21. Wypadek (poprawka)

707 17 10
                                    

Poprawka rozdziału 20

Skip time 2 dni

Pov Marcin
Przez te parę dni spędzonych tutaj udało mi się nawet na chwilę zapomnieć o moich problemach ale czas wracać do szarej rzeczywistości. Było około 12 więc razem z Lexy musieliśmy już wracać do Londynu.
Pożegnaliśmy się z moją rodziną z którą cudownie spędziliśmy te 2 dni.

M: my będziemy już jechać - powiedziałem wchodząc do kuchni w której siedzieli moja babcia i rodzeństwo.

T: nieee - powiedziała błagalnym głosem dziewczynka.

L: musimy. Jutro musimy iść do szkoły-powoedziala brunetka łapiąc ja za rączki

T: ale przyjedziecie jeszcze? - zapytała

M: jasne że tak-powiedziałem na co dziewczynka podbiegła do mnie i mnie przytuliła.

M: pa- Pożegnaliśmy się

L: papa

T, Mi,P: paa

BM: jedźcie ostrożnie-powiedziała przytulając nas na pożegnanie-cześć.

Wyszliśmy z domu i weszliśmy do auta. Wyjechaliśmy na drogę i puściliśmy piosenkę i zaczęliśmy śpiewać i śmiać się. Droga mijała całkiem spokojnie do czasu.. Byliśmy już w Londynie jechaliśmy przez ulicę  zza zakrętu wyjechało auto. Jechało ono slalomem po drodze. Najwyraźniej kierowca był pijany. Zderzyliśmy się potem tylko ciemność w tle slyszlama jeszcze krzyki ludzi.
Ocknelam się gdy na przy mnie stali ratownicy.

L: Ma-Marcin co z nim? - zapytałam cichutkim głosem.

R: spokojnie. Proszę is eIe denerwować ale pan Marcin jest jeszcze w samochodzie nie udało nam się go wyciągnąć.

Automatycznie zalałam się łzami. Ja nie mogę go stracić! Nie teraz! Usłyszałam krzyki strażaków.

S: mamy go! - krzyknął a ratownicy z drugiej katetki odrazu do niego podbiegli.

R: nie oddycha! - krzyknął jeden z nich.

Rozpłakałam się jeszcze bardziej.
Mój przyjaciel którego kocham nir tylko jak przyjaciela właśnie może umrzeć. Zaczęłam się szarpać chciałam pobiec do niego ale nie mogłam.

L: MARCIN PROSZĘ NIE! ŻYJ! ROZUMIESZ MASZ ŻYĆ! - zaczęłam się drzeć. Chciałam wstać ale jak próbowałam od razu się przewracałam z braku sił.

Zabrali mnie do karetki. Ja dalej płakałam. Potem na sygnałach odjechaliśmy. Dali mi jakieś leki na uspokojenie po, których troche się uspokoiłam. W Szpitalu przewieźli mnie na jakąś sale potem już nic nie pamiętam.

Skip time parę godzin

(lekarz-Le)

LE: przykro nam ale nie udało się nic zrobić

L: jak to? Ale co z nim?!

LE: nie żyje. Przykro mi

Nie nie nie on nie mógł umrzeć zaczęłam drzeć się na cały szpital. Zaczęłam uderzać rękami w ściane. Nie mogłam dopuścić do się jej ten informacji. Oparłam się o ścianę i zsunęłam się na podłogę. Cały czas spłakałam.

Nagle obudziłam się na szczęście to był tylko sen. Leżałam na łóżku w białym pokoju. Byłam w szpitalu. Do sali wszedł Lekarz.

LE: dzień dobry. Jak się pani czuje?

L: nie jest źle ale co z Marcinem? - zapytałam na co lekarz podrapał się o głowie

LE: nie jest dobrze. Od paru godzin jest operowany. - powiedział a ja zalałam się łzami

L: ale przeżyje? - zapytałam

LE: miejmy taką nadzieję - powiedział - muszę iść dalej. Dowidzenia - powiedział po czym wyszedł.

Po chwili na salę weszły Agata i Julka. Kocham je za tj że mimo że ostatnio nie rozmawiałyśmy za dużo to i tak zawsze mi pomogą.

J: cześć kochana. Jak się czujesz? - zapytała z troską.

L: powiedzmy  - powiedziałam obojętnie

A: co się stało? - zapytała a ja znów zalałam się łzami- ejj kochana nie płacz

L: on.. On jest operowany od paru godzin. MOŻE UMRZEĆ! - powiedziałem i rozryczlam si ena dobre.

Dziewczyny mnie przytuliły a ja poczułam że zasypiam przytulona do nich.

Obudziłam się spójrzałam na dziewczyny siedzące obok mnie miały miny jakby  zestresowanie połączone z współczuciem i smutkiem.

L: co się stało? - zapytałam zdezorientowana

J: Lexy przykro nam - powiedział a po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Obawiałam  się najgorszego

L: a-ale co się s-stało? - powiedziałem na co te spojrzały na mnie a w oczach miały ta samą mieszankę uczuć. - przecież on żyje prawda?

A: tak ale... - zaczęła mówić - nie mogę Kostera ty jej powiedz

L: ale?! Dziewczyny do cholerny możecie mówić jaśniej-już trochę się zdenerwowałam byłam bardzo zestresowana tym co zaraz usłyszę

J: on jest w śpiączce i nie wiadomo czy się wybudzi. Lekarze dają mu minimalne szanse. - pawiefxiala a po moich policzkach znów zaczęły lecieć łzy. Dziewczyny automatycznie mnie przytuliły

L: on się wybudzi! Musi się wybudzić! Gdzie on jest?! Ja musze do niego iść! - zaczęłam krzyczeć i się szarpać. Na salę wbiegl lekarz. Diewczyny mnie próbowały uspokoić. Przestałam się szarpać. - gdzie on jest?! Co z nim?!? - zapytałam lekarza

LE: jest na oiomie w ciężkim stanie - powiedział a moja nie wierzyłam w to co usłyszałam

L: mogę do niego wejść? - zapytałam
Byłam strasznie roztrzęsiona.

LE: nie wiem czy to jest dobry pomysł

L: proszę. Ja muszę go zobaczyć

LE: no dobrze ale na chwilkę i proszę się nie denerwować

Wyslzismy z mojej slai i skierowaliśmy się na oiom. Przez syzbe widziałam mojego bruneta przypiętego do masy kabli. Był pod respiratorem, miał założony tlen. Patrzyłam na niego przez chwilę po czym lekarz wpuścił mnie do środka. Pomału podeszłam do chłopaka usiadłam na stołku obok jego łóżka i chwyciłam go za rękę na którą zaczęły skapywać łzy z moich policzków. Zaczęłam do niego mówić z nadzieją ze mnie usłyszy i wysłucha.

L: Marcin czemu to robisz? - powiedziałam i patrzyłam na niego w ciszy - dlaczego to nas musi spotykać? Nie możesz umrzeć rozumiesz? Nie możesz. Za dużo razem przeszliśmy żeby to tak skończyć ja nie poradzę sobie jak ciebie nie będzie. Co ja powiem twojej babci i rodzeństwu, a nawet rodzicą? Co ja mam powiedział samej sobie? Człowiek którego kocham nad życie może właśnie umrzeć? Nie. Ale to jest prawda Kocham Cię. - powiedziałem szczerze miałam nadziej ze się obudzi jak w tych amerykańskich filmach. Ale tam się nie stało. - kocham cię. Wróć do mnie - powiedziałem ostatni raz. Lekarz kazał mi już wychodzić - jeszcze tu wrócę - powiedziałem i puściłam rękę bruneta.

Wyszłam z sali i znów się rozpłakałam. Oparłam się o ścianę i zjechałam po niej na ziemię. Dziewczyny mnie przytuliły a Kuba, który dopiero teraz dowiedział się o wszystkim  i przyjechał, wziął mnie na ręce i zaniosl na moją sale. Nie byłam w stanie sama iść. Położył na łóżko. Wszyscy siedzili przy mnie a ja tylko leżałam i płakałam. Czułam się taka bezsilna...

---------------------------------------------------------
Kolejny rozdział!
Ostatni rozdział był do dupy nie podobny więc napisałam go jeszcze raz w tym rozdziale. Tamten będzie jakby go nie było.
1044 słowa
Mam nadzieję że się podoba
Miłego dnia!

I'll Help You LxMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz