce pękało powoli i boleśnie. Pojedyncze kawałki odpadały tak wolno że mogłem je wszystkie policzyć. Usiadłem na łóżku chowając twarz w dłoniach.

Bolało. Bolało jak diabli.

Moje palce powędrowały w moje włosy niszcząc idealną fryzurę. Mocno pociągnąłem za końcówki chcąc sprawić sobie ból który chodź na chwilę odciągnie mnie od myślenia o tym całym bagnie w które się wpakowałem. Mocno przygryzłem wargę chcąc powstrzymać łzy cisnące się mi do oczu.

Nie wiem dlaczego tego nie mówiłem, ja nawet nie myślałem o tym żeby ktoś taki jak szanowana wszędzie gdzie się pojawi Isabel Evans może mi się kiedykolwiek spodobać. Była piękna, ale nigdy nie myślałem żeby się z nią związać, żeby związać się z kimkolwiek. Zawsze kończyło się w łóżku i nie było niczego potem, ale ona stawiała opór, a ja z każdym dniem pragnąłem jej coraz bardziej, z czasem na inny sposób. A potem pojawił się on, ten wspaniały brunet którego pokochała. Zna go raptem pół roku i już jest pewna, jest w stanie być tylko jego. Zostawiła mnie zupełnie samego zapominając o czarodzieju jakim jest Draco Malfoy. W jej oczach jestem zerem, albo czymś jeszcze mniejszym. Gdybym teraz zniknął nawet by nie zauważyła.

Samotna łza mimowolnie spłynęła po moim policzku, a potem była już tylko ślepa furia. Poderwałem się idąc po prostu przed siebie. Wszytko co stało na komodzie leżało teraz na ziemi roztrzaskane, szafa została pozbawiona klamki i na wpół otwarta. Po ziemi walały się odłamki szklanych butelek w których jeszcze przed chwilą był alkohol, który pochłaniał leżący pod stolikiem dywanik. Część poduszek na łóżku i kanapie nie były już w całości, a ich części walały się po całym pomieszczeniu. Sypialnia wyglądała jakby przeszło przez nią tornado.

Stanąłem przed wiszącym na ścianie ogromnym lustrem, a w jego odbiciu zobaczyłem ruinę arystokraty. Roztrzepane włosy, na wpół rozpięta koszula bez krawata i marynarki. Rękawy pocięte, tak samo jak dłonie.

- Ty szujo - wysyczałem do lustra. - Ty pieprzony tchórzu! - wrzasnąłem uderzając pięścią w delikatną dekorację. - Hipokryto! Idioto! Obrzydliwy dupku!

Za każdym określeniem wymierzany był kolejny cios. Szkło rozbryzkiwalo się tak długo, aż nie dało się go zepsuć bardziej. Została goła ściana. Spojrzałem na swoje ręce, które krwawiły przerażająco mocno. Ale tego chciałem. Teraz czułem się lepiej.

Czułem się lepiej nie czując niczego.

***

- Malfoy - usłyszałem jej wspaniały głos.

- Isabel - wyszeptałam.

Byłem spragniony jej widoku, dźwięku jej głosu, sposobu w jaki się porusza. Chciałem tego wszystkiego na własność.

Dziewczyna podeszła do mnie powoli przystając przede mną i patrząc mi w oczy. Położyła swoją rękę na moim policzku w którą się wtuliłem.

- Proszę, zostań - szepnąłem płaczliwym głosem.

Ona na to tylko uśmiechnęła się lekko i łącząc nasze usta w powolnym pocałunku. Tak bardzo chciałem i potrzebowałem. Chciałem więcej, dłużej. Chciałem żeby ta chwila trwała wiecznie. Ale ona się oddaliła. Wciąż miałem zamknięte oczy i rozchylone usta, jakby chcąc dać jej znak że może do tego wrócić. Lecz ona tego nie zrobiła.

Promise || D.M.[W TRAKCIE POPRAWY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz