Rozdział 4: ,,Oczywiście, panie Prezesie."

2.3K 83 55
                                    

,,Czytanie jest to odnajdywanie własnych bogactw i własnych możliwości przy pomocy cudzych słów." ~

Jarosław Iwaszkiewicz

Na drżących nogach szłam w kierunku wyznaczonej sali. Na korytarzu musiałam odliczyć do dziesięciu i wziąć kilka głębokich wdechów. Nie wiem czemu się aż tak stresuję, ale chyba gdzieś w podświadomości po prostu się boję.

Teraz za wszelką cenę staram się zachować rozwagę i oby mi się udało. Jestem już na właściwym piętrze i teraz zostało mi tylko pokonać te kilkadziesiąt kroków, żeby dotrzeć do sali konferencyjnej.

Przed samymi drzwiami, wzięłam jeszcze jeden głęboki wdech, a potem założyłam na twarz swój firmowy uśmiech i zapukałam.

- Proszę! - usłyszałam głos jakiegoś mężczyzny, którego nie byłam w stanie rozpoznać.

Weszłam do środka i przy ogromnym stole siedziało trzech mężczyzn, plus pan Parker i Prezes. Starałam się szczerze uśmiechnąć, żeby nie wyjść na jakąś panikarę.

- Miałam się stawić. - oznajmiłam.

- Tak, Pani Sanders, zapraszamy. - Parker wskazał miejsce po lewej stronie Prezesa, który siedział u samego szczytu stołu.

Zajęłam miejsce, a jakiś inny mężczyzna wlał mi do szklanki wodę z cytryną i limonką. Cicho podziękowałam i wzięłam łyka.

- Z tego co wiem, niedawno awansowała pani na stanowisko redaktorki, prawda? - niskim głosem odezwał się Sharman.

Spojrzałam na niego i zauważyłam, że na nosie ma okulary z cienkimi, złotymi oprawkami. W taki wydaniu wyglądał jeszcze dojrzalej, ale to wcale nie znaczy, że źle. Po prostu wyglądał dostojnie i niezwykle oszałamiająco

- Tak, zgadza się. - potwierdziłam.

-I nie miała pani jeszcze żadnej konkretnej pracy do redakcji, odkąd przyjęła pani to stanowisko? - dopytał, a potem zaczął przeszukiwać jakieś kartki oraz przesuwać placem po swoim ipadzie.

Przełknęłam ślinę, która zbierała się w moim przełyku. Czy to możliwe, żebym już straciła to stanowisko, zanim tak naprawdę je dostałam?

- Nie, nie miałam, panie Sharman. - odparłam.

- W porządku, rozumiem. - mruknął i dalej przekładał dokumenty.

Zaczęła się jakaś niezrozumiana dla mnie dyskusja pomiędzy mężczyznami i nie wiedziałam jak mam się zachować, a dłonie, które trzymałam na kolanach pod stołem, zaczęły mi się pocić.

- Razem z zarządem postanowiliśmy dać się pani wykazać. - tym razem odezwał się Parker.

- To znaczy? - spytałam.

- Dostanie pani kilka tekstów do redakcji. - dodał prezes. - Najpierw będzie się pani zajmować naszą stronę internetową i umieszczanymi na niej tekstami, a jeśli dobrze pójdzie, to dostanie pani jakąś książkę do redakcji. W porządku? - kontynuował, bacznie patrząc mi w oczy i popijając łyka swojej czarnej kawy.

O matko. Miałam ochotę w tym momencie pisnąć z radości, jednak wiem, że nie wypadało. Zdusiłam w sobie tą chęć i zagryzłam wargę.

- Tak, oczywiście, panie prezesie. - uśmiechnęłam się szeroko i tym razem już całkowicie szczerze.

- Świetnie, w takim razie tutaj ma pani szczegóły. Proszę się z tym zapoznać. - podsunął mi pod nos jakiś plik kartek.

- Mam jeszcze tylko jedno pytanie. - zaczęłam.

FAVORITE WORDS | SUNFLOWER 🌻 | ZAKOŃCZONA ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz